To najlepszy z selekcjonerów reprezentacji Polski, których wybierałem jako prezes PZPN. Wybitny trener, ale przede wszystkim świetny człowiek. Umiał dotrzeć do piłkarzy, pamiętam jak kiedyś podszedł do Jacka Krzynówka i mówi: "A w czym ty jesteś gorszy od Davida Beckhama? Też masz jedną głowę, dwie ręce, dwie nogi i piekielnie silny strzał. No i ładniejszą żonę" – Michał Listkiewicz, były prezes PZPN wspomina zmarłego w czwartek Leo Beenhakkera.
Robert Błoński, TVPSPORT.PL: – W czwartek w Rotterdamie zmarł Leo Beenhakker, którego w 2006 roku wybrał pan na selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski.
Michał Listkiewicz, były prezes PZPN: – Dostałem wiadomość w trakcie oglądania meczu Legii – z Holandii zadzwonił Jan de Zeeuw, który był kierownikiem reprezentacji za czasów Leo. To szok, choć wiedzieliśmy, że będący niedługo przed 83. urodzinami Leo słabnie, nie wychodzi z domu, czasem nie kontaktuje. Ale nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko. Dwa czy trzy miesiące temu do Holandii jechał mój przyjaciel i spytał, czy będzie szansa zrobić zdjęcie z Leo. Zadzwoniłem do Beenhakkera i oczywiście się zgodził. Przeprosił, że już nigdzie nie pojedzie, ale – obcego dla siebie człowieka – zaprosił do domu. Wielką klasę zachował do końca. Przed momentem rozmawiałem z trenerem Michałem Globiszem i wspominaliśmy sytuację z 2007 roku, kiedy reprezentacja juniorów grała w MŚ do lat 20. Zaprosiłem Leo na mecz z Brazylią, który wygraliśmy 1:0 po golu Grześka Krychowiaka. Po meczu wszyscy dziennikarze rzucili się po wywiady do Leo, a ten się uśmiechnął i odesłał wszystkich do trenera Globisza, mówiąc, że to on jest bohaterem. Leo zawsze miał klasę. Z tym mi się kojarzy – nawet na śniadanie zawsze schodził w marynarce i w koszuli. No i jego atrybuty to nieodłączna cygaretka oraz kieliszek porto. Biła od niego elegancja i charyzma.
– Jak został trenerem naszej kadry?
– Już w trakcie mundialu w Niemczech w 2006 roku było wiadomo, że zaszczuty i zagoniony do kąta Paweł Janas będzie musiał odejść. Sam mi powiedział, że tak będzie lepiej dla dobra PZPN i drużyny. Beenhakkera podpowiedziały mi trzy osoby: wspomniany Janek de Zeeuw, Andrzej Placzyński i trener Bogusław Kaczmarek. Ja go nie znałem, to znaczy wiedziałem, że prowadził Real Madryt, w na mundialu w Niemczech reprezentację Trynidadu i Tobago. Spotkaliśmy się w Hamburgu, jeszcze w trakcie turnieju w Niemczech i właściwie po pięciu minutach rozmowy wiedziałem, że to jest to. Bardzo pragnąłem, żeby tylko się zgodził. Ujął mnie swoją klasą i spokojem, od razu skojarzył mi się z Kazimierzem Górskim, to był człowiek podobnej klasy człowiek. Nim zaczęliśmy rozmowy o zatrudnieniu, miałem w planach, żeby wymusić na nim polskich asystentów. Nim w ogóle o tym wspomniałem, usłyszałem od Leo: "Chcę mieć w sztabie Fransa Hoeka, najlepszego na świecie specjalistę od prowadzenia bramkarzy, a reszta asystentów niech będzie z Polski. Bo, oprócz wyników, chcę jeszcze zostawić u was wychowanków". I poprosił o listę kandydatów, którą opracowaliśmy z Andrzejem Strejlauem oraz Henrykiem Apostelem. Leo rozmawiał z wieloma, wybrał m.in. Adama Nawałkę, Janka Urbana, Darka Dziekanowskiego, Radka Mroczkowskiego, Rafała Ulatowskiego. Oczywiście pomagał mu także Bobo Kaczmarek. W kwestii kontraktu dogadaliśmy się bez problemów. Kontrakt był wysoki, ale bez przesady – Paulo Sousa czy Fernando Santos zarabiali, relatywnie, dużo więcej. Połowę kontraktu płacił sponsor.
– Na pierwszą konferencję zaprosił poprzednika.
– Chciałem go przedstawić z pompą, zrobiliśmy konferencję prasową w znanej restauracji przy Placu Trzech Krzyży, gdzie Leo niedaleko mieszkał. Nim zaczął mówić, oficjalnie podziękował Pawłowi Janasowi i jego asystentom za to, że zostawił tak dobrą drużynę. Paweł do dziś to pamięta.
– Miał za zadanie wprowadzić Polskę na EURO 2008. W grupie była Portugalia, Belgia, Serbia, Kazachstan, Finlandia, Armenia i Azerbejdżan.
– Zaczęliśmy od porażki z Finlandią w Bydgoszczy i remisu z Serbią w Warszawie. Przyznam, że trochę zwątpiłem po takim starcie, ale od Leo usłyszałem, żebym się nie denerwował i poczekał pół roku. On nigdy się nie denerwował, trudno było go wyprowadzić z równowagi, nie wrzeszczał, nie narzekał na sędziów. Piłkarze mówili na niego "boss". Dziś, kiedy mam kiepski humor albo po prostu, ku pokrzepieniu serc, włączam sobie mecz z Portugalią z Chorzowa z 2006 roku. Pokonaliśmy Ronaldo i spółkę 2:1, będąc zespołem lepszym. Graliśmy momentami jak na play station. Z piłkarzy drugo- i trzecioplanowych zrobił reprezentantów, którzy pokonali czwarty zespół świata. Chodziłem na niektóre jego odprawy i zawsze powtarzał, że wszystko tkwi w głowie. On potrafił z nich wydobyć to, co najlepsze. Umiał dotrzeć do piłkarzy, pamiętam jak kiedyś podszedł do Jacka Krzynówka i mówi: "A w czym ty jesteś gorszy od Davida Beckhama? Też masz jedną głowę, dwie ręce, dwie nogi i piekielnie silny strzał. No i ładniejszą żonę".
– Klasa.
– Kiedyś usłyszał, że moja mama ma urodziny i z tego powodu nie mogę się z nim spotkać. Wtedy zapytał, czy nie mógłby przyjechać i złożyć życzeń.
– Wybierał pan czterech selekcjonerów reprezentacji Polski: Jerzego Engela, Zbigniewa Bońka, Pawła Janasa i właśnie Beenhakkera.
– Jurek i Paweł wprowadzili kadrę na mistrzostwa świata, Leo po raz pierwszy w historii awansował do mistrzostwa Europy. Był niezwykle rodzinnym człowiekiem, pisał wiecznym piórem, w swoim kalendarzu miał zapisane daty urodzin najbliższych swoich współpracowników. Kiedyś zadzwonił i mówi: "Michał, pamiętasz, że jutro są urodziny twojego syna?". Był wtedy jakby z innego świata, emanowała od niego godność, dostojność, chyba wtedy trochę do niego nie dorośliśmy. Mawiał, że dla trenera mecz to święto, zawsze był dobrze ubrany, elegancki. Czuję wielki smutek i żal. Jestem wdzięczny Jankowi de Zeeuwowi, że na bieżąco informował mnie, co u Leo. W czwartek pocieszył mnie, że Leo odszedł w spokoju i w otoczeniu najbliższych. Po prostu zasnął. Już na zawsze.
Następne