Dwa zasłużone kluby, dwa piękne stadiony, jedno muszące pogodzić to wszystko miasto. Rywalizacja w Łodzi między Widzewem a ŁKS-em trwa już ponad wiek. I wykracza daleko poza sam sport. Jak wygląda kibicowski podział miasta? Dlaczego i gdzie walki o wpływy trwają do dziś? I jaką przybierają formę?
Rodziców się nie wybiera. Miejsca urodzenia także. Jedno i drugie niesie za sobą konsekwencje wielopłaszczyznowe, którym co prawda można się przeciwstawiać, ale do pewnego momentu. Jedno i drugie determinuje też dalsze losy życiowe.
W mało którym mieście, w takim stopniu, jak w Łodzi, miejsce zamieszkania aż tak wpływa na sympatie kibicowskie. A kibicem wcale być nie trzeba. Nie interesuje cię sport? Nie szkodzi. To tak, jak z polityką – możesz się nią nie interesować, ale ona tobą zainteresuje się chętnie. Tak jest w przypadku łódzkich klubów piłkarskich.
Mieszkasz na Dąbrowie? Proszę bardzo. Tiara przydziału wybrała Widzew Łódź. Teofilów? Dla ciebie zatem ŁKS. Nie ma potrzeby, abyś sam wybrał, która strona jest ci bliższa. Przynależność zostanie ci dobrana naturalnie.
Tylko właściwie dlaczego? Czemu, w dużym uproszczeniu, kibicowska Łódź dzieli się na wschód i zachód? Jak konkretnie wygląda podział obecnie? I skąd pojedyncze enklawy, takie jak Żabieniec?
Niech wspomniane uproszczenie będzie punktem wyjścia. Przez lata w Łodzi wytworzył się podział na dwie strefy. Część wschodnia to królestwo łódzkiego Widzewa, gdzie dominacja tamtejszych kibiców jest zdecydowana. Zachód należy z kolei do fanów Łódzkiego Klubu Sportowego. Rzecz jasna w uproszczeniu. Spójrzmy zatem głębiej.
Czy faktycznie jest tak, że klub, z którym masz sympatyzować, narzucany jest ci odgórnie? – Ja bym powiedział, że w dzisiejszych czasach to jest bardziej skomplikowane. Przyglądając się rywalizacjom kibicowskim w obrębie miasta, warto przyjrzeć się temu, skąd one się wzięły, jak to się wszystko zaczęło. Badania dotyczące kibicowania są bardzo liczne i realizowane właściwie we wszystkich miejscach na świecie, gdzie kultura kibicowska jest mocna i gdzie piłka nożna jest najważniejszym sportem. W takim mieście, jak Łódź, kluby sportowe, które powstawały u nas na początku XX wieku, były bardzo mocno związane z dominującym w naszym mieście przemysłem i z tą całą tradycją. Właściwie jesteśmy jako miasto pozbawieni tak naprawdę innej tradycji niż ta związana z przemysłem, bo miasto można powiedzieć po to powstało, by był tu przemysł. Warto zauważyć, że w miastach, gdzie jest więcej niż jeden klub sportowy, istnieje rywalizacja, kto jest lepszym jego reprezentantem – który klub jest tak naprawdę klubem najbardziej łódzkim czy warszawskim – ocenia w rozmowie dla TVPSPORT.PL socjolog sportu i profesor z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego – Wojciech Woźniak.
Podróż po kibicowskiej Łodzi rozpocznijmy od wschodnich terenów miasta. Czyli widzewskich. Centralną częścią tego rejonu, nazywaną przez kibiców Widzewa "Sercem Łodzi", jest stadion przy alei Piłsudskiego 138. I jest to bez dwóch zdań kibicowskie serce Widzewa.
To okolica w pełni zdominowana przez fanatyków klubu założonego w 1910 roku. Idąc od niej w każdym kierunku świata jeszcze długo będzie się przemierzało tereny należące do Widzewa.
Kierunek wschód? Tam Augustów, Janów i podłódzkie mniejsze miejscowości, to okolice przychylne Widzewowi. Kierunek północny i południowy? Także, na próżno szukać przewagi kibiców ŁKS-u. Idąc na zachód z czasem będzie się trafiać na graffiti pro-ŁKS, ale tu też swoje trzeba przespacerować.
Ergo: Widzew jako osiedle, będące kolebką rozkwitu fanatyzmu względem klubu z Alei Piłsudskiego, pozostaje od lat nietykalne. Tu kibicowskie panowanie jest niezmienne.
Spójrzmy jeszcze w kierunku południowym z perspektywy stadionu Widzewa. Gdy jeszcze formalnie Łódź podzielona była na dzielnice (podział zniesiono w 1993 roku), jedną z większych z nich była Górna. To południowa część miasta, funkcjonująca obecnie jako jedna z pięciu jednostek pomocniczych. Tam wpływy kibiców Widzewa też są solidne.
Choć w tym przypadku już trzeba wprowadzić pewien podział, bo przekłamaniem byłoby powiedzenie, że cała Górna należy do jednego klubu. Wschodnia część to przewaga kibiców Widzewa. Dalej to się jednak zmienia.
Chojny, Dąbrowa i Wiskitno to rejony bardzo obszerne i zdecydowanie będące po stronie Widzewa. Tu przewaga kibicowska nie podlega dyskusji. Dalej pokrywa się to jednak z umownym, wschodnio-zachodnim podziałem przychylności klubowych – to bowiem obszary geograficznie wysunięte na wschód miasta.
Ale dalej na Górnej przebiega swego rodzaju granica, za którą zaczynają się większe udziały kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego. Ruda i Rokicie to tereny biało-czerwono-białej części Łodzi.
Ale wróćmy jeszcze do Widzewa. Na południu wschodnia część Górnej należy do kibiców tego klubu, ale idąc na północ supremacja też jest widoczna. Na Stokach, Nowosolnej czy Łagiewnikach przewaga fanów RTS-u jest znaczna. A to też tereny niemałe.
Ciekawym przypadkiem jest Radogoszcz. To osiedle z północnej części Łodzi w bliskim sąsiedztwie z terenami okupowanymi przez kibiców ŁKS-u. Po przekroczeniu torów kolejowych jest się już na Teofilowie Przemysłowym, jak dobrze napędzi się na al. Włókniarzy, to dojedzie się do ul. Limanowskiego, uchodzącej za jedną z najważniejszych w mieście, jeśli chodzi o zorganizowaną grupę ełkaesiaków. Mimo tego Radogoszcz został przejęty przez widzewiaków, choć jeszcze nie tak dawno była tam liczna grupa kibiców obu klubów.
Idąc od stadionu Widzewa w stronę centrum natrafia się na kolejną umowną granicę. Przy ul. Wodnej i ul. Targowej widać jeszcze graffiti kibiców czerwono-biało-czerwonych ze Starego Widzewa, ale kilkaset metrów dalej przy ul. Sienkiewicza pojawiają się już barwy drugiej części miasta. I czym dalej za zachód, tym więcej elementów ełkaesiackich. Czy można zatem postawić jasną granicę?
– Nie wiem, czy można w Śródmieściu mówić o jakichś granicach. Kilkanaście lat temu miałem kolegę, też socjologa, który prowadził świetlicę środowiskową na ul. Wschodniej. Tam dzieciaki, którymi się zajmował, kibicowali ŁKS-owi i nienawidzili tych z ul. Pomorskiej, bo już na ul. Pomorskiej, czyli dosłownie za rogiem, kibicowało się Widzewowi. W takich miejscach te podziały są bardzo umowne. Postawiłbym taką tezę, że to po prostu zależy od tego, na ile mocna osobowościowo i liczebnie jest ekipa kibiców, którzy tam mieszkają i którzy starają się zaznaczyć swoją dominację – przyznaje Wojciech Woźniak.
Stare Polesie to początek dominacji ŁKS-u w zachodniej części Łodzi. Przemierzając miasto al. Piłsudskiego, przechodzącą w al. Mickiewicza, dociera się do stacji Dworzec Łódź Kaliska, znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie Stadionu im. Władysława Króla. To królestwo Łódzkiego Klubu Sportowego.
I cała okolica zajmowana jest przez fanów tego klubu. Od Karolew, po Retkinię, a dalej Zdrowie i Smulsko. Tu żadnej Ameryki się nie odkryje. Podobnie, jak w przypadku Widzewa, tereny okołostadionowe należą do jednej grupy.
Idąc na północ w stronę Kozin, Żubardzia i Złotna nic się nie zmienia. To dalej tereny ŁKS-u. Wschodnia część al. Włókniarzy sprzyja klubowi z Al. Unii Lubelskiej 2. To tam m.in. znajduje się słynna "Limanka" – teren, którego nazwa wywodzi się od ul. Limanowskiego, będący w pełni zdominowany przez ełkaesiaków.
Zmierzając z kolei na zachód w stronę Aleksandrowa Łódzkiego natrafi się na Teofilów, także bardzo silnie związany z klubem założonym w 1908 roku. Całe osiedle, podzielone na strefy A, B i C, jest monolityczne.
I tak z grubsza zachodnią część miasta można by zapisać "na konto" kibiców ŁKS-u. Tyle że w okolicach ul. Wielkopolskiej pojawia się pewien ewenement. Żabieniec, choć zlokalizowany właściwie w bezpośrednim sąsiedztwie skrajnie ełkaesiackich Limanki i Teofilowa, od lat jest miejscem spornym.
Osiedle względnie nieduże było swego rodzaju enklawą. W otoczeniu bardzo licznej grupy fanów ŁKS-u swoje środowisko mieli kibice łódzkiego Widzewa. Niegdyś grupa fanów RTS-u była większa, ale nadal "walki" o teren się odbywają. To zatem możliwe jedyny element, który zaburza naturalny podział miasta na dwie strefy.
– Z tego, co wiem, to zawsze wynika to z siły jakiejś lokalnej ekipy czy lokalnej, charyzmatycznej jednostki, która jest w stanie zgromadzić wokół siebie, wbrew niesprzyjającym okolicznościom, ludzi, którzy nie boją się tego, że będą kibicowską mniejszością. Aleksandrów Łódzki, graniczący z Teofilowem, który jest bardzo mocno kojarzony z ŁKS-em, też był bastionem Widzewa. Takie historie będą się zdarzać. Musi się po prostu znaleźć ktoś na tyle non-konformistyczny i odważny, żeby realizować takie dosyć karkołomne zadanie – mówi profesor Woźniak.
Podsumowując: o równym podziale 50:50 trudno mówić, ale o bardzo wyraźnej dominacji którejś ze stron także. W wielu przypadkach można też zakładać, że sytuacja wraz z biegiem lat będzie dynamiczna. Tereny stopniowo mogą być "przejmowane" przez fanów drugiego klubu. Stąd teza mówiąca o tym, że miejsce zamieszkania równa się przynależność kibicowska, nie do końca ma swoje uzasadnienie.
– Mamy globalizację. W ogóle nie jesteśmy skazani na kibicowanie drużynie z miasta, w którym mieszkamy. Możemy sobie ją wybrać. Kilka lat temu mój student napisał pracę o polskim fanklubie Realu Madryt. Są tam setki, o ile nie tysiące osób, które dzięki mediom żyją życiem tego klubu, znają kibicowskie przyśpiewki, identyfikują się z nim bardzo emocjonalnie, nawet jeżeli nigdy w życiu nie byli na Santiago Bernabeu. Jednak trudno nie zwracać na to uwagi, że te podziały w obrębie miasta są często dosyć trwałe. Wiadomo, że dzielnice, w których znajdują się stadiony, są najczęściej zdominowane bardzo mocno przez fanów tych klubów. Natomiast linie podziałów biegną w sposób bardziej skomplikowany. Jeżeli chodzi właśnie o Bałuty, to tutaj rzeczywiście widać dosyć mocno, że ta część od ul. Zgierskiej czy od ul. Zachodniej, w kierunku zachodnim jest zdominowana przez ŁKS – osiedla takie, jak Koziny, czy okolice Limanki. Natomiast na Starych Bałutach myślę, że zdecydowanie widać dominację Widzewa. Nie jest to jednak dobrze zmapowane w żadnych badaniach. Taką rzeczą, którą bardzo wyraźnie widać, jest, że istnieje wojna o wpływy w przestrzeni i ona niestety przybiera formę takiego klasycznego wandalizmu. Ekipy kibiców "wbijają" na osiedla i, jak to się mówi, "przestrzeliwują grafy", czyli zamalowują te istniejące. To po prostu nie sprzyja estetyce naszych osiedli, tak delikatnie i eufemistycznie mówiąc – ocenia Wojciech Woźniak.
Osobnym tematem jest kwestia stadionowej frekwencji na meczach Widzewa Łódź i Łódzkiego Klubu Sportowego. Tu różnice od lat są wyraźne. Gdy Widzew inaugurował nowy stadion w 2017 roku, na mecz rozgrywany w ramach III ligi przyszło ponad 17 tysięcy kibiców. I od tego czasu nie ubyło. Karnety regularnie są wyprzedawane, "z ulicy" na mecz RTS-u właściwie wejść się nie da. Zainteresowanie nie maleje, a zapotrzebowanie na rozbudowę trybun nieustannie wzrasta.
Po drugiej stronie miasta tak kolorowo nie jest. ŁKS także ma nowy stadion, oddany do użytku w 2022 roku, ale zapełniany był on tylko w paru przypadkach. Obecna norma? Przedział 5-7 tysięcy kibiców. To wyniki frekwencyjne z rundy wiosennej Betclic 1 Ligi w sezonie 2024/25 (stan na 15.04.2025): 5972 kibiców na meczu z Miedzią Legnica, 6581 z Wartą Poznań, 7542 z Odrą Opole i 3684 z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza.
Zdaniem profesora Woźniaka nie zgrywa się to jednak z realną liczbą sympatyków obu klubów w mieście. – Frekwencje na ŁKS-ie może nie powalają, ale myślę, że jeżeli chodzi o taki podział wewnątrz miasta wśród mieszkańców Łodzi, to jest on bardziej zbliżony niż by wskazywała na to frekwencja na stadionach. Dlatego że na stadion Widzewa są zapraszane też te fankluby spoza miasta. To jest bardzo typowe dla tego klubu.
A to aspekt historycznie bardzo istotny w kwestii budowania kibicowskiego gremium. ŁKS zrzeszał w dużej mierze fanów wewnątrzmiastowych, a ci spoza Łodzi częściej trafiali na mecze Widzewa. To ma swoje jasne uzasadnienie.
– ŁKS powstał trochę wcześniej. Był jednym z klubów, który współtworzył polską Ekstraklasę, i jednym z tych, które zakładały w ogóle rozgrywki piłkarskie w Polsce. Od samego początku grał w pierwszej lidze. Był jednym z najważniejszych klubów w centralnej Polsce. Widzew przez długi czas uchodził po prostu za osiedlowy klubik i jako osiedlowy klubik jest do dzisiaj traktowany przez część kibiców ŁKS-u, niezależnie od całej późniejszej historii. Widzew miał jedyny epizod w 1948 roku, że zagrał jeden sezon w Ekstraklasie, co skończyło się spektakularną degradacją. A później dopiero lata 70. to jest moment, kiedy w ogóle pojawia się na mapie ogólnopolskiej. Tak że w Łodzi sposób myślenia według zasady jedno miasto – jeden klub, to tym domyślnym klubem przez bardzo długi czas był ŁKS. Do dzisiaj kibice ŁKS-u do tego się odwołują w swoich narracjach. Hasła takie, jak "Rodowici łodzianie" czy "Reprezentacja Łodzi" to dobre przykłady. Myślę, że do pewnego stopnia jest to coś, co część kibiców, którzy sami są napływowi, może zniechęcać czy odpychać – mówi Wojciech Woźniak.
– No i druga rzecz – rzeczywiście jest tak, że od lat 70., kiedy Widzew zaczynał odnosić najpierw krajowe a później międzynarodowe sukcesy, to trybuny Widzewa były bardzo inkluzywne. Fankluby Widzewa powstawały w bardzo odległych miejscach, nie tylko w regionie łódzkim, ale czasami daleko poza. Do dziś na trybunie C7 jest kilka czy kilkanaście nawet miejsc zajętych przez fanklub Widzewa z Lubawki. A jest to małe miasteczko na polsko-czeskiej granicy, oni jeżdżą prawie 300 km na mecze Widzewa. RTS podkreśla bardzo mocno dumę z tego, że w całej Polsce ma swoich fanów – dodaje.
Ostatnie lata to niemal ciągła, boiskowa rywalizacja wewnątrzłódzka. A co za tym idzie – także kibicowska. Od sezonu 2020/21 derby Łodzi rozgrywane były sześciokrotnie – cztery razy na boiskach 1. ligi, dwa razy w Ekstraklasie. I choć od ostatniego bezpośredniego starcia minął ponad rok, a na kolejne na razie się nie zapowiada (ŁKS daleki jest od awansu do Ekstraklasy, a Widzew od spadku do 1. ligi), to kibice rywalizacją żyć będą na co dzień. Tu zmian na próżno oczekiwać.