Mam 36 lat i nie pamiętam, żebym kiedykolwiek cierpiał tak poważnie. Nigdy wcześniej żaden uraz nie wyeliminował mnie z pracy na tak długo. Stwierdzono częściowy zanik mięśnia – mówi Wojciech Nowicki, legenda lekkoatletycznej reprezentacji Polski. Młociarz stracił całą zimę, teraz cierpi na poziomie 70 metrów. – Nie będę się chował, ale jest tylko jeden cel: MŚ w Tokio. Proszę o cierpliwość.
Kiedy ostatnim razem Wojciech Nowicki wykonał w oficjalnych zawodach mierzony rzut młotem na mniej niż 70 metrów, statystyki Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (oraz m.in. bazy Tilastopaja) nie prowadziły jeszcze nawet tak dokładnych wykazów. Publikowano jedynie najlepszy rezultat z serii, a nie wyniki wszystkich prób. Czyli gdy rzucał na takie odległości – sam dokładnie nie pamięta, kiedy – musiało być to bardzo, bardzo dawno. Kto wie, czy nie przed startem jego medalowej, wieloletniej serii w 2015 roku.
Ale teraz Nowicki musi takie rzuty przecierpieć. W piątek w Memoriale Ireny Szewińskiej, na sześć oddanych, aż pięciokrotnie młot lądował bliżej niż na 70. metrze.
Wojciech Nowicki walczył z kontuzją. Najpoważniejszą w karierze
– Będą rzucać dużo dalej od niego, można powiedzieć, że dostanie siarczystego kopniaka w tyłek od młodych – zapowiadała trenerka Joanna Fiodorow w Onecie jeszcze przed tym mityngiem. Sprawdziło się.
Mistrz olimpijski z Tokio w piątek inaugurował sezon letni. W Bydgoszczy, w konkursie w dobrej stawce zajął ósme, przedostatnie miejsce. Rzut na 70,19 metra – ten najdalszy – okazał się najsłabszym otwarciem miotacza z Podlasia od, uwaga, 15 lat. Dla kontekstu: rok temu Nowicki witał się ze stadionem rzutem na 79,14 m. A jego życiówka wynosi 82,52 m. Na tę chwilę legenda konkurencji zajmuje 116. pozycję na listach światowych. Jest dokładnie tak, jak zapowiedziała Fiodorow.
Tylko że taka obniżka formy Wojciecha nie wzięła się znikąd. Względnie normalnie przetrenował dotąd raptem sześć-siedem tygodni, czyli tyle, co nic.
– Kontuzja lewej nogi wyeliminowała mnie z prawie całej zimy – gorzko opowiadał dziennikarzom w Bydgoszczy. – Od listopada bolało tak, że nie dało się pracować. Ja mam 36 lat i nie pamiętam, żebym kiedykolwiek cierpiał tak poważnie. Nigdy wcześniej żaden uraz nie wyeliminował mnie z pracy na tak długo. Nie wiadomo tak naprawdę nawet, skąd i kiedy dokładnie to się wzięło. To było właściwie w czasie wolnym Zrobiliśmy badania i wyszło, że nic nie jest naderwane, powyciągane, a mięsień i tak jednak bolał. Okazało się, że stwierdzono częściowy zanik mięśnia. Duże zaskoczenie. Robiłem tyle, ile mogłem, ale o normalnym rzucaniu nie mogło być mowy. Skutek jest taki, że jestem teraz po prostu słaby fizycznie. Czucie sprzętu jest w porządku, ale nie ma z czego nim rzucić.
Kwiecień – to wtedy Nowicki wreszcie uporał się z problemem. To bardzo późno, żeby wierzyć w wynikowe cuda pod koniec maja.
Konkurs w piątek, a dzień wcześniej? Ciężary. Nie ma innej drogi, trudno
Z Fiodorow już dawno powiedzieli sobie, że po takich perypetiach nie ma sensu nastawiać się na cokolwiek dobrego w pierwszej części sezonu. Mówią o tym otwarcie.
Duet ustalił, że priorytetem jest jeden, jedyny występ – wrześniowe MŚ w Tokio. Kłopotem w tej sytuacji może być fakt, że Nowicki nie ma na nie wypełnionego twardego minimum (wynosi 78,20 m), niemniej jego pozycja rankingowa – najwyższa spośród niepewnych zawodników – daje niemal gwarantowany bilet do Japonii. W młocie do eliminacji stanie w sumie 36 zawodników, a wskaźnik osiągnęło dotąd 11.
– Doszliśmy do wniosku, że chcemy mimo wszystko się pokazywać, startować, powoli i sukcesywnie piąć się wyżej. Wszystko jako element treningu. Technicznie nie wyglądam źle, jednak muszę wykonać jeszcze całą tę pracę, której nie zrobiliśmy zimą. Przykładowo: przed Bydgoszczą, czyli w środę, pomimo chęci pokazania się w mityngu rzucałem ciężkim sprzętem. W czwartek też, a dodatkowo później poszedłem na siłownię. Nie mogłem teraz odpuszczać, nie mam innego wyjścia – rozkłada ręce multimedalista wielkich imprez.
Świat się już rozpędza. Sześć razy osiemdziesiąt plus. I ten Katzberg
Trenerka Wojciecha w Onecie popierała to, co mówił nam sam zainteresowany.
– Nas interesuje tylko wrzesień. Po drodze może rzucać w konkursach nawet i po 70 m, nie obchodzi mnie to. Tylko Tokio nas obchodzi.
Młociarz przyznaje, że nie jest przyzwyczajony do takich realiów. Morale z pewnością cierpi, ale mając na horyzoncie cel, łatwiej to znieść. Występy w mityngach, niezależnie od ich jakości, są też ważne ze względu na obycie i przyzwyczajenie do warunków startowych. Duet uznał, że nie ma sensu się chować. Proszą kibiców o cierpliwość. Najistotniejsze, że z clue problemu już się uporali.
Tymczasem świat, pomimo wciąż dość wczesnej pory, już rzuca daleko. Powyżej 80 metrów rzuciło już młoty sześciu zawodników. Liderem tabel jest mistrz z Paryża Ethan Katzberg, który w sobotę w Nairobi uzyskał 82,73 metra.