MKOl podąża ścieżką wytyczoną przez Wielkiego Przewodniczącego Juana Antonio Samarancha, a jest to ścieżka zagłady. Wielki Juan sprzedał wszystkie ideały olimpijskie za wielką kasę i tak zostało.
Siedem tysięcy stron żądań wobec potencjalnego organizatora zimowych igrzysk w roku 2022 wysmarowali pisarze z Komitetu i wysłali do Oslo, gdzie przeczytali punkt pierwszy i natychmiast odrzucili. Baronowie olimpizmu zażądali bowiem na początek cocktailu u króla na koszt króla, znaczy chcieli się napić na tzw. ”krzywy ryj”, a stawiać miał monarcha, więc na takie chamstwo i buractowo nawet w zimnych Norwegach krew zawrzała.
Król Norwegów jest człowiekiem bardzo towarzyskim i usportowionym. Ale król, jak każdy król, ma swoje procedury. To on zaprasza, kogo chce i jeśli chce. Nikt nie włazi do pałacu na własne żądanie. Brak dobrego wychowania to jednak drobiazg wobec licznych postulatów dalszych opiewających na limuzyny, bankiety, gadżety, oddzielne toalety zamknięte strefy VIP dla olimpijskiej rodziny. Jednym słowem bizantyjski przepych na koszt norweskiego podatnika.
Ostatnim prezydentem MKOl, który twardo przestrzegał ideałów olimpijskich był Avery Brundage. On rozumiał olimpizm dosłownie. Po nim nastał lord Michaell Killanin, który nie waidomo, czy w ogóle rozumiał, gdyż był nijaki. Po lordzie przyszedł markiz Samaranch, który rozumiał olimpizm inaczej. Podobnie jak jego następcy – Jacques Rogge i – jak się okazuje – Thomas Bach. Od Samarancha zaczęła się korupcja, niebotycznie rozplenił się doping, a jedyną żywą ideą stał się zysk. Olimpijski konserwatyzm zastąpił olimpijski korporacjonizm. I nic się do dzisiaj nie zmieniło. Święty ogień z Olimpu to tylko piękna legenda. Chciwa żądza pieniądza to real.
Nawet kraje bogate nie palą się dziś do igrzysk. Odpuścili sobie Szwedzi, odpuścili Niemcy, teraz odpuścili Norwegowie. Raczej nie dlatego, że nie kochają narciarstwa. Raczej dlatego, że mają dość pazernego MKOl. Igrzyska 2022 dostanie Kazachstan albo Chiny, gdzie Prawa Człowieka rozumiane są inaczej, podobnie jak olimpizm w MKOl, dla którego od dawna nieważne są idee. Ważna jest rodzina rozumiana raczej wąsko niż szeroko, bo tylko członków MKOl. Ich bankiety, ich balety, ich prezenty, ich kongresy, ich mercedesy. Olimpic Family ma żyć bogato na koszt świata, tak to sobie wymyślili, bo uznali, że Nasza Sprawa jest najważniejsza. Cosa Nostra była w tym pierwsza tyle, że mniej ambitna i nie tak wpływowa.
Czy MKOl, który kroczy ku zagładzie, pociągnie za sobą igrzyska olimpijskie? Wcale nie musi tak być, bo to już jest nasza sprawa. Miliardów ludzi na ziemi, którzy przeżywają prawdziwe wzruszenia, gdy zapłonie olimpijski znicz i potem, kiedy zaczynają się zmagania olimpijskie. To są magnetyczne chwile, które nie należą do Olimpic Family. One należą do nas. Ludzie tworzą różne organizacje i ludzie mogą je zmieniać. Dzisiejszy MKOl. należałoby zaorać i zasiać trawę. Pewnie się nie da, ale transformacja jest możliwa. Skoro bogate narody nie chcą już fundować obiadków rodzince, ona musi się zmienić. Wbrew pozorom nie ma tak wielu dyktatorów na świecie, którym można wyczyścić portfele. Najwyższa pora na czyszczenie w MKOl. Sygnał z Oslo jest czytelny i nie zostawia wątpliwości.