Sakho. Ulloa. Pelle. Austin. Berahino. Pierwsze litery nazwisk tych napastników układają się w "wyraz", który mógłby służyć za nazwę grupy superbohaterów amerykańskiego komiksu albo filmu. Wspomniana piątka od początku sezonu Premier League pomaga w "walce dobra ze złem".
O ile za złych uznamy wielkich i bogatych faworytów ligi angielskiej, a za dobrych – tych mniejszych, braki finansowe i sportowe nadrabiających ambicją. W rolę Robin Hoodów wciela się właśnie "pięciu wspaniałych" – napastnicy, dla których w większości to pierwsze tygodnie w lidze angielskiej. Strzelanie goli to dla nich bułka z masłem, albo raczej, jak powiedzieliby na Wyspach – kawałek ciasta.
Choć im bardziej należy się podwójna porcja tortu. Bez ich bramek kluby, w których grają nie spisywałyby się w tym sezonie tak doskonale (West Ham, Southampton) albo nie miałyby szans na równorzędną walkę o ligowy byt (West Brom, Leicester, QPR). Na szczęście mają w swoich szeregach snajperów wyborowych – ludzi, których przed tym sezonem w Anglii znało niewielu, a na pewno nikt nie spodziewał się po nich takiej skuteczności od pierwszej kolejki.
Sakho. Diafra. West Ham
Człowiek znikąd, o którym już mówi się jako o najlepszym letnim transferze w Premier League. Do spółki z Ekwadorczykiem Ennerem Valencią stworzył parę, która zakończyła wszystkie kłopoty West Hamu w ataku. W zeszłym sezonie Młoty z ledwością uniknęły degradacji. W tym zachwycają, zajmują czwarte miejsce, a w ostatniej kolejce pokonały 2:1 Manchester City.
Sakho trafił do Anglii z francuskiego Metz. W drugiej lidze zdobywał sporo bramek, ale o Ligue 1 się nawet nie otarł. Kosztował zaledwie trzy miliony euro, ale okazał się sensacją. Jest pierwszym piłkarzem w historii Premier League, który strzelił sześć goli w sześciu pierwszych meczach. Ale robi swoje też w odbiorze. W tym sezonie zaliczył najwięcej przechwytów ze wszystkich napastników w lidze. Nie traci piłki, biega od pierwszej do ostatniej minuty (najwięcej sprintów w jednym meczu). No i trafia. Bez przerwy. Na Upton Park już szykują mu nowy, wyższy kontrakt.
Ulloa. Leonardo. Leicester
Jeszcze w zeszłym sezonie razem z Tomaszem Kuszczakiem grali w Brighton. Dziś jeden jest w Premier League, a drugi na bezrobociu. Argentyńczyk latem przeszedł do beniaminka z Leicester za ponad 10 milionów euro. Został najdroższym piłkarzem w historii Lisów, ale presja podziałała na niego motywująco. Strzelał już gole m.in. Evertonowi, Arsenalowi i Manchesterowi United.
Co prawda ostatnio nieco przyhamował, podobnie jak cały zespół Leicester. Od czterech kolejek nie zdobył bramki. Po mocnym początku nowicjusze w Premier League niebezpiecznie zbliżyli się do strefy spadkowej. Można jednak spokojnie zakładać, ze Ulloa za chwilę znowu się odblokuje. – Do miejsca, w którym jestem doszedłem ciężką pracą. Nie zamierzam wracać niżej – zapewnia 28-letni napastnik.
Pelle. Graziano. Southampton
Z takim nazwiskiem nie można nie zrobić kariery w piłce. A jednak przez lata napastnik zawodził. Mimo łatki dużego talentu, w rodzimych Włoszech nie strzelał wielu goli. Dopiero po transferze do Holandii zaczął grać na miarę możliwości. Wreszcie dostał prawdziwą szansę. – Gdyby nie Louis van Gaal, a po nim Ronald Koeman, dzisiaj razem z synem sprzedawałbym kawę na ulicy – mówi nowy idol Świętych.
Właśnie Koeman zabrał go latem z Feyenoordu do Southampton. Pod wodzą Holendra strzelił w Eredivisie 55 goli w 66 meczach. – Tam mogłem grać na 80 procent zaangażowania i wszyscy byli zadowoleni. W Anglii nie ma o tym mowy. W każdym meczu trzeba dawać z siebie 110 procent – tłumaczył. Angielskie progi nie okazały się dla niego za wysokie – zdobył już siedem bramek, otrzymał nagrodę dla najlepszego piłkarza ligi we wrześniu i zasłużył na pierwsze powołanie do reprezentacji Włoch. W debiucie strzelił nawet gola.
Austin. Charlie. Queens Park Rangers
Dla kibiców QPR jego dobra forma nie jest zaskoczeniem. W niższych ligach co sezon był w czołówce strzelców. Premier League zaznał jednak po raz pierwszy i na początku wydawało się, że to nie miejsce dla niego. W pierwszych pięciu kolejkach trafił tylko raz, ale w kolejnych wrócił na właściwe tory. Potwierdzeniem były dwie bramki zdobyte w ostatnim meczu z Aston Villą, które dały QPR drugą wygraną w sezonie.
Jego dobra forma będzie kluczowa dla beniaminka. Anglik stanowi najważniejszą postać w ofensywie Queens Park. Ofensywie, która co mecz musi nadrabiać straty poczynione przez obrońców. – To świetny chłopak. Po latach spędzonych Bóg wie gdzie, w klubach, których nazw nie umiem nawet wymówić, wybił się na najwyższy poziom angielskiej piłki. Nie widzę powodów, dla których miałby przestać strzelać – powiedział Redknapp.
Berahino. Saido. West Bromwich Albion
Ma najwięcej goli z całej piątki, bo już siedem. To jednak przypadek nieco inny od pozostałych. Przede wszystkim, nie jest to jego pierwszy sezon w Premier League. Przebłyski miał już w poprzednim. Wówczas zdobył jednak tylko pięć bramek, czyli mniej niż po dziewięciu kolejkach obecnego. Od wcześniej wymienionych napastników różni się jeszcze jednym – ma 21 lat i jego kariera dopiero się rozkręca.
Poza tym, jest bliżej znany angielskim kibicom. Berahino to największa nadzieja tamtejszej kadry. W reprezentacji U-21 strzelił 10 goli w 12 meczach. – Pracowałem z wieloma utalentowanymi napastnikami. Saido ma potencjał, by być lepszym nawet od Wayne'a Rooneya. Musi być tylko odpowiednio poprowadzony – ocenił menedżer WBA Alan Irvine. Już dziś w lidze jest niewielu lepszych speców od wykonywania rzutów karnych.