Władze VfB Stuttgart mają dość wybryków. Mistrz świata sprzed trzech lat wywołał kolejny skandal. Brał udział w bójce, został dotkliwie pobity i sam "wyrzucił się" z klubu.
Znów był w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Nocą z poniedziałku na wtorek - zamiast regenerować się po kontuzji ścięgna - wybrał imprezę. Bawił się z kolegami w centrum Stuttgartu. Po wyjściu z lokalu zaatakowało ich czterech mężczyzn. Wszyscy zostali zatrzymani przez policję. Sprawą zajmie się sąd.
Grosskreutz trafił do szpitala, miał mocno poobijaną twarz. Działaczy klubu niespecjalnie interesowało, czy ich gracz to ofiara, czy może prowodyr zajścia. Profesjonalista o drugiej w nocy leży we własnym łóżku, a nie na chodniku. A według dziennikarzy "Bilda" nie był trzeźwy...
– Kevin wie, że narobił sobie łajna. Miał dawać przykład, zwłaszcza juniorom. Nie wykonywał pracy prawidłowo i nie możemy przejść nad tym do porządku dziennego. Kontrakt zostanie rozwiązany. Rozmowy były uczciwe, chcemy się pożegnać po ludzku – stwierdził szef VfB, Jan Schindelmeiser.
– Chciałbym przeprosić najpierw rodzinę i przyjaciół. Martwili się o mnie. Mogę być szczęśliwy, że wciąż tu jestem. Przeprosiny należą się też wszystkim, którzy liczyli, że pomogę zespołowi. Dziękuję pracownikom klubu, drużynie oraz kibicom. Zawsze dawałem z siebie sto procent. Identyfikowałem się z tą drużyną nawet po spadku. Wierzę, że chłopcy będą mogli świętować awans. Mam również nadzieję, że prasa zostawi rodzinę w spokoju. Proszę, wyświadczcie mi tę przysługę – mówił z kolei Kevin Grosskreutz, który od lat podsuwa wdzięczne tematy brukowcom.
Kłopoty to jego specjalność
Udowadniał, że nie jest wzorem piłkarza. Gdy tylko przebił się do pierwszego składu Borussii Dortmund, ogłosił światu jak bardzo kocha ten klub. Chodził na "Żółtą Ścianę", co oczywiście nie byłoby problemem. Gorzej, że postanowił publicznie wyznać coś jeszcze: – Nienawidzę Schalke. Gdyby mój syn był ich kibicem, oddałbym go do domu dziecka.
Cieszył się, kiedy rywale mieli najgorszy start w historii (pięć porażek z rzędu). Udostępnił wtedy na Facebooku fragment tabeli, którą zamykał jego "wróg" Borussii. Opublikował ten post mimo pogróżek. Kilka lat temu fanatycy S04 grozili, że połamią nogi jego młodszemu bratu. Pomogła policja, która zatrzymała bandytów pod jego domem.
"Wojenka" Grosskreutza z Schalke bywała też chwilami wesoła. Raz, gdy poszedł, by zapłacić za paliwo, po wyjściu ze sklepu zobaczył swój samochód na stacji benzynowej wysmarowany niebieskim kremem do golenia.
W Dortmundzie wybaczano mu wiele, ponieważ był pupilkiem kibiców. Długo na jego korzyść przemawiała również forma sportowa. Za kadencji Juergena Kloppa zdobył z BVB dwa mistrzostwa, Puchar i dwa Superpuchary Niemiec. Na boisku zawsze oddawał serce, za co trener cenił go wysoko. – Daje radę z roku na rok, choć często zmienia pozycję i ma inne zadania – mówił o nim szkoleniowiec.
Skandale Kevina stawały się jednak nie do przyjęcia. W maju 2014 został rozpoznany przez kibica 1.FC Koeln. Fan obrażał zawodnika, a ten rzucił w niego kebabem. Nieco później, po finale Pucharu Niemiec pijany oddał mocz w hotelowym lobby. To zachowanie kosztowało go aż 60 tysięcy euro.
Niemcy poważnie zastanawiali się, czy ktoś taki powinien jechać na mistrzostwa świata. Selekcjoner reprezentacji, która wywalczyła później złoty medal, mocno skrytykował zawodnika Borussii. Wybaczył mu, ponieważ go potrzebował.
Nieudane odejście
Latem 2015 trener BVB, Thomas Tuchel zdecydował o przesunięciu krnąbrnego gracza do rezerw. Miał wrócić do formy po operacji kolana. Kiedy stało się jasne, że na Signal Iduna Park będzie mu trudno znaleźć miejsce nawet w "18" meczowej, postanowił opuścić drużynę. Wybrał Galatasaray.
Przygoda okazała się krótka. Działacze tureccy złożyli dokumenty transferowe do FIFA o 48 sekund za późno, a federacja pozostała nieugięta. Piłkarz, choć podpisał kontrakt na początku września, nie mógł wystąpić w żadnym spotkaniu aż do 1 stycznia. Przez cztery miesiące szefowie klubu ze Stambułu doszli do wniosku, że nie potrzebują Niemca, ponieważ ten nawet nie próbuje się zaaklimatyzować.
– Porozmawiałem z trenerem Kevina i nie jest dobrze. Niemal w każdy piątek wsiada do samolotu i leci do Dortmundu, skąd wraca po dwóch dniach. Jeśli robisz takie rzeczy, to nie możesz być częścią drużyny – grzmiał selekcjoner reprezentacji Niemiec.
W styczniu ubiegłego roku zamienił Galatasaray na VfB Stuttgart. Odzyskał formę, grał regularnie, lecz Loew do Francji go zabrał. Prawdopodobnie nie skorzysta już z jego usług. Grosskreutz ma teraz problem: musi znaleźć klub, bo walczące o powrót do Bundesligi VfB już go nie chce. Łatwo nie będzie, łatka imprezowicza nie pomaga.
– Pierwszy raz w życiu nie mam ochoty kontynuować kariery piłkarskiej – przyznał podczas piątkowej konferencji prasowej.