15 kwietnia 1985 roku w Las Vegas Marvin Hagler (60-2-2, 50 KO), niekwestionowany mistrz świata wagi średniej, zmierzył się z Thomasem Hearnsem (40-1, 34 KO), szukającym nowych wyzwań czempionem niższych kategorii. I choć pojedynek zakończył się już w trzeciej rundzie, to w jego trakcie wydarzyło się wystarczająco, by został zapamiętany jako jedna z największych bokserskich wojen w historii.
W 1985 roku Hagler był uznawany jednym z najlepszych na świecie pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe. Tytuł wywalczył w 1980 roku, a walka z Hearnsem miała być jedenastą obroną. Aż dziewięć z poprzednich dziesięciu rozstrzygał przed czasem. Słynął ze świetnej kondycji, niezwykłej wytrzymałości i nadludzkiej wręcz odporności na ciosy. W 64 poprzednich pojedynkach tylko raz zapoznał się z deskami, ale zawsze utrzymywał, że w pierwszej rundzie walki z Juanem Domingo Roldanem (52-2-2) po prostu się poślizgnął. Nigdy między linami nie sprawiał nawet wrażenia zranionego, choć walczył z kilkoma potężnie bijącymi zawodnikami.
Hearns z kolei przystępował do walki jako bokser, który stopniowo pokonywał kolejne kategorie wagowe. Nie wyglądał jak pięściarz – był chudy i wysoki, jednak dysponował morderczym pojedynczym uderzeniem z prawej ręki. Gdy trafiał, większość rywali lądowała na deskach. W 1981 roku przegrał jedyny raz w karierze po emocjonującym starciu z Sugarem Rayem Leonardem (30-1). Stawką pojedynku były dwa pasy mistrzowskie w kategorii półśredniej (limit: 66,7 kg).
Bardzo wysoki jak na niższe kategorie wagowe Hearns (185 cm) mierząc się z o 10 cm niższym niekwestionowanym mistrzem zadebiutował w wadze średniej (limit: 72,5 kg). Mógł mieć pewne podstawy do optymizmu: legendarnego Roberto Durana znokautował w drugiej rundzie, podczas gdy Hagler kilka miesięcy wcześniej minimalnie wygrał z tym samym przeciwnikiem na punkty po niezwykle dramatycznej walce.
Znany jako "Hitman" Hearns miał też jeszcze jeden atut – w jego narożniku stał Emanuel Steward. Jeden z najwybitniejszych amerykańskich szkoleniowców prowadził jego karierę od początku. – Mnie i Tommy'ego łączyło coś więcej niż tylko relacja na linii trener – bokser. Podobnie jak ja wychowywał się bez ojca i starałem się tę lukę wypełniać – tłumaczył późniejszy współautor sukcesów między innymi Lennoksa Lewisa i Władimira Kliczki.
Hagler był niekwestionowanym mistrzem, ale nie mógł zdobyć czegoś, na czym mu najbardziej zależało – powszechnego uznania. – Masz trzy problemy: jesteś mańkutem, jesteś dobry i jesteś czarny – powiedział mu na początku kariery wielki Joe Frazier. O jego losy dbali bracia Petronelli, którzy talent Marvina dostrzegli gdy jako nastolatek... pracował u nich na budowie.
Pięściarz spróbował wywalczyć szacunek w sądzie. Oficjalnie zmienił imię na "Marvelous Marvin Hagler" (Wspaniały Marvin Hagler), jednak wciąż nie mógł się doczekać wielkiej walki, którą żyłaby cała Ameryka. Pojedynek z Hearnsem, którego spektakularne nokauty robiły na opinii publicznej wielkie wrażenie, był więc także przede wszystkim szansą na zyskanie sławy. Pierwotnie miało dojść do niego w 1982 roku, jednak "Hitman" wycofał się z powodu kontuzji. Gdy wrócił do zdrowia, postanowił spróbować sił najpierw w niższym limicie kategorii junior średniej.
Przed walką nie brakowało złej krwi. – Śpij z tymi pasami póki możesz, bo po walce się to zmieni. W trzeciej rundzie będzie po wszystkim! – grzmiał "Hitman". Czas pokazał, że jego przepowiednia po części się sprawdziła, jednak w odpowiedzi słyszał śmiech i obietnicę piorunującego nokautu. Promujący pojedynek Bob Arum zapowiadał ringowe wydarzenia jako "Walkę" ("The Fight"), a potem "Wojnę" ("The War"). Hasło okazało się genialne w swojej prostocie. Główni aktorzy widowiska odwiedzili 20 miast, gdzie ścierali się na konferencjach prasowych promując wydarzenie. Nokaut od początku wisiał w powietrzu, jednak to co wydarzyło się w ringu przerosło najśmielsze oczekiwania wszystkich ekspertów...
Znany z ostrożnego wchodzenia w pojedynek Hagler zaskoczył. Od początku rzucił się na przeciwnika, błyskawicznie zapędzając go pod liny. Obijając rywala w półdystansie nadział się jednak na kilka mocnych kontr. Sędzia właściwie nie miał nic do roboty. Amerykanie o takiej walce mówią "slugfest", co można przetłumaczyć jako "festiwal bomb". Mistrz zakończył pierwsze starcie z mocno zakrwawioną twarzą, z kolei pretendent... ledwo stał na nogach.
Dałem w tej rundzie wszystko co miałem. Czułem, że z moimi nogami jest coś nie tak i po trzech minutach nie miałem już nic w baku.
Trener Emanuel Steward za wszystko obwiniał... masaż, który podopieczny otrzymał wbrew jego wiedzy tuż przed wyjściem do ringu. W pierwszych minutach walki Hearns miał także złamać rękę na twardej głowie przeciwnika.
W kolejnej rundzie Hagler dominował już wyraźnie. Zaskakiwał rywala nieustannymi zmianami bokserskiej pozycji i bez kłopotu wchodził w półdystans, choć kilka razy nadział się na firmowy prawy prosty Hearnsa. Ani przez moment nie sprawiał jednak wrażenia zranionego. – Byłem jak Pacman, po prostu połykałem jego ciosy – relacjonował. Na początku trzeciego starcia pretendent próbował narzucić tempo. Rozcięcie na twarzy Haglera pogłębiało się i sędzia Richard Steele na moment przerwał walkę, aby rana mogła zostać opatrzona.
– Wszystko w porządku ze wzrokiem? – zapytał medyk.
– Przecież cały czas go trafiam, czyż nie? – odpowiedział retorycznie Hagler.
Lekarz dopuścił mistrza do walki, ale ten zaczął sobie zdawać sprawę, że mimo przewagi może przegrać z powodu odniesionych obrażeń. Pojedynek kontynuowano, ale... tylko przez chwilę. Słabnący Hearns zachwiał się po potężnym prawym i moment później padł po gradzie ciosów. Wstał gdy sędzia doliczył do dziewięciu, ale nie nadawał się do dalszej walki.
Magazyn "The Ring" nazwał ten pojedynek "najbardziej elektryzującymi ośmioma minutami w historii". Starcie uznano najlepszą walką 1985 roku, pierwszą rundę ogłoszono z kolei rundą roku. Elektryzującą "Wojnę" z bliska oglądali między innymi Muhammad Ali i Jack Nicholson.
Choć Hearns narzekał na niefortunne okoliczności, to nigdy nie zabiegał o rewanż. Z bokserskiej sceny zszedł dopiero w 2006 roku. Został pierwszym w historii mistrzem pięciu różnych kategorii wagowych, jednak kilka lat po zakończeniu kariery zaczął zmagać się z poważnymi problemami finansowymi.
Hagler stoczył jeszcze dwa pojedynki: rok później wygrał przed czasem z Johnem Mugabim (25-0) po kolejnej krwawej wojnie, a w ostatniej walce uległ niejednogłośnie na punkty uwielbianemu przez media i fanów Leonardowi. Nigdy nie pogodził się z kontrowersyjnym werdyktem. Obrażony na Amerykę wyemigrował do Włoch, gdzie został... gwiazdą kina akcji. Żyje tam do dziś w dostatku i uznaniu, którego nigdy nie zdołał do końca wywalczyć w ojczyźnie.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart