Dlaczego Kamilowi Grosickiemu byłoby łatwiej w Premier League niż w Championship? Co ma Piotr Zieliński, czego nie mają angielscy piłkarze? Dlaczego Jan Bednarek liczy tylko na siebie? W czym się przejawia arogancja Anglików? Jakie słabości ma Senegal, a jakie Polska? O tym wszystkim i wielu innych kwestiach porozmawialiśmy z Bartoszem Andryszakiem – analitykiem pierwszej drużyny Queens Park Rangers, londyńskiego klubu występującego w Championship.
Radosław Przybysz, SPORT.TVP.PL: – Jak znalazłeś się w tym zawodzie?
Bartosz Andryszak: – Moi rodzice są lekarzami weterynarii i początkowo chciałem kontynuować tradycję lub studiować medycynę. Dostałem się na weterynarię (studia wieczorowe) w Warszawie i na AWF w Poznaniu. Postanowiłem iść za głosem serca i postawiłem na sport. Przez pół roku byłem na stypendium z programu Erasmus w Atenach, gdzie podglądałem trochę pracę w Panathinaikosie i Olympiakosie. Moim wykładowcą medycyny sportu był lekarz Olympiakosu, a wykładowcą piłki nożnej jeden z trenerów młodzieży w Panathinaikosie. Pamiętam, że wtedy Grecy byli zwolennikami systemu 4-4-2, dzięki któremu wygrali mistrzostwo Europy z Otto Rehhagelem. Po powrocie wybrałem specjalizację trenerską, jednocześnie pracując jako wolontariusz z rocznikiem 1995 Lecha Poznań. Po trzech latach współpraca ta się zakończyła. Przez kolejny rok nie mogłem znaleźć miejsca, w którym mógłbym się dalej rozwijać, więc poszukałem szczęścia na emigracji. W 2012 roku wylądowałem w Londynie. Ryzyko, improwizacja, właściwie bilet w jedną stronę. Ale dziś mogę powiedzieć, że się opłaciło.
– Zacząłeś w Tottenhamie?
– Tak, wykorzystałem kontakt, który miałem. Usłyszałem "Przyjedź, coś się znajdzie". Trafiłem na trzymiesięczny staż. Dostałem duży kredyt zaufania, który chyba spłaciłem. Poznałem dwie osoby, które przeniosły się do Queens Park Rangers. Jedna z nich została szefem akademii i wzięła mnie jako skauta na 1/8 etatu. Pracowałem też w sklepie sportowym. Wszystko było ułożone tak, żebym w sobotę i niedzielę mógł być skautem w klubie, a wieczorami prowadziłem treningi z młodzieżą. W czerwcu 2013 dostałem ofertę stałej pracy. Dalej byłem skautem, ale zostałem dodatkowo kitmanem przy akademii. Byłem odpowiedzialny za wyposażenie 200 zawodników i 60 osób ze sztabu. Wiedziałem, że to jest etap, w którym muszę schować ego do kieszeni. A ono u większości młodych jest bardzo duże. Wiem, bo byłem arogancki, nie wiedziałem, być może do dzisiaj nie wiem, a zachowywałem się jakbym wiedział. Ale emigracja nauczyła mnie pokory, "wyprostowała" mnie. Kitmanem byłem przez półtora roku. Później w klubie zmieniły się rządy, Chris Ramsey został szefem akademii, pierwszego dnia przejrzał wszystkie nasze CV i zapytał, co chcę robić. Miałem trenerską licencję PZPN-u, a nie licencję UEFA, więc w Anglii nikt nie chciał mnie przyjąć jako trenera. Stwierdziłem więc, że spróbuję sił jako analityk, co pomoże mi w lepszym zrozumieniu gry. Przez rok pracowałem po godzinach i za darmo. Chyba wykorzystałem szansę. Pamiętam jak pojechałem jako kitman z zespołem U18 na mecz z Manchesterem City i dzień wcześniej, wieczorem, szef powiedział mi, że z dniem tym i tym zostanę pełnoetatowym analitykiem akademii. On do dzisiaj wspomina, że nie widział nikogo, kto z taką radością i pokorą przyjęłaby wieść o awansie. Następnie przeszedłem wszystkie szczeble, od zespołu U15 przez U18 po U23, aż w styczniu Les Ferdinand zaprosił mnie do pracy przy pierwszym zespole. Obecnie jestem drugim analitykiem pierwszej drużyny.
– Na czym polega ta praca?
– Na tym, by w jak najlepszy sposób przybliżyć menedżerowi przeciwnika, przygotować drużynę do danego rywala i ocenić ją po meczu. Analizujemy wszystko, co jest możliwe – od treningów po zachowania zawodników, relacje międzyludzkie – by dostarczyć menedżerowi dodatkową wiedzę, która w procesie treningowym i meczowym zmniejszy ryzyko błędu. Albo zwiększy szansę powodzenia. Są oczywiście trenerzy, którzy nie chcą analityków. Ostatni menedżer Ian Holloway bardzo dużo korzystał z analizy, ale nie powiedziałbym, żeby opierał na niej wszystkie wybory. Ale już jego poprzednik, Jimmy Floyd Hasselbaink, przychodził do klubu o 6:30, mówił analitykom, co mają mu znaleźć, szedł pobiegać przez pół godziny, wracał i to miało być gotowe. Od 7:15 oglądał już nagrania wideo. Holenderska myśl. Zobaczymy, jak będzie teraz z trenerem Stevem McClarenem. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. CV ma bardzo bogate, w Anglii jest postrzegany jako jeden z lepszych. Jestem bardzo podekscytowany. Każdy pamięta finał Ligi Mistrzów Manchester – Bayern z 1999 roku. McClaren był wtedy asystentem Sir Aleksa Fergusona. Można więc powiedzieć, że będę pracował ze zwycięzcą Ligi Mistrzów.
– Gdzie analiza piłkarska jest najbardziej obszerna?
– W Wielkiej Brytanii analitycy są bardzo popularni, przygotowani sprzętowo, są podstawowym elementem wszystkich drużyn, również młodzieżowych. Ale na koniec wszystko zależy od menedżera. Czasami analityk składa raporty trenerowi, a ten menedżerowi. Menedżer na tyle ufa trenerowi, że z analitykiem się nawet nie spotyka. Są menedżerowie, którzy nie muszą korzystać z pomocy analityków, jeśli się do nich nie zgłaszasz z raportami, to zapomną, że istniejesz. Z tego, co słyszałem, to Niemcy są bardzo dokładni pod względem analizy. Włosi i Hiszpanie trochę słabiej. W zeszłym roku graliśmy z Athletikiem Bilbao. Oni mają kogoś, kto filmuje mecze, ale nie mają człowieka, który je analizuje. Obowiązek spada na asystenta albo trenera bramkarzy. A z drugiej strony mamy taki Tottenham, gdzie przy pierwszej drużynie jest czterech, pięciu analityków, oddzielna ekipa do filmowania meczów, a dodatkowo Mauricio Pochettino i jego asystenci mają w komputerach program do analizy i potrafią z niego korzystać.
– Jak nastroje w QPR po zeszłym sezonie? Skończyliście na 16. miejscu.
– Klub jest teraz w trakcie dużych zmian. Przeznaczał 129 procent budżetu na płace. Parking klubowy wyglądał wtedy naprawdę... fajnie. Adel Taarabt przyjeżdżał Ferrari za 230 tys. funtów i pytał: "Co Bartek, może być?". Benoit Assou-Ekotto jednego dnia przyjeżdżał Smartem, a drugiego Shelby GT500. Było kolorowo. Teraz klub stał się bardziej oszczędny. Les Ferdinand powiedział rok temu: "Reedukacja zarobków agentów i piłkarzy właśnie się rozpoczęła". Klub rozwinął akademię, praktycznie stworzył ją od nowa. Pierwsza drużyna dalej przechodzi transformację, to będzie trwało jeszcze kilka lat. Zagraliśmy sezon minimalnie lepiej niż poprzedni, ale mnie to nie zadowala. Chciałbym więcej zwycięstw, więcej udanych meczów. Ale aż takiego wpływu na to nie mamy. Ostatecznie to tych 11 na boisku decyduje o tym, jak kończy się sezon.
– Analizowałeś grę Kamila Grosickiego przed kwietniowym meczem z Hull?
– Z tego, co pamiętam, to przewidywaliśmy, że nie zacznie meczu w wyjściowym składzie. Wiedzieliśmy, że będzie jednym z pierwszych do wejścia i jeśli wejdzie, to może nam dokuczyć. Jest zawodnikiem bardzo dynamicznym, znaliśmy jego zachowania zwłaszcza na lewym skrzydle, uczulaliśmy na nie naszych, ale w tym meczu bardzo słabo zagrała linia pomocy. Wystawiła na ostrzał naszych obrońców oraz bramkarza i Kamil strzelił gola. (Hull wygrało 4:0 – przyp. red.).
– To jest zawodnik na Premier League?
– Kiedyś z Jimmym Floydem Hasselbainkiem stwierdziliśmy, że są zawodnicy, którym łatwiej byłoby w Premier League niż w Championship. W Premier League jednak grasz w piłkę, a Championship to liga fizyczna, wyniszczająca. Myślę, że Kamil jest właśnie takim zawodnikiem. Bo potrafi grać w piłkę. W Championship, gdzie masz wokół siebie 10 rzemieślników, jest mu ciężko. Oni potrafią tylko biegać i nie mogą się do niego dostroić. Jak obejrzysz z bliska parę meczów Championship, to niektórzy wyglądają jakby nie przeszli selekcji w rugby. Są dwuwymiarowi, potrafią tylko biegać przód-tył i lewo-prawo. Czasem żartuje z kolegów Anglików i pytam: "Kto był waszym ostatnim zawodnikiem z pokrętłem w nodze i dlaczego Gascoigne?".
– To prawda, cała późniejsza "złota generacja" to zawodnicy statyczni.
– Steven Gerrard zawsze miał u boku Xabiego Alonso. Frank Lampard – Michaela Ballacka albo Deco. A później w kadrze okazywało się, że Gerrard i Lampard nie umieją grać obok siebie. David Beckham umiał dośrodkować, ale nie był dynamiczny, był raczej bocznym pomocnikiem niż skrzydłowym. Anglikom zawsze brakowało tego luzu, kultury w grze. Nie mają swojego Davida Silvy, swojego Marco Verrattiego. Nie wyglądają elegancko z piłką przy nodze. Wszystko jest robione w pełnym napięciu.
– Przeczytałem gdzieś opinię, że jeśli młody, angielski piłkarz chce się rozwinąć, to powinien wcześnie wyjechać np. do Niemiec.
– I coraz częściej wyjeżdżają. W Borussii Dortmund jest Jadon Sancho, a w Moenchengladbach – Reece Oxford i Keanan Bennetts. To, czego bardzo nie lubię u Anglików, to ich arogancja. Uważają, że są ponad światem, że są wszechwiedzący. Nawet jak przez lata im nie szło, to ich federacja nie zrobiła nic. Nie było chętnych do zmian. Trenerzy nie jeździli na staże, bo uważali, że wszystko już wiedzą. Dopiero teraz pokolenie młodych trenerów chce jeździć, uczyć się. Angielska piłka zaczyna powoli wychodzić z tego betonu. My mówiliśmy w Polsce, że mamy beton. Ale w Anglii też tak było, tylko oni mieli pieniądze, żeby położyć fajny tynk i żeby tego betonu nie było widać. Fajnie, że teraz zaczyna się to kruszyć od środka.
– Czy w angielskich klubach każda juniorska drużyna gra w tym samym systemie, co pierwszy zespół?
– U nas w akademii wszystkie drużyny od U23 w dół grają w tym samym, ale pierwsza drużyna nie. To oddzielny byt. Nie jesteśmy jeszcze na tyle stabilnym klubem, żeby sobie na to pozwolić. Tottenham może, bo jest klubem ułożonym finansowo. Klubem, który zawsze będzie miał dobrych zawodników, zawsze się utrzyma, zawsze – dzięki Pochettino – będzie w pierwszej czwórce. Pamiętam jak Tottenham grał na Wembley z Chelsea. Kilka dni przed tym meczem dostaliśmy telefon, że Chelsea chce z nami zagrać sparing drużyn U23. Wychodzimy na rozgrzewkę, a tam Hazard, Morata, Fabregas, Bakayoko, Azpilicueta, Christensen, Ruediger… Przez całą rozgrzewkę nasi zastanawiali się, z kim się zamienią koszulkami. Przyszedł sztab pierwszej drużyny, Conte usiadł na ławce. Wynikało to pewnie z tego, że gramy podobnie jak Tottenham, tym samym systemem, z dużą rotacją, dużą liczbą podań. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy tylko 0:3, parę razy zaskoczyliśmy Willy’ego Caballero. Ale Hazard wkręcał naszych obrońców niemiłosiernie.
– Wróćmy do Polaków. Zaskoczył cię rozkwit kariery Jana Bednarka?
– Z kilku różnych źródeł słyszałem, że jest bardzo inteligentny i profesjonalny. Świadomy tego, co robi. Myślę, że transfer do Southampton był w pełni przemyślany. To ciężko pracujący chłopak, wiedzący, czego chce i wiedzący, jak to osiągnąć. Na pewno wiedział też, że musi być cierpliwy. Mam dobry kontakt z analitykiem zespołu U23 Southampton i mówił, że Bednarek nie dostaje szansy w pierwszej drużynie, ale pracuje. Przyszedł jako "inwestycja". Ale fajne jest to, że po stagnacji, wszedł i od razu strzelił gola. Czy to zaskoczenie? Myślę, że nasi piłkarze będą nas coraz rzadziej zaskakiwać. Przyszło pokolenie "chcę więcej". Pokolenie takich, którzy nie liczą na łut szczęścia, na przypadek, tylko od najmłodszych lat liczą na siebie. Bednarek taki jest. Dzięki temu nowy sezon zacznie z zupełnie innego pułapu. Jako reprezentant Polski na mistrzostwach świata.
– Oglądasz każdy mecz reprezentacji Polski?
– Tak.
– To wyobraź sobie teraz, że jesteś analitykiem reprezentacji Senegalu przed pierwszym meczem w grupie H. Co mówisz o Polakach?
– Przez ostatnie lata nauczyliśmy się bronić jako drużyna. Ale do bronienia nie potrzeba wielu zadań operacyjnych z piłką. Bardziej chodzi o organizację, charakter, poruszanie się, komunikację. W tym elemencie jesteśmy dobrzy, a jeśli chodzi o atak, to opieramy się na indywidualnościach. Mamy schematy, ale nie jest tak, że możemy zaskoczyć rywali z każdej strony, jak w Barcelonie. Jesteśmy ograniczeni - do zachowań i pewnych graczy. Mamy dość przewidywalny styl, tak było na przykład podczas Euro 2016. Chciałbym, żeby teraz zagrał Piotr Zieliński, bo on umie zrobić coś z niczego. Coś nieprzewidywalnego, czego nie potrafią ograniczeni angielscy piłkarze, o których mówiliśmy. Ma sporo atutów ekstra. On, Robert Lewandowski, może Kamil Grosicki – to piłkarze, na których drużyna przeciwna musi zawsze uważać. A wracając do naszego zespołu – brakuje nam kilku lat pracy nad fazą ataku. Musimy uczyć zawodników gry z piłką przy nodze. Jakbym miał być analitykiem Senegalu, to powiedziałbym: "Oddajcie Polakom piłkę, niech grają. Pozwólmy im atakować pozycyjnie. A my wykorzystajmy grę z kontry".
– A jakie słabości mają Senegalczycy?
– Oni są rozsiani po różnych klubach, gdzie grają u boku naprawdę dobrych, w świetnie zorganizowanych zespołach. Ale gdy połączysz ich razem, tam może być szybkość, może być coś niesamowitego, ale czy ta organizacja działa? To jest zawsze problem afrykańskich drużyn. Wiemy, że będą szybcy, że będą dobrzy technicznie, że mają indywidualności. Ale możemy wykorzystać ich brak zorganizowania. Kolumbia jest lepiej poukładana, doświadczona. Od lat grają razem, dobrze im idzie w dużych imprezach. Japonia to kultura pracy. Kiedyś przez trzy dni miałem okazję trenować japońską drużynę. Jak w zegarku. Co im powiedziałeś, to zrobili. To zadaniowcy. Mają Kagawę i wokół niego 10 zadaniowców.
– Jest jakiś polski piłkarz, którego byś polecił do Premier League?
– Myślę, że odnalazłby się Karol Linetty. To jest nasz mały Makelele. Ma bardzo dużą płynność i swobodę ruchu, nie ma jeszcze takiego doświadczenia w przewidywaniu akcji, jakie miał Francuz, ale widać pewne podobieństwa – mały, mocny, myślący, obunożny. I to jest naturalne. Jak się na niego patrzy, to wydaje się, że tego nie musi ćwiczyć. To tak jak patrzysz na Djokovicia i Federera. Wiesz, który mocno trenuje, a który ma tę wrodzoną łatwość. Karol jest taki od początku.
– To tytuł już mam. "Linetty jak Federer"
– Odważny tytuł. Mam nadzieję, że Karol i trener Nawałka nie będą źli za takie odważne określenie. Miałem okazję poznać trenera Nawałkę podczas Euro 2016. Przez pół roku przed mistrzostwami Europy pracowałem dla trenera Huberta Małowiejskiego. Co tydzień składałem raporty społecznościowo-medialne na temat wszystkich zawodników Irlandii Północnej. Przeglądałem gazety, wywiady, profile na Facebooku i na Instagramie. Taka sfera pozapiłkarska. Wyszło około stu stron.
– Nie wykluczasz jeszcze pracy jako trener?
– Nie. Nie boję się tego powiedzieć – chciałbym być menedżerem, w takim angielskim stylu. Być kimś, kto umie zarządzać, obserwować, wyciągać wnioski, czasem trochę zamanipulować. Zrobię wszystko, żeby tak się stało. Ale jeśli życie ułoży się inaczej, to obiecałem sobie, że będę w top 5 najlepszych analityków na świecie. Mam na to kilkadziesiąt lat. O emeryturze nie myślę. Oby tylko starczyło mi energii na realizację wszystkich pomysłów.
Queens Park Rangers Założony w 1882 klub piłkarski występujący na stadionie Loftus Road w zachodnim Londynie. Popularny wśród londyńskiej Polonii. Jego piłkarzem jest Paweł Wszołek, kilku Polaków występuje w drużynach młodzieżowych. Ostatni raz w Premier League QPR występowało w sezonie 2014/15. Zeszły sezon zakończyło na 16. miejscu w Championship.