Zdobywane seryjnie od sześciu sezonów mistrzostwo Niemiec uśpiło działaczy Bayernu Monachium. W efekcie Bawarczycy po rundzie jesiennej tracą sześć punktów do lidera z Dortmundu i błyskawicznie muszą wprowadzić w życie plan awaryjny, który sprawi, że dogonienie Borussii stanie się możliwe.
Rządzący od lat na Allianz-Arena Uli Hoeness mylił się dotychczas niezwykle rzadko. Sprawnie kierował biznesem, z niezwykłą intuicją wybierał trenerów, mądrze inwestował zarobione środki. Stworzył na południu kraju klub, który nie dość, że rokrocznie dominował w Bundeslidze, to jeszcze regularnie był jednym z faworytów do wygrania Ligi Mistrzów. W ostatnim czasie wpadł jednak w pułapkę rutyny i samozadowolenia uznając najwyraźniej, że skoro kolejne tytuły kolekcjonuje się z taką łatwością, to sielanka będzie trwać wiecznie.
Podczas gdy eksperci i kibice zauważali upływający czas i efekt tego odbijający się na formie piłkarzy, Hoeness niewzruszony tkwił w swojej loży i nie zamierzał niczego zmieniać. Już w czerwcu wygasały umowy między innymi Arjena Robbena i Francka Ribery'ego, którzy, choć niezwykle dla monachijczyków zasłużeni, gaśli z miesiąca na miesiąc. Liczby nie kłamią – Holender nie strzela już tylu goli, co jeszcze parę lat temu. Francuz nie drybluje już z taką skutecznością, jak jeszcze do niedawna. A to odbija się w oczywisty sposób na drużynie, która bazuje przecież od lat na szybkiej grze skrzydłami.
Rządzący Bayernem zdecydował się jednak prolongować umowy obu zawodników, a ponadto latem na rynku transferowym po raz kolejny powstrzymał się od szaleństwa. Podczas gdy w Europie wiele jest klubów wydających lekką ręką 50, 60 czy nawet 80 milionów euro, rekordem transferowym monachijczyków wciąż pozostaje Corentin Tolisso, za którego kartę zawodniczą zapłacono dokładnie 41,5 miliona. Stara prawda życiowa mówi, że kto nie idzie do przodu, ten się cofa. I wydaje się, że taki regres zalicza właśnie klub z Saebener Strasse.
Do dziwnych decyzji kadrowych doszło też zamieszanie związane z zatrudnieniem trenera. Podczas gdy jasne stało się, iż Jupp Heynckes nie ma ochoty dalej pracować w piłce, Hoeness musiał awaryjnie poszukać kogoś, kto przejmie zespół. Padło na mimo wszystko niezbyt doświadczonego Niko Kovaca, choć nie był on ani pierwszym, ani nawet drugim wyborem działaczy. Bayern przystępujący do tego sezonu był więc wielką zagadką.
Po 17 meczach ligowych trudno tuszować pomyłki Hoenessa. Aż sześć punktów straty do lidera z Dortmundu nie jest oczywiście nie do odrobienia, ale patrząc na formę piłkarzy Luciena Favre'a – trudno uznać to za misję, której wykonanie będzie proste. Jak wyglądała sytuacja na półmetku w tym stuleciu w sezonach, gdy Bayern nie sięgał po tytuł?
2001/02: liderem jesieni Bayer (39 punktów), późniejszy mistrz Borussia na drugim miejscu (38), Bayern czwarty (33)
2003/2004: liderem jesieni późniejszy mistrz Werder (39), Bayern drugi (35)
2006/2007: liderem Werder (36), trzeci Bayern (33), późniejszy mistrz Stuttgart na czwartym miejscu (32)
2008/2009: liderem Hoffenheim (35), drugi Bayern (35), późniejszy mistrz Wolfsburg dziewiąty (26)
2010/2011: liderem Borussia (43), Bayern piąty (29)
2011/2012: liderem Bayern (37), późniejszym mistrzem druga Borussia (34)
Widać więc jak na dłoni, że za każdym razem, gdy po mistrzowską paterę siegał inny klub i w danym sezon po jesieni monachijczycy nie zajmowali pozycji lidera, ostatecznie nie udawało im się straty odrobić. A raz zdarzyło się nawet, że dali się wiosną przegonić.
Co więc Bayern chce zrobić, by tym razem przełamać feralny trend? Najwięcej mówi się o wzmocnienich w obronie. Działacze klubu z Allianz-Arena mocno zabiegają o to, by do zespołu trafił obrońca Atletico Madryt, Lucas Hernandez. Wedle hiszpańskich mediów, między innymi pisze o tym "AS" oraz "Marca", klauzula odejścia zawodnika wynosi 85 milionów euro. To ogromna suma i uruchomienie jej pozwoliłoby Bawarczykom pobić rekord transferowy. I choć wydawało się, że sprawy idą ku dobremu, a pracę nad tym ruchem potwierdzał nawet dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić, w ostatnich dniach sprawy nieco się skomplikowały.
Na pozostanie w stolicy Hiszpanii namawiają zawodnika jego koledzy z szatni. Prasa donosiła między innymi o intensywnych zachętach Antoine'a Griezmanna, który jest dobrym kolegą Hernandeza i chciałby, by ten pozostał na Półwyspie Iberyjskim. Sprawę zresztą skomentował agent zawodnika, Gil Marin. – Lucas nie może odejść zimą z Atletico. Mamy dobre relacje z Bayernem i nie chcemy tego psuć, ale spotkamy się w styczniu, by spokojnie przedyskutować temat i podjąć negocjacje dotyczące przeprowadzki latem – wyjawił.
Niewykluczone więc, że w styczniu klub nie dokona żadnych roszad na rynku. To w pewnym stopniu zgrywałoby się też z wypowiedziami działaczy z Monachium, którzy są zdania, że najważniejsza w obliczu wiosny będzie spokojna praca i odpowiednie przygotowanie drużyny podczas zagranicznego obozu..
Co więcej – wygląda na to, że i Borussia Dortmund nie zamierza wykonywać nerwowych ruchów. Jesień była dla zawodników Favre'a fantastyczna. Klub z Zagłębia Ruhry doznał tylko jednej porażki i zdołał wypracować aż sześciopunktową przewagę nad Bayernem. I choć o wzmocnieniach raczej nie będzie mowy, to są kluby, które mają oko na zawodników BVB. Takim jest na przykład Chelsea, która, według "Bilda", kupi za 60 milionów euro Christiana Pulisica. Ale dopiero latem, czyli tak, by Borussia nie straciła ważnego zawodnika na wiosnę..
Wszystko wskazuje więc na to, że przed dortmundczykami ogromna szansa na to, by niespodziewanie zakończyć ten sezon ze złotymi medalami na szyi. Byłoby to więc nie tylko przerwanie 6-letniej passy Bayernu, ale i sygnał dla Hoenessa, by ten w końcu przestał kierować się sentymentami pod adresem piłkarzy, a zaczął działać na rynku odważniej i pozwolił sobie na transfery godne drużyny chcącej walczyć o najwyższe cele w Europie.