Od ponad 20 lat mieszka w USA, gdzie spełnia się jego amerykański sen. Adam Kownacki jest blisko pojedynku o wymarzony tytuł mistrza świata królewskiej wagi ciężkiej. – Pierwszy cel to ten pas wywalczyć, drugi kilka razy go obronić, w tym m.in. na Stadionie Narodowym – zdradza w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Kownackiego odwiedziliśmy w Melville pod Nowym Jorkiem, gdzie kupił dom i właśnie go urządza. Rozmawialiśmy na wiele tematów. Oto kilka najciekawszych wątków.
PRZEPROWADZKA DO USA
– Komuna dała mocno popalić mojej rodzinie i ojciec z matką zdecydowali, że trzeba coś zmienić. Rzutem na taśmę, w ostatnim dniu wysłali zgłoszenie na losowanie zielonej karty. Wylosowali ją i tak nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Ja nie chciałem jechać, miałem siedem lat, uciekałem do kolegów i z nimi się ukrywałem mając nadzieję, że mnie nie zabiorą. Zabrali. Łomża i Nowy Jork to dwa różne światy, dla takiego małego chłopaka olbrzymi szok. Łatwo nie było, języka uczyłem się oglądając Power Rangers, ale dałem radę, cała rodzina dała radę. Kocham Amerykę, wiem, że dzięki niej osiągnąłem to, co osiągnąłem, ale cały czas czuję się tutaj jak imigrant. Serce jest biało-czerwone i takie pozostanie na zawsze.
BOKS
– Trenuję już 15 lat, ale wcześniej też walczyłem, tyle że na ulicy. Czy też miałem tam bilans dodatni? Wygrywałem, ale największe zwycięstwo jest takie, że teraz rozmawiam z wami, a nie siedzę w więzieniu. Nikogo się jednak nie bałem, ani wtedy, ani teraz. Celem jest mistrzostwo świata i powtarzam to od pierwszego sparingu w mojej karierze. Wielu się z tego śmiało, dopiero jak pokonałem Artura Szpilkę, to zaczęli mnie poważniej traktować. Odbiór mojej osoby przez ten czas diametralnie się zmienił – jeszcze niedawno byłem nikim, teraz niektórzy już mi wieszają mistrzowski pas. Wszystko osiągnąłem jednak własnymi rękoma, nikt nigdy niczego nie dał mi w prezencie. Praca, praca, praca i cierpliwość. Bez tego nie ma sukcesów. To tyczy się całej mojej rodziny – jeden brat pracuje w oddziale antyterrorystycznym, drugi świetnie radzi sobie na budowie. Rodzice zaryzykowali, chcieli, byśmy mieli lepsze życie i mamy. Dzięki nim i dzięki ciężkiej pracy.
ARMIA KOWNACKIEGO
– Do ringu wychodzę sam, ale dookoła pracuje sztab ludzi, bez których to wszystko nie byłoby możliwe. Trener, żona Justyna, najbliższa rodzina i przyjaciele. Na moje walki przychodzą tysiące kibiców, oni dają mi niesamowitą siłę. Ich wsparcie jest nieocenione. Co najlepsze na moje walki przychodzą nie tylko fani z Polski, ale także wielu Amerykanów, którzy na czas tych pojedynków jak reszta zakładają biało-czerwone barwy i dopingują z całych sił. Dlaczego akurat mi? Mój boks podoba się ludziom. Między linami szachy szybko mnie nudzą, ja lubię się bić, lubię bójkę w ringu. Od samego początku tak walczyłem i tego nie zmienię bez względu na to, kim będzie mój rywal.
ŻONA
– Wiele osób mi w życiu pomogło, ale najbardziej żona Justyna. Gdy w 2010 roku doznałem kontuzji i się załamałem, nic mi się nie chciało itd., to właśnie Justyna sprawiła, że wróciłem do boksu. Pracowała na dwa etaty, przy okazji chodziła do szkoły, ale finanse wzięła na swoje barki, a ja mogłem trenować i wracać do formy. Bez jej pomocy prawdopodobnie już bym nie boksował.
ROMANTYK (głos oddajemy żonie Justynie)
– Na jednej z pierwszych randek spytał, czy miałam złamany nos, bo jest krzywy, a na innej zabrał do kina i tam zostawił, bo zadzwonił kolega i trzeba mu było pomóc. Początki były zatem różne, ale to najlepszy człowiek, jakiego spotkałam na swojej drodze. Pomogłam mu w kiepskich chwilach, ale gdy ja takie miałam, to on pomagał mi.
SYN
– Będziemy mieli syna Kazimierza. Żonie imię się nie do końca podoba, wolałaby Wiktora lub Tadeusza, ale będzie Kazimierz. Amerykanie będą na niego mówić Kaz i będzie ok. Życie ponownie wywróci mi się do góry nogami, ale zrobię wszystko, by być dla niego tak dobrym rodzicem, jak dobrzy byli moi rodzice dla mnie.
ALKOHOL
– Za małolata, gdy inni czekają na weekend i imprezę z alkoholem, ja wolałem pójść na trening. Nie przepadam za alkoholem, trochę więcej wypiłem jak dowiedziałem się, że będę mieć syna, ale tak to nie piję. Zresztą alkohol źle mi się kojarzy, rodzicie mówili, że bez alkoholu i znajomości w Polsce za ich czasów nic się załatwić nie udało. Tym ujęła mnie Ameryka – tutaj nieważne skąd jesteś, kogo znasz itd., jeśli tylko chcesz pracować, osiągniesz sukces.
PRZEGRANA
– Jest wiele sportów indywidualnych, ale boks to wyjątkowa dyscyplina. W tenisie przegrasz, za tydzień masz kolejny turniej i możesz trafić na czołówki gazet. W boksie z kolei wszystko fajnie jak wygrywasz, ale jedna porażka może sprawić, że cię nie ma, że nikt już więcej nie będzie chciał cię oglądać. To brutalne. Piękne, ale zarazem brutalne.
PIENIĄDZE
– Wiadomo, że są ważne, bardzo ważne, ale bardziej nakręca mnie szansa zostania pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej. Szansa na przejście do historii, szansa na zostanie legendą.
Następne