Mistrzostwa świata do lat 20 zbliżają się wielkimi krokami – Polacy pierwszy mecz z Kolumbią rozegrają już 23 maja w Łodzi. Jak ciężko pracuje się nie widząc piłkarzy na co dzień? Czy udało się zbudować bank informacji o grupowych rywalach na czele z zawodnikami z Tahiti? W jakim celu pojawiał się na stadionach incognito i czemu ma służyć wpajana graczom zasada pięciu palców? O niełatwych przygotowaniach do MŚ opowiedział selekcjoner reprezentacji Polski, Jacek Magiera. Transmisje z młodzieżowego mundialu w TVP.
Marcin Borzęcki, TVPSPORT.PL: – Sporo było nieprzespanych nocy, zanim udało się wykrystalizować listę 21 zawodników, którzy pojadą na mistrzostwa świata?
Jacek Magiera: – Niedużo, dobrze spałem w ostatnim czasie. Nie skreślałem nazwisk na ostatnią chwilę. W sali, w której siedzimy, spotykałem się ze współpracownikami cztery razy w miesiącu, po każdej kolejce ligowej, debatowaliśmy na temat każdego z piłkarzy, mieliśmy sporządzone szczegółowe raporty na ich temat. Każdy z nas miał również za zadanie wypisać na kartce swoją kadrę, włożyć ją do koperty i odłożyć na bok – potem porównaliśmy wybory tak, by nie sugerować się opinią innych osób.
– Dużo było różnic?
– Właśnie nie. Gdy otworzyłem koperty, okazało się że wszyscy mamy dość spójną wizję tego, kto powinien zostać zabrany na turniej. Znaki zapytania stały może przy dwóch lub trzech nazwiskach, o których długo dyskutowaliśmy. Doszliśmy jednak do porozumienia, więc koniec końców selekcja przebiegła sprawnie.
– Ale mimo wszystko pojawiły się niespodzianki – mam na myśli dwóch zawodników, którzy staną przed szansą debiutu w zespole.
– Maik Nawrocki z Werderu Brema i Nicola Zalewski z Romy nie byli wcześniej w kadrze do lat 20, ale regularnie grali w swoich rocznikach, więc także mowa o reprezentantach Polski. Ci zawodnicy byli uważnie monitorowani, odwiedzaliśmy ich w macierzystych klubach, co pozwoliło być w stałym kontakcie. Najpierw zakwalifikowali się do pięćdziesiątki, która stanowiła szeroką kadrę na turniej, a po długich dyskusjach uznaliśmy wraz ze sztabem, że pomogą nam na mistrzostwach świata.
– To są świeże pomysły czy powołanie ich kiełkowało w głowie od dawna?
– Obserwowaliśmy ich od dawna i o niczym nie świadczy fakt, że nie było ich wcześniej w moim zespole. Byli potrzebni w swoich rocznikach. Nawrocki ma za sobą świetny turniej we Francji, gdzie grał bardzo dobrze, był monitorowany, odwiedzaliśmy go też w Bremie oraz w Berlinie podczas spotkań ligowych. Został sprawdzony bardzo wnikliwie pod kątem wzmocnienia siły w defensywie. Podobnie było z Zalewskim – to najmłodszy chłopak w naszej kadrze, jest przed nim przyszłość. Chcę żeby było jasne, bo to nie jest tak, że bierzemy kogoś na mistrzostwa świata tylko po to, by zaniżyć średnią wieku – on ma walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce.
– Czy pracował pan kiedyś w równie trudnych warunkach? Rzadkie spotkania z zespołem, mało jednostek treningowych, niewiele czasu spędzonego razem.
– Między listopadem a marcem nie widzieliśmy się przez 117 dni, a gdy już sie zebraliśmy – mieliśmy trzy treningi i dwa mecze towarzyskie. Potem do maja – 56 dni bez wspólnego zgrupowania, więc mogliśmy wyłącznie obserwować piłkarzy, jeździć na mecze, rozmawiać z trenerami. Niestety, ale taka jest specyfika pracy w reprezentacji przygotowującej się do tego turnieju. Dla mnie ważne więc było to, jak zawodnicy przepracują ten krótki czas, gdy się widzieliśmy. Ale jednocześnie trzeba pamiętać, że od samego początku, gdy przyjąłem propozycję tej pracy, wiedziałem, co mnie czeka. Najważniejszy był więc skuteczny i treściwy plan tego, jak ten krótki okres spędzony razem z zawodnikami wykorzystać do maksimum. Gdy spotkamy się w niedzielę, cztery dni przed meczem, nie będzie miejsca na nauczanie, opracowywanie schematów, zaawansowane treningi. W grę będzie wchodziło głównie przygotowanie mentalne oraz poznanie rywali.
– Współpraca na odległość wymaga zapewne opracowania sprawnego systemu komunikacji z piłkarzami i przekazywania im uwag.
– Każdy z członków sztabu szkoleniowego był odpowiedzialny za kilku piłkarzy. Podzieliliśmy się obowiązkami i działaliśmy w ich zakresie. Mieliśmy z tymi chłopakami spotkania raz w tygodniu, rozmawiali na WhatsAppie, łączyliśmy się internetowo, wysyłaliśmy im materiały do analizy. Każdy z moich współpracowników miał swój monitor, piłkarz swój, więc nawet interaktywnie można było przeprowadzić wnikliwą obserwację występu, odtworzyć mecz, zatrzymać w odpowiednim momencie, porozmawiać. Osobiście najbardziej byłem skoncentrowany na odwiedzaniu zawodników, jeździłem od klubu do klubu, spotykałem się, rozmawiałem nie tylko z graczami, ale i ich trenerami. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Teraz czekamy na rozstrzygnięcia w lidze, za chwilę reprezentanci zameldują się w Łodzi i praktycznie z marszu rozpoczniemy granie.
– Słyszałem, że obserwacje piłkarzy nie zawsze był jawne. Czasami pojawiał się pan na stadionie incognito.
– Wiele razy tak robiłem. Z premedytacją stawiałem się na stadionie, choć wcześniej się nie awizowałem i nikt nie spodziewał się, że przyjadę obserwować zawodnika. Chciałem zobaczyć, jak piłkarz zareaguje na niepowodzenia, na niekorzystny wynik, na grę kolegów, czy denerwuje się, gdy zostaje przesunięty do drużyny rezerw, sprawdzić ich charakter. Jako zawodnik nigdy nie wiesz, czy ktoś będzie cię oglądał, więc powinieneś być cały czas skoncentrowany i gotowy. I muszę przyznać, że były mecze, gdy widziałem u zawodników charakter, zawziętość, ale były też starcia nijakie. A to dla mnie sygnał i ostrzeżenie, czy na danego piłkarza mogę liczyć w kryzysowym momencie.
– Widać różnice między piłkarzami grającymi w Polsce a za granicą? Mam na myśli głównie podejście mentalne.
– Są nieco inni, choć głównie wynika to z osobowości. Każdy przypadek jest indywidualny, niekoniecznie musi na to wpływać mieszkanie w innym kraju. Są silni mentalnie Polacy i tak samo słabsi psychicznie chłopcy z zachodnich klubów. Meczów nie wygrywa jeden zawodnik, tylko drużyna i taką drużynę chcemy mieć, dlatego charakterologicznie musimy też odpowiednio skonstruować skład.
– Specyfika pana pracy jest o tyle trudniejsza, że przed mistrzostwami nie uda się nawet zorganizować zgrupowania.
– Niestety kalendarz jest napięty, za moment skończą się rozgrywki ligowe, a bezpośrednio po nich rozpoczniemy rywalizację na MŚ. Czy to jest dobre, czy złe? Zobaczymy podczas turnieju. Po to przygotowywaliśmy przed wieloma miesiącami szczegółowy plan działania, by dać sobie radę z tą sytuacją, to nie jest przecież tak, że teraz się obudziliśmy ze świadomością że nie dojdzie nawet do czegoś na kształt obozu przygotowawczego. Wiedzieliśmy o tym we wrześniu tamtego roku, więc z na tyle odpowiednim wyprzedzeniem, by poradzić sobie i bez zgrupowania.
– A jak to wygląda z perspektywy stricte szkoleniowej. Czego w ogóle można piłkarzy w tak krótkim czasie nauczyć?
– Historia pokazała, że nawet dysponując ograniczoną liczbą godzin spędzonych na placu treningowym, można osiągnąć sukces. W 1992 roku Duńczycy zostali ściągnięci z wakacji i zdobyli mistrzostwo Europy, więc nie ma rzeczy niemożliwych. Najważniejszym aspektem jest głowa – czasami zbyt długie przygotowania negatywnie wpływają na zespół, a krótkie pozytywnie. Nie ma uniwersalnego wzoru, który pozwoliłby bezbłędnie zaplanować tygodnie oczekiwania na turniej. Na pewno duża w tym rola piłkarzy, bo to, jak pracowali w klubie, do jakiej doprowadzili się formy, odbije się na dyspozycji całej reprezentacji.
– Czy istniała w ogóle możliwość ingerencji w plan treningowy zawodników czy kluby nie patrzą na to zbyt przychylnym okiem?
– Trener przygotowania fizycznego był w stałym kontakcie z ludźmi odpowiedzialnymi za motorykę i kondycję naszych zawodników w klubach, ja równolegle kontaktowałem się z pierwszymi trenerami. Wiadomo, że każdy zespół żyje swoim życiem, swoim rytmem, zawodnicy zresztą też czasem trenują z pierwszym zespołem, czasem z rezerwami, natomiast my ze swojej strony nic nie robiliśmy poza plecami klubów. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałbym zadzwonić do zawodnika i powiedzieć, by zrobił dodatkowy trening, a jednocześnie nie poinformować o tym jego szkoleniowca. Jest to nieetyczne i na pewno na taki krok bym sobie nie pozwolił, więc wszystkie działania i sugestie mogliśmy wprowadzać wyłącznie w porozumieniu.
– W kadrze jest dziewięciu piłkarzy grających za granicą, ale większość z nich występuje jedynie w drużynach młodzieżowych.
– Dominik Steczyk grał na poziomie seniorskim, bo w czwartej lidze niemieckiej. David Kopacz ze Stuttgartu kilka razy znalazł się w kadrze pierwszego zespołu, ale tak jak Jakub Bednarczyk również grał w Regionallidze... To jest taki wiek, w którym ci zawodnicy właśnie wchodzą do dorosłej piłki, dla wielu z nich to moment przełomowy i wyłącznie od nich będzie zależało, czy utrzymają się na tym poziomie. Każdy piłkarz ma inną ścieżkę, a najważniejsze jest to, by się nie bali, by byli odważni w działaniach i potrafili w meczach pod presją sprzedać swoje umiejętności. Tak zwana metoda pięciu palców, o której często mówię: wytrzymałość, szybkość, technika, taktyka i mentalność. Bez ostatniego z tych aspektów trudno o pozostałe. Zawodnik musi radzić sobie w głowie z wieloma sprawami – nie załamywać się, kiedy nie gra, nie odpuszczać, gdy przegrywa, nie czuć zbyt wielkiej presji będąc oglądanym przez kilka tysięcy kibiców. To są rzeczy kluczowe w osiągnięciu sukcesu.
– Pan po niektórych meczach sam wysyła wiadomości do piłkarzy i prosi o ocenę występu.
– To budowanie świadomości. Nie tylko tutaj w reprezentacji, ale prowadząc Legię czy Zagłębie Sosnowiec, robiłem to samo. Dopóki piłkarze nie myśleli w bardziej zaawansowany sposób, oceniali siebie w różny sposób, zazwyczaj zdecydowanie lepiej niż w rzeczywistości zagrali. Chcieli pokazać siebie w dobrym świetle, ale to przecież nie na tym polega, by zawodnik napisał jakby chciał żeby ten mecz wyglądał, tylko jak było naprawdę. Na przestrzeni czasu widać jednak, jaki progres zaliczają na tej płaszczyźnie, są coraz bardziej świadomi. Każda kolejna otrzymana wiadomość jest pełniejsza w treść, coraz bardziej trafna. I to mi się podoba, bo widzę że rozwijam ich nie tylko pod kątem umiejętności piłkarskich.
– Młodzieżowe turnieje są dla piłkarzy ogromną szansą na promocję – na trybunach zjawią się tłumy skautów i wysłanników z największych klubów. Czy nie trzeba temperować zawodników i ostrzegać przed tym, by pamiętali o grze drużynowej, a nie indywidualnych popisach pomagających w zwróceniu uwagi?
– Rzeczywiście coś takiego istnieje, że z tyłu głowy tli się świadomość bycia obserwowanym przez poważnych ludzi. Ale to specyfika nie tylko młodzieżowych mistrzostwach, tak jest na każdym poziomie. Liga Mistrzów, w której zagraliśmy jako Legia, działała podobnie na wyobraźnię, wielu zawodników zyskało przecież wiele występami na arenie europejskiej. Weźmy na przykład mecz z Borussią Dortmund na wyjeździe, przegrany 4:8. Po ostatnim gwizdku musiałem pocieszać bramkarza, który miał nos zwieszony na kwintę, bo co kilkanaście minut wyciągał piłkę z bramki. Za nim z szatni wyszedł jednak Aleksandar Prijović, autor dwóch trafień, dumny i z podniesioną głową, bo dla niego ten mecz był jak zwycięstwo. Paradoksalnie zawodnicy jednej drużyny w różny sposób reagują na wynik spotkania – w zależności od tego, czy indywidualnie wypadli korzystnie, mogą dwojako oceniać mecz. Ten turniej będzie oczywiście bardzo ważny dla młodych graczy, bo dobre występy mogą poskutkować zainteresowaniem ze strony poważnych klubów, a – kto wie – może nawet transferem. Naszym zadaniem jest oczywiście utrzymanie ich na tym poziomie świadomości, by grali drużynowo, postarali się o jak najlepszy wynik sportowy. Przecież z zespołu, który nic nie osiągnie, może się pokazać co najwyżej jeden piłkarz. Z drużyny, która zrobi świetny wynik, automatycznie wszyscy będą na świeczniku.
– Jak pan w ogóle ocenia to pokolenie?
– Tego niestety nie da się tak łatwo ocenić, zwłaszcza jeśli za punkt odniesienia weźmiemy pozostałe reprezentacje, które zagrają na mistrzostwach. Style gry są diametralnie inne, różnią się między kontynentami i tak naprawdę dopóki nie wyjdziemy na boisko, dopóty nie będziemy mogli jasno określić naszego pułapu możliwości. Afryka, Ameryka, Azja, Europa – różnic sportowych jest na tyle dużo, że dopiero na turnieju okaże się, dla kogo będą one korzystne. Raz jednak że potencjał tych piłkarzy, a dwa – gra przy takiej publice. Zawodnicy będący w tym wieku zazwyczaj występują przed garstką kibiców, a teraz poczują smak gry przed kilkunastoma tysiącami, ekspertami, komentatorami i wysłannikami klubów. Jesteśmy najważniejszą reprezentacją tego kraju w maju oraz czerwcu, nasze spotkania będą transmitowane, na stadiony dotrą politycy, aktorzy, ludzie biznesu. To buduje specyficzną otoczkę, na taką szansę czeka się latami, dlatego tak często wspominam o przygotowaniu mentalnym. Tylko to da nam szansę na wyciśnięcie wszystkiego ze swoich możliwości.
– Mecze towarzyskie z premedytacją były zresztą organizowane w Łodzi – drużyna miała przywyknąć do tego obiektu, zaznajomić się z panującą tam atmosferą.
– Tak, staraliśmy się to odwzorować, choć oczywiście wciąż dysproporcje były spore – nie da się porównać meczu z Japonią, na którym było pięć tysięcy kibiców, z turniejem transmitowanym na żywo w telewizji. Ci zawodnicy dzisiaj są w większości przypadków anonimowi. Po mistrzostwach mogą zyskać rozpoznawalność i tego im życzę. A uda im się to osiągnąć, gdy zdobędą serca kibiców, oglądających ich dzieci, którzy za kilka lat pomyślą sobie, że chcą przeżyć taką samą historię.
– A gdy tak przypomina pan sobie swoje czasy młodzieńcze... Duże są różnice mentalne między tamtą generacją piłkarzy a aktualną?
– Jest inaczej, bez wątpienia. Wiemy, w którą stronę, poszło myślenie w piłce. Najważniejsze są wzorce, które się ma, otoczenie. Jeżeli mamy obok siebie osoby, które się zdrowo odżywiają, to my też będziemy myśleć tymi kategoriami. Jeżeli są osoby, które imprezują, to nas też będzie ciągnęło na miasto. Są różne typy zawodników: ułożeni, świadomi tego, co chcą osiągnąć, szukający swojej drogi. Ale pojawiają się też utalentowani, ale leniwi.
– Panu udaje się trzymać kadrowiczów twardo na ziemi?
– Jak najbardziej. Mam do dyspozycji świadomych ludzi, ale też pełnych fantazji. Nie może być tak, że wszystko robimy schematycznie, "od kreski", bo to też nie wpływa na kreatywność.
– Rywali mamy egzotycznych i zastanawiam się, jak wielki bank informacji udało się stworzyć. Zakładam, że przeanalizowanie sposoby gry 20-latków z Tahiti to nie jest prosta sprawa.
– Mamy poczynione obserwacje meczów Tahiti. Trener, który zajmował się tą drużyną, pojawił się zresztą w Auxerre na ich meczu towarzyskim, więc wiedzę na temat tego przeciwnika mamy. Podobnie jest z Kolumbią i Senegalem. Najbardziej koncentrujemy się jednak w tej chwili na Latynosach, z nimi zagramy pierwszy mecz.
– A to na pewno nie będzie łatwa przeprawa. Ich selekcjoner powołał tylko pięciu piłkarzy grających na co dzień w Europie.
– Byłem w lutym w Ameryce Południowej, widziałem ich mecze, obserwowałem i analizowałem, a koniec końców w Polsce pojawi się zupełnie inny zespół. Tak czy owak sporo wiemy, spędziliśmy wystarczająco dużo czasu na obserwacjach, by z czystym sumieniem stwierdzić, że znamy możliwości grupowych przeciwników.
– Skoro tak ciężko jest ocenić potencjał Polaków na tle pozostałych drużyn, z uwagi na to że rywali mamy egzotycznych i nie sposób przewidzieć, jak ich styl gry wypadnie na tle naszego, ciężko jest też pewnie wyznaczyć sobie cel minimum.
– Trudno powiedzieć, bo nie graliśmy z drużynami afrykańskimi oraz amerykańskimi, a na wynik złoży się wiele czynników: dyspozycja dnia, podejście mentalne, presja. Najprościej będzie powiedzieć, że chcemy po prostu rozegrać jak najwięcej meczów, kontynuować przygodę z mistrzostwami również w czerwcu.
– A czego spodziewać się w takim razie po biało-czerwonych? Po ostatnich meczach towarzyskich mówił pan o próbowaniu wielu wariantów taktycznych. Czy istnieje już klarowny plan na to, jak powinien grać polski zespół?
– Będziemy mieli jeszcze tylko trzy treningi przed pierwszym meczem mistrzostw świata. To będą zajęcia o tyle trudniejsze w realizacji, że tuż przed nimi piłkarze będą rozgrywali jeszcze istotne mecze ligowe, walczyli o puchary... Nie dla wszystkich intensywność będzie zatem jednakowa. Poświęcimy czas na taktykę oraz wskazanie tego, jak chcemy zaskoczyć przeciwnikach. O rywalach wiemy dużo – jedno to jednak wiedzieć, a drugie zrealizować. Bardzo ważny czas przed nami, ale podchodzimy do niego skupieni, a jednocześnie na luzie.
Następne