{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Maciej Iwański: wspomnienie o dobrym Człowieku
Maciej Iwański /
Jakie życie nazwiemy dobrym? Chyba takie, które jak porządny tekst – ma początek, środek i koniec. Takie, które wypełnione jest treścią. Szacunkiem dla człowieka, sumiennej pracy, znajdowaniem czasu dla wszystkich. Pielęgnowaniem relacji, nieustanną troską o to, by jutro było lepsze niż dziś. Takie było życie Wojciecha Nowińskiego.
Z tyłu widać lepiej... – wywiad z Wojciechem Nowińskim
Gdybym Ci powiedział, że przyjdzie mi napisać kilka słów po Twoim odejściu, reakcja byłaby oczywista. – Przestań, co ty masz pisać. Był taki gość, pograł trochę, potem trenował, poopowiadał o ręcznej w telewizji i tyle…
Skromność Wojtka nie była na pokaz.
Nie pamiętam Cię jako bramkarza i reprezentanta Polski, jakiś czas temu ławkę trenerską zamieniłeś na salę wykładową, ale zapamiętam Cię jako wybitnego eksperta telewizyjnego. Mało kto potrafił tak trafnie ocenić sytuację, posługując się polszczyzną, co do której nie mogło być zarzutu. Mówiłeś spokojnie, z charakterystyczną chrypką, przekazując to, co w danym momencie było najważniejsze. Zawsze wskazywałeś drogę, jaką powinien pójść zawodnik, zawodniczka, zespół. Przewidywałeś co się stanie za chwilę i w dłuższej perspektywie. Rozumiałeś i znałeś piłkę ręczną jak nikt.
Dzięki pracy telewizyjnej zyskałeś rozpoznawalność i olbrzymie uznanie. W środowisku cieszyłeś się nimi od zawsze. Archiwa redakcyjne to trwały ślad Twojej obecności, setki skomentowanych fachowo meczów, ale miejsce w historii dał Ci dużo wcześniej jedyny złoty medal polskiej piłki ręcznej, mistrzostwo Europy juniorów 2002.
Nie należałeś do tych, którzy byli roszczeniowi, bo coś osiągnęli. Przeciwnie. Twierdziłeś, że w zasadzie to "nie ma o czym mówić, bo taktyka była prosta – podajemy do Karola (Bieleckiego – przyp.red.) i ten wali z jedenastego metra". O tym, że było dużo więcej, że najpierw przygotowałeś, potem natchnąłeś wiarą we własne umiejętności, następnie przeprowadziłeś przez trudny turniej pokolenie, które potem nazwaliśmy złotym. Nie mówiłeś, bo nie uważałeś, że zrobiłeś coś nadzwyczajnego. Ja widziałem szacunek tych zawodników do Ciebie, niezmienny po latach.
Zawsze znajdowałeś czas, by porozmawiać. W najlepszy sposób, bo nie narzucałeś własnego zdania.
Cieszyłeś się też szacunkiem ważnych postaci świata piłki ręcznej nie tylko w Polsce, ale na świecie. Pamiętasz, jak podczas Euro w Danii szliśmy blisko strefy VIP? Jean Brihault, będący wówczas prezydentem europejskiej federacji i wiceprezydentem światowej, na Twój widok przerwał oficjalne spotkanie i wybiegł, by Cię wyściskać i porozmawiać. Tak samo czynili inni. Gdy Francuzi zdobywali wszystkie możliwe tytuły, mieliśmy informacje z pierwszej ręki. Wystarczyło, że chwyciłeś za telefon. To efekt kilkunastu lat spędzonych w Paryżu, gdzie grałeś i później trenowałeś. Tam także pozostawiłeś po sobie dobro, które potem wracało w takich pozornie błahych, małych kawałkach.
W styczniu 2014 roku skomentowaliśmy razem mecz Francuzów, którzy wygrali w Herning z gospodarzami Euro, Duńczykami. "To najlepszy mecz piłki ręcznej jaki widziałem przez 40 lat bycia w tym sporcie" – podsumowałeś. Dla mnie każdy mecz z Tobą był najlepszy. Mimo, że wszystko wiedziałeś, zawsze byłeś przygotowany niczym Twoi studenci z gdańskiego AWF. Dobrze, że napisałeś tyle fachowych książek o piłce ręcznej. Pisałeś nieustannie, podążając za wszelkimi nowymi trendami, bo Twoja wiedza była wszystkim bardzo potrzebna. Uczyłeś trenerów, będąc lektorem IHF, uczyłeś nas wszystkich dzięki telewizji.
Proste "dziękuję" pewnie nie wystarczy. Bo jak miałbym Ci podziękować za te lata? Za pokazywanie nieprawidłowej zasłony obrotowego o drugiej w nocy w szwedzkim hotelu (ku zdumieniu miejscowych, a w roli broniących wystąpiliśmy z Piotrkiem Dębowskim), opowieści o czasach grania na Bliskim Wschodzie i codziennych próbach odebrania wypłaty. Za kocie historie i tę o afrykańskim bramkarzu, który podczas rozgrzewki chciał, by koledzy trafiali go z całej siły w głowę. Za wspólną książkę – przewodnik dla kibiców na polskie Euro. Za wszystkie spacery, czyli obowiązkowy element przygotowania do meczu na wielkim turniejach, za partię piłkarzyków, za polecanie dobrych miejsc z jedzeniem, za opowieść o francuskich słodyczach, którą usłyszała moja córka i za kanapki od Twojej Żony w drodze na mecz do Lublina. Za dobro, za naukę, za czas cierpliwość i wszystko, czego zdołałeś mnie nauczyć o piłce ręcznej.
Za to powinienem Ci podziękować, ale już nie zdążę. – Słuchaj, chyba nie dam rady skomentować najbliższego meczu, muszę chwilę odpocząć – powiedziałeś kilka tygodni temu. Umówiliśmy się więc na wrzesień.
I choć wiem, że pierwszy raz nie dotrzymasz słowa, będę czekał.