Wreszcie! Wreszcie jakaś polska reprezentacja potrafiła wygrać mecz otwarcia w mistrzowskiej imprezie. W drużynie U-21, która na inaugurację młodzieżowych mistrzostw Europy pokonała Belgów, potencjału jest sporo. A niewykorzystanych rezerw jeszcze więcej. Ale jeden potencjał wypłynął (a nawet wzleciał!) już w pierwszym spotkaniu. Należy do Krystiana Bielika. Na dziś to kandydat nr 1 do dorosłej reprezentacji.
Żeby nie było za słodko – Bielik zawalił gola, bo to po jego kuriozalnej stracie Belgowie dostali rzut rożny, zakończony bramką na 2:3. Taka strata to kryminał! Niepotrzebnie podłączyła rywala do respiratora i dała mu nadzieję na skuteczną pogoń. Naraził nasz zespół na nerwową końcówkę i dodatkowy ubytek sił, bo gra toczyła się w upale. Słowem – Bielik wykazał się w tej sytuacji niedopuszczalnym brakiem odpowiedzialności. Ale to wszystko z pewnością już wie, a ponieważ to inteligenty gość – więcej tego nie zrobi.
Za to wszystko, co zrobił przed wspomnianą sytuacją, miało już najwyższy stempel jakości. I zupełnie jak orzeł bielik – piłkarz Bielik też powinien być pod ochroną. Ten chłopak to talent czystej wody! Grał już w swojej karierze na pozycji i środkowego obrońcy, i defensywnego pomocnika. A teraz gra... na obu naraz! Nie pamiętam stopera, który tak swobodnie czułby się z piłką przy nodze. Nie mogę wyjść z podziwu nad umiejętnością i łatwością w wyprowadzaniu akcji spod własnej bramki. Gracz Arsenalu brał grę na siebie i dryblował rywali, jakby w głowie nie miał neuronów przenoszących stres. To porównanie dziś jest na wyrost, ale co tam! Bielik grał jak legendarny Franz Beckenbauer. Bronił, przerywał, dowodził, wyprowadzał i kiwał z brazylijską swobodą. Kogoś takiego nie widziałem już dawno. Nie tylko w biało – czerwonej koszulce.
Młodziak potrafił zapuszczać się na połowę Belgów i tam rozgrywać piłkę, mijając przeciwników efektownymi zwodami. Zrobił ich więcej niż nominalni środkowi pomocnicy – Dziczek czy Jagiełło. Ma chłopak pewność siebie, którą zresztą prezentuje nie tylko na boisku, ale i w wywiadach. Skoro jest poparta umiejętnościami, nikogo jednak razić nie powinna. Zwłaszcza, że akurat mentalności zwycięzców nasi z mlekiem matki raczej nie wyssali. Początek meczu był bardzo słaby, a naszych odblokował dopiero stracony gol.
A przecież nie taki był diabeł straszny, jak go malowano. Wystarczyło zrobić jedną czy drugą akcję zakończoną wrzutką albo utrzymać się chwilę przy piłce na połowie przeciwnika, by Belgowie tracili piekielny rezon. Po co takim oddawać pole?
Bielik zresztą nie tylko rozgrywał, ale i strzelał. Uderzenie głową po rzucie rożnym, po którym trafił do siatki, było jakby żywcem wyjęte z angielskich boisk, gdzie wyskakując w tłoku do zagrywanej górą piłki, trzeba mieć oczy dookoła głowy. I Polak miał, bo strzał oddał bodaj potylicą. Majstersztyk, gdyż wcześniej trzeba było w odpowiednim tempie na piłkę nabiec, wyskoczyć, przepchnąć rywala bez faulu i jeszcze odpowiednio przyłożyć głowę. Zgrać to wszystko w jednym niemal momencie jest rzeczą ekstremalnie trudną.
Widać po Bieliku też bardzo dobre przygotowanie fizyczne. Nie słaniał się na nogach, tak jak kilku jego kolegów, bo też spotkanie toczyło się w skwarze odbierającym siły obu drużynom. On akurat wytrzymał, ale taki Kownacki nadawał się do zmiany już po godzinie. A zagrał cały mecz, co było tym bardziej dziwne, że jest świeżo po kontuzji, przed nami jeszcze przynajmniej dwa spotkania, a na ławce dobrych zmienników wcale nie brakowało. Karol Świderski nadawałby się do gry w końcówce kapitalnie, bo i z upałami w Grecji oswojony, i dynamiczny, co kazałoby Belgom mocno na niego uważać, a nie tylko skupiać się na atakowaniu naszej bramki.
Zresztą – do zmiany nadawało się kilku piłkarzy Czesława Michniewicza, a trener zaczął rotować składem dopiero w... 88 minucie. Daleki jestem od krytykowania selekcjonera młodzieżówki, ale... daleki jestem też od zrozumienia takiego postępowania. Gramy pierwszy mecz w długim turnieju. Warunki atmosferyczne są bardzo trudne. Wynik świetny. Na ławce kilku naprawdę wartościowych zawodników. Po co zarzynać wyjściową jedenastkę? Na drugi mecz wystawimy drugą? Młodość i tak ma do siebie to, że równą formę utrzymać jej trudno. Czy warto ją dodatkowo doprowadzać do stanu skrajnego wyczerpania? Tego pojąć nie potrafię, ale – jak to w życiu – mądrzejsi będziemy po kolejnych spotkaniach. Niech wyjdzie na Michniewicza!
Następne