W piątek polskie siatkarki rozpoczną rywalizację w mistrzostwach Europy. Choć nie są typowane do medalu, to okoliczności turnieju wydają się być symboliczne. To właśnie w Łodzi dekadę temu stanęły na najniższym stopniu podium. Droga do ostatniego w historii żeńskiej reprezentacji sukcesu była jednak wyboista...
Biało-czerwone, które w 2009 roku trenowały pod okiem Jerzego Matlaka, nie były faworytkami mistrzostw rozgrywanych w Polsce. Podczas przygotowań nie imponowały wynikami. W turnieju w Montreux zajęły piąte miejsce, a w World Grand Prix siódme, nie kwalifikując się tym samym do turnieju finałowego. Kontynentalny czempionat miał być dla nich okazją do odkucia sobie wcześniejszych niepowodzeń.
Długa lista nieobecnych
Rok wcześniej biało-czerwone po raz drugi w historii wystąpiły na igrzyskach olimpijskich. Skład pierwszego i jak do tej pory jedynego zagranicznego szkoleniowca Polek – Marco Bonitty – był naszpikowany gwiazdami, które wcześniej sięgały po złote medale mistrzostw Europy w 2003 i 2005 roku. Rok 2009 stał jednak pod znakiem kontuzji. Z tego powodu w kadrze nie znalazły się m.in. Katarzyna Skowrońska, Anna Podolec, Joanna Mirek. Zabrakło też Mileny Rosner, Katarzyny Skorupy i Małgorzaty Glinki, która spodziewała się dziecka i zawiesiła karierę. Przed turniejem karierę reprezentacyjną zakończyła Dorota Świeniewicz. Główna odpowiedzialność za wyniki miała spoczywać na barkach Anny Barańskiej, którą wybrano kapitanem zespołu.
Oczekiwania kibiców były spore, bo wcześniej w Rzeszowie Polki w dobrym stylu wywalczyły awans na mistrzostwa świata 2010. Rozbudzili je jeszcze siatkarze, którzy wcześniej w Turcji sięgnęli po historyczne mistrzostwo Europy. Bilety na turniej wyprzedały się błyskawicznie, a inauguracyjne spotkanie w łódzkiej Atlas Arenie oglądało 13,5 tysiąca widzów. Nieoczekiwanie gospodynie stoczyły piekielnie trudny bój z przeciętną Hiszpanią, triumfując dopiero po tie-breaku.
– Bardzo dobrze pamiętam atmosferę mistrzostw. Niesamowite uczucie, kiedy hala jest wypełniona do ostatniego miejsca. Wszyscy śpiewali z nami hymn i emocje sięgały zenitu. Podobne emocje towarzyszyły mi kiedy komentowałam razem z mężem tegoroczne kwalifikacje olimpijskie we Wrocławiu. Tak jak wtedy miałam ciarki na ciele. Takich chwil się nie zapomina – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Natalia Bamber-Laskowska, jedna z brązowych medalistek ME.
Radość i tragedia
Później było już znacznie lepiej. Pewne zwycięstwo nad groźną Chorwacją (3:0) i "planowa" porażka z jednymi z faworytek mistrzostw, Holenderkami, dała Polkom awans do drugiej rundy. Wtedy na reprezentację spadła tragiczna wiadomość. Małżonka trenera Matlaka w trakcie turnieju doznała rozległego wylewu krwi do mózgu. Selekcjoner zdecydował się opuścić zespół i czuwać przy chorej żonie, powierzając opiekę nad zawodniczkami Piotrowi Makowskiemu. Atlas Arena zamarła, gdy spiker przed meczem z Belgią przekazał smutne wieści. Polki ograły rywalki 3:1 i zaraz po ostatniej piłce udały się do szpitala.
Makowski przed każdą konferencją prasową przesyłał pozdrowienia dla pierwszego trenera. Nigdy nie siadał też na krześle, które powinien zajmować Matlak. Zastąpił go jednak godnie, bo w drugiej fazie Polki zagrały kapitalnie, pokonując 3:1 Rosjanki i Bułgarki, wchodząc w ten sposób do upragnionego półfinału. W zespole w tym czasie zdążyły już wyrosnąć nowe gwiazdy – m.in. Katarzyna Gajgał i Joanna Kaczor.
– Pamiętam, jak Asia grała prawym skrzydle. Dla niej były to bardzo udane mistrzostwa, miała świetny czas w kadrze. Ja z kolei byłam wtedy po kontuzji kolana i nagle trener zaufał mi, powołując mnie do kadry na mistrzostwa Europy. Minęło już od tego czasu dziesięć lat. Nawet trudno mi przypomnieć sobie konkretne mecze... – dodaje Bamber-Laskowska.
"Dla Joanny i Jurka"
Holenderki okazały się największym koszmarem Polek w łódzkim turnieju. Pokonały je w pierwszej fazie, a później okazały się lepsze również w półfinale. Podrażnione biało-czerwone w meczu o brąz rozgromiły Niemki 3:0 – 25:16, 25:19, 25:23 w setach. – Ten medal to dobry prognostyk na przyszłość. Zespół jest dopiero w trakcie budowy. Jeśli do gry wróci kilka doświadczonych zawodniczek, będziemy jeszcze silniejsze – cieszyła się Anna Barańska podczas konferencji prasowej.
Z polskiej "czternastki" tylko jedna zawodniczka otrzymała indywidualne wyróżnienie. Najlepiej serwującą wybrano Agnieszkę Bednarek-Kaszę. To jednak nie zmieniło faktu, że biało-czerwone odniosły w Łodzi ogromny sukces, mimo przeszkód przed i w trakcie turnieju. Medal zadedykowały trenerowi Matlakowi, a na ceremonię dekoracji założyły specjalne koszulki z napisami "Dla Joanny i Jurka".
– Radość była dla nas ogromna. Tym bardziej, że większość tych zawodniczek nie grała na mistrzostwach Europy w 2003 i 2005 roku. Dla wielu był to pierwszy duży sukces. Kaczor, Werblińska, Jagiełło – te dziewczyny stanowiły o sile reprezentacji. Cieszył fakt, że potrafiłyśmy stanąć na podium w trudnym momencie, kiedy nie było trenera Matlaka. Chciałyśmy się sprawdzić. Ten medal i cała oprawa na ceremonii miała dodać sił jemu i jego żonie. Dziękowałyśmy za przygotowania. To na pewno był zupełnie inny medal niż w 2005 roku – kończy Bamber-Laskowska.