Powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 to jedna z najpiękniejszych historii w sporcie. Gdyby tylko Kubica był Amerykaninem, już oglądalibyśmy w kinach jego historię nakręconą oczywiście z hollywoodzkim rozmachem. Mam wrażenie, że część odbiorców w Polsce uważa, że mizeria wyników Williamsa ma jakikolwiek związek z jakością pracy Polaka za kierownicą. Dlatego trzymam kciuki za Kubicę (i jego sponsora), by w 2020 roku udowodnił jak szybki jest naprawdę.
Tak na marginesie, to polski sport jeśli chodzi o ambasadorów najwyraźniej stoi… Robertami. W Lewandowskiego wpatrzeni jesteśmy jak w obrazek, bo doszedł do poziomu najwyższego kontraktu w największym niemieckim klubie i od lat jest główną siłą reprezentacji. Gdyby trafił z Austrią, mimo koszmarnej chwilami gry, czytalibyśmy po raz enty o tym, jak uratował nam wynik. Co do Kubicy, jestem pewien, że jego rozpoznawalność na ulicy jest na poziomie 9/10 pytanych, ale większość dziś kojarzy tylko, że miał sukcesy, a potem wypadek. No i, że teraz nie wygrywa.
Jestem pewien, że Kubica świetnie wiedział na co się pisze w roku 2019. I że fatalne auto, jakie przygotował Williams nie mogło zmienić tego, że Robert i tak potrzebował czasu, by wgryźć się w wyścigi F1 na nowo. Osiem lat przerwy to przepaść, nie wspominając o pewnych ograniczeniach, jakie narzuca mu ciało. Których nie widać, bo Polak wykonał i wykonuje tytaniczną pracę, by nie miały żadnego wpływu. Choćby początek wyścigu na Monzy potwierdza, że jest cały czas kierowcą wysokiej klasy.
Kubica wrócił do najtrudniejszej, bo najszybszej i najbardziej wymagającej serii wyścigowej, bo jest nie tylko kierowcą, ale i człowiekiem wyjątkowym. Od dzieciństwa skupiony całkowicie na celu widział, ile poświęcił jego ojciec po to, by Robert jeździł i uczył się tego trudnego fachu w najlepszych warunkach. To kosztowało. Dziś rok startów ośmiolatka w zawodach kartingowych to… sto pięćdziesiąt tysięcy złotych, bez żadnych gwarancji sukcesu. Z wiekiem ta suma może tylko rosnąć.
Kubica zawsze wiedział, czego chce. Dlatego gdy Gunter Steiner z Haasa mówi, że najpierw chce usłyszeć od Roberta, co ten zamierza w związku z sezonem 2020, można się tylko uśmiechnąć. Jestem pewien, że Polak ma plan. Nie ma za to wpływu na pewne okoliczności, bo w grę wchodzą ogromne pieniądze. Orlen wsparł go rok temu i z dzisiejszego wywiadu prezesa Daniela Obajtka wynika, że będzie czynił to dalej. Ba! Usłyszeliśmy w radiu, że jedna z największych firm w naszym regionie widzi przyszłość Kubicy jako świetlaną. To ciekawe.
Czy Robert będzie dalej w F1, czy będzie kierowcą wyścigowym? Czy może tylko testowym i będzie pracował w symulatorze? A może wesprze jeden z zespołów swoim doświadczeniem w innej roli? Dziś nie wiemy wiele, a charakterystycznie dla otoczenia Polaka i jego samego, nikt nie piśnie ani słowa. Tym, którzy martwią się o przyszłość Kubicy należy jednak powiedzieć, by cieszyli się trwającym jeszcze sezonem i spokojnie oczekiwali na wieści.
To, gdzie Kubica był i co robił pięć lub trzy lata temu, nie wytrzymuje porównania z aktualnym położeniem naszego kierowcy. Wygrał walkę tak trudną i pełną wyrzeczeń, że może się tylko cieszyć. Nawet jeżdżąc w zespole, który przyprawia swoich kierowców o ból głowy. Jeśli jednak splot okoliczności i interesów biznesowych spowoduje, że trafi do zespołu, który da mu samochód godny Formuły 1, Kubica jeszcze będzie bohaterem masowej wyobraźni nie tylko z powodu swojego niezwykłego uporu i charakteru, który pozwolił mu podnieść się po ciężkim wypadku i latach rehabilitacji. Trzymajmy za niego kciuki.