| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Do Wrocławia dotarł z Holandii, z miejsca stając się istotnym elementem układanki piłkarskiego Śląska. Wojciech Golla nazwisko ma bardziej ofensywne, ale trudno sobie wyobrazić defensywę lidera PKO Ekstraklasy – bez jego postaci. Porozmawialiśmy o punktualności trenera Lavicki, ataku pozycyjnym i częstotliwości… czytania wywiadów.
Maciej Piasecki, SPORT.TVP.PL: – Ekstraklasowy początek nie był prosty, w Lechu Poznań przez kilka sezonów nie miałeś okazji choćby zadebiutować.
Wojciech Golla: – W Lechu byłem młody, grałem jeszcze wtedy na środku pomocy. Rywalizacja o miejsce w składzie była naprawdę wyrównana. Jeździłem na mecze z pierwszym zespołem, ale głównie kończyło się na pewnym… miejscu na ławce dla mnie. Nie miałem debiutu ekstraklasowego w Poznaniu, czas mijał. Nie było wyjścia, doszedłem do wniosku, że trzeba zmienić otoczenie i poszukać dla siebie szansy. Wybrałem Pogoń Szczecin, chciałem zaistnieć w piłce seniorskiej i zacząć regularne granie.
– Gra w drugiej linii pomogła w nauce odpowiedniego wyprowadzenia piłki?
– Na pewno. Przyznam, że większość swojego piłkarskiego życia spędziłem na środku pomocy. Czy to jako „ósemka”, czy jako "szóstka". W tych sektorach boiska trzeba dobrze operować piłką. Dopiero w Pogoni Szczecin moją pozycję zmienił trener Dariusz Wdowczyk. Jak dla mnie, zadziałało to na plus. Wszyscy mówili, że to moje wyprowadzenie piłki jest bardzo dobre. W Holandii też nie miałem z tym problemu. Tam piłkarz dużo gra mając piłkę przy nodze, zwłaszcza jako środkowy obrońca.
– Liga polska a holenderska, zupełnie inne światy?
– Nie ma co ukrywać, rozmawiamy o lepszej lidze od naszej. Nie jest to jednak poziom galaktyczny, to solidna, holenderska firma. Jest dużo indywidualności, czego w Polsce nie ma na tak dużą skalę. Praktycznie w każdym zespole jest paru dobrych zawodników i trudno jest powstrzymać ich w rytmie ligowym, patrząc z perspektywy obrońcy. Sporo się tam nauczyłem. Od doszlifowania wyprowadzenia piłki, poprzez zwracanie uwagi na wszelkie detale, chociażby te łatwo brzmiące, jak przyjmowanie na właściwą nogę. Przyznam, że ten element mieliśmy wałkowany praktycznie codziennie na treningach. Jak rywal zakładał pressing, mieliśmy przykaz wychodzenia z takiej sytuacji podaniami. To było dla sztabu szkoleniowego bardzo istotne.
– Twoje nazwisko kojarzy się jednak bardziej z grą ofensywną niż pracą w defensywie.
– Trochę tak jest. Śmieję się często, że piłkarsko idę jednak w odwrotną stronę, coraz niżej. Byłem pomocnikiem, teraz jestem obrońcą, a kto wie – może skończę w roli bramkarza?
– Powrót z Holandii do Polski to była słuszna decyzja?
– Uważam to za dobry krok z mojej strony. W Śląsku widziałem spory potencjał i szansę do rozwoju mojej gry. Moim celem było przyjść do klubu i odgrywać ważną rolę w każdym meczu. To się tak tylko łatwo mówi, na treningach trzeba to regularnie potwierdzać, ale ten założony plan udaje się realizować. Zaznaczam jednak, że nie jestem spełniony takim stanem rzeczy, dlatego zasuwam dalej.
– Magia trenera Lavicki? Coś takiego istnieje?
– Trudno powiedzieć. Dobrze nam się jednak współpracuje i to widać też po wynikach. Trener na pewno kładzie nacisk na dyscyplinę i taktykę. W Śląsku te dwa aspekty są bardzo ważne. Wiele treningów poświęcamy, żeby jeszcze bardziej się dokształcać. Trzeba być zdyscyplinowanym właściwie w każdy momencie. Trener Lavicka jest spokojnym człowiekiem, bardzo ułożonym. Chociaż jak coś nie gra, nie jest zadowolony, bądź coś w naszej grze się jemu nie do końca spodoba, potrafi odmienić swoje oblicze.
– Co najbardziej denerwuje trenera?
– Pod względem dyscypliny, jeśli ktoś się spóźni – czy stary, czy młody – nie ma przebacz.
– Skarbonka?
– Też. Do tego jeśli ktoś zrobi jakiś głupi błąd i widać, że mógł to zrobić sto razy lepiej, to też trzeba wyciągnąć konsekwencje. Nie jest łatwo, ale na tym też polega dyscyplina.
– Sytuacja w tabeli nie wskazuje, żebyście nie byli zdyscyplinowani.
– To, że jesteśmy liderem jest zaskoczeniem głównie dla innych. My skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Piłkarz Śląska nie myśli o tym, że jest na pierwszym miejscu w tabeli. Zdajemy sobie jednak sprawę ze swojej dobrej passy. Nie przegrywamy meczów, w najgorszym wypadku je remisujemy, a to dodaje przy każdym nowym wyzwaniu, dodatkowej pewności siebie. Myślę, że to widać.
– Jeśli ktoś nazwie już teraz Śląsk Wrocław kandydatem do tytułu, to jak traktujesz takie hasła?
– Mówimy o początku ligi. Trudno jest powiedzieć, jak to dalej będzie wyglądać. Znamy wartość swojego zespołu ale tak naprawdę im dłużej w ligę, tym będziemy mądrzejsi. Mam nadzieję, że się tak nie zdarzy, ale może się przytrafić jakaś seria i nagle przestaniemy wygrywać. Automatycznie punkty zaczną uciekać i wtedy spojrzenie na Śląsk Wrocław może być inne. Mamy mocny zespół, wiemy, że możemy powalczyć o wysokie cele. W poprzednich sezonach bywało tak, że dookoła mówiło się o mocnej drużynie we Wrocławiu. Nie było jednak przełożenia na wyniki, dlatego sądzę, że naszym celem jest miejsce w czołowej ósemce. Mając taki komfort, można stawiać sobie kolejne wyzwania w sezonie.
– Są naciski kibiców na dobry wynik?
– Specyfika kibiców w każdym mieście jest inna. Każdy chce, żeby jego ulubiony zespół wygrywał. Trzeba to respektować i dawać maksimum tego, co można. To dostrzegają kibice, niezależnie od miasta. Wtedy sytuacja jest klarowna dla każdej ze stron. We Wrocławiu mamy kibiców, którzy znają się na piłce. Zainteresowanie Śląskiem jest spore. Zdarza się, że żona robi za fotografa przy okazji spaceru po mieście, na przykład gdzieś w Rynku, kiedy spotkamy jakiegoś kibica Śląska. Ale wszystkie te gesty są bardzo pozytywne.
– Wojciech Golla jako ojciec – od czerwca tego roku – to człowiek bardziej dojrzały? Dużo się zmieniło w życiu?
– Zgodzę się z tą większą dojrzałością. Przychodzi dziecko na świat i dochodzi do życiowej rewolucji. Trzeba sobie poradzić z zupełnie nową rzeczywistością. Wiadomo, pierwsze dni są wyjątkowo trudne. Potrzebna jest odpowiednia organizacja. Myślę, że z żoną przyjęliśmy odpowiednie ułożenie dnia i dzięki jej wyrozumiałości, jakoś dajemy sobie radę.
– Sportowcy to jednak ojcowie czy żony, trochę na pół etatu. Przynajmniej w czasie trwania swojej kariery, w rytmie ligowego grania…
– Takie jest życie. Kiedy tylko mogę, staram się pomóc żonie. Ale jak wiadomo, do samego grania dochodzą jeszcze treningi i nie jest łatwo, żeby to pogodzić. Żona to jednak rozumie, wie, że treningi są mi potrzebne do dobrego grania. A ja bardzo się staram ją wspierać.
– Zagrałeś jeden mecz w reprezentacji Polski. Oglądałeś ostatnie mecze kadry Jerzego Brzęczka?
– Tak, widziałem te dwa mecze.
– Nie jest łatwo na to patrzeć.
– Staram się przede wszystkim nie patrzeć na to, co opowiadają media. Oglądam mecz reprezentacji i analizuję to sam. Za nami słabszy moment reprezentacji. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach chłopaki zaprezentują się inaczej i zamkną usta niektórym, którzy skupiają się wyłącznie na krytyce. Mamy pierwsze miejsce w grupie i to jest najważniejsze. Polska jest specyficzna pod wieloma względami. Niektórzy na przykład czytają wywiady, gdzie padają różne kwestie, które są często zupełnie bezsensowne. Ja jestem takim człowiekiem, że staram się omijać kwestię czytania wywiadów. Rzadko po nie sięgam.
– Dobrze wiedzieć.
– Ten przeczytam, spokojnie. Nie lubię jednak kiedy w wywiadach zdarzają się jakieś kwestie, które niekoniecznie mają przełożenie na rzeczywistość. Ale ktoś i tak się wypowie, bo uważa się za eksperta w danej dziedzinie. Do tego szereg wyzwisk w internetowych komentarzach, zwłaszcza po takich istotnych meczach, jak te reprezentacji. Takie zapętlenie się w tym może sportowcowi zaszkodzić. Nie czyta się łatwo takich rzeczy.
– W Holandii nie trafiają się krytyczne teksty?
– Presja w holenderskiej piłce jest jeszcze większa niż w polskiej. We wcześniejszych latach osiągali naprawdę solidne wyniki, ale trafiły się gorsze lata. Pamiętam, że jak ja byłem w Holandii, były mistrzostwa Europy i Polacy tam byli, a Holendrom pozostało obejść się smakiem. Trochę się śmiałem z tego w szatni. W Holandii sportem numer 1 jest piłka nożna, podobnie jak w Polsce. Tam jednak mocno popularne są dodatkowo hokej na trawie i łyżwiarstwo szybkie. Trochę inny podział sportowy niż w Polsce.
– Ekstraklasa po powrocie? Najczęściej o poziomie sportowym mówi się używając słów: walka, ambicja i… brak jakości. A ekstraklasowy piłkarz jakie ma zdanie?
– To zacznijmy: walka… A tak serio, rzeczywiście jest sporo agresji na boiskach. Pod względem taktyki też nie jest łatwo. Polskie drużyny mają głównie problem z atakiem pozycyjnym. To choroba, która dotyka nie tylko reprezentację. Nie ma takich zdolności do zamknięcia rywala i punktowania, raczej łatwiej jest zastosować jakąś szybką kontrę. W Holandii drużynom przychodzi to łatwiej. Tam w lidze jest więcej indywidualności o których wspominałem. Przykład: w Holandii jeśli gram podanie do kolegi z zespołu, to musi być naprawdę mocne zagranie. Nie interesuje mnie, czy on ma gościa na plecach, czy nie. On ma przyjąć, zgrać, utrzymać piłkę. W Polsce wygląda to trochę inaczej. Tu mam wrażenie, że jak ktoś ma rywala blisko, nie można już zagrać, żeby nie było za dużego ryzyka. To takie szczegóły, które w zderzeniu z innym, europejskim rywalem, mogą być decydujące.
Wojciech Golla – urodzony 12 stycznia 1992 roku w Złotowie. Wychowanek miejscowej Sparty, z którego w 2008 roku trafił do Lecha Poznań. Początkowo grał jako defensywny pomocnik, jednak w połowie 2013 zaczął eksperymentalnie występować jako stoper. Ma za sobą jeden występ w reprezentacji Polski, w 2014 roku, w towarzyskim meczu z Mołdawią (zwycięstwo Polaków 1:0). Dotychczasowe kluby: Sparta Złotów; Lech Poznań; Pogoń Szczecin; NEC Nijmegen (Holandia); Śląsk Wrocław (od 2018 roku).