| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Kasper Hamalainen doczekał się obraźliwego transparentu, dom Bartosza Bereszyńskiego został obrzucony jajkami. Dlaczego rywalizacja między Lechem Poznań a Legią Warszawa jest tak napięta? – Są dwa powody – mówi TVPSPORT.PL Sylwester Czereszewski, który grał i w Lechu, i w Legii.
Pierwszy powód jest historyczny. Legia – jako klub wojskowy – mogła podbierać innym klubom najlepszych piłkarzy. W ten sposób Lech na rzecz warszawian stracił m.in. Jarosława Araszkiewicza czy Mirosława Okońskiego.
– To było chore – mówi ten pierwszy. – Grając w wojskowym klubie można było wypełnić obowiązkową służbę wojskową. Chciałem iść do Śląska Wrocław, bo ta perspektywa bardziej mi odpowiadała. Rozmawiałem na ten temat z trenerem Śląska, Henrykiem Apostelem, ale jak on usłyszał, że chcą mnie w Legii to powiedział, żebym nie robił sobie nadziei. Legia była klubem wojskowym numer jeden i to oni jako pierwsi dokonywali wyboru. Potem był Śląsk, a na trzecim miejscu Zawisza. Dostałem bilet i trzeba było jechać do Warszawy, ale zostałem tam powitany bardzo dobrze – opisuje.
Bolesne straty
Na wyobraźnię fanów działało to jednoznacznie. Klub – korzystając z uprzywilejowanej pozycji – podkradał najlepszych piłkarzy z całego kraju. Ale Araszkiewicz nie widzi w tym nic dziwnego, to raczej kwestia czasów, w jakich rozgrywały się te transfery. – W Warszawie mieli takie możliwości i z nich korzystali. Gdyby wówczas obowiązkowa była na przykład służba kolejowa, to Lech działałby w ten sam sposób – opisuje humorystycznie.
Dziś to czasy zamierzchłe, ale stanowią mocną bazę do tego, by budować niechęć kibiców. Za podbieranie piłkarzy nie lubili Legii nie tylko w Poznaniu, ale też w Krakowie czy Gdańsku. A im lepszego piłkarza podebrali, tym było to bardziej bolesne. W Poznaniu bolało i to bardzo.
Okoński – jako piłkarz Legii – strzelił Lechowi jednego z goli w finale Pucharu Polski w 1980, a spotkanie rozgrywane w Częstochowie skończyło się wygraną zespołu ze stolicy 5:0. W trakcie meczu doszło do zamieszek, a Okoński był straszony przed spotkaniem i przez kibiców, i przez piłkarzy Lecha. W takiej sytuacji wolał się nie wychylać z hotelu i nie poszedł z kolegami, by pomodlić się na Jasnej Górze. Gola strzelił, ale zagrał kiepsko.
A Araszkiewicz? Z nim w składzie Lech dwukrotnie zdobył tytuł mistrzowski (1983 i 1984, choć Araszkiewicz nie był jeszcze gwiazdą pierwszej wielkości), potem była służba wojskowa w Warszawie. Musiał wrócić do Poznania, by w 1990 Lech odzyskał tytuł.
Co ciekawe, straty Lecha na rzecz Legii nie skończyły się wraz ze zmianami ustrojowymi. W późniejszych czasach doszło do dwóch kolejnych bardzo bolesnych odejść – Poznań na rzecz Warszawy porzucili Bartosz Bereszyński i Kasper Hamalainen. – Każdy przypadek trzeba traktować osobno – mówi TVPSPORT.PL Paweł Wojtala, który też ma za sobą grę w Lechu i Legii.
– Bereszyński odchodził rozczarowany tym, że klub nie chce przedłużyć z nim kontraktu. Zbudowano wokół tego negatywną historię i winę za transfer zrzucono na niego. Hamalainen natomiast podpadł kibicom deklarując, że nigdy nie zagra w innym polskim klubie i nagle odnalazł się w Legii. To pokazuje, że jakiekolwiek deklaracje w piłce nie mają większego sensu, bo mogą być bardzo trudne do zrealizowania. Trzeba bardzo uważać, czyj herb się całuje, bo zaraz możesz być z drugiej strony – dodaje.
Stolica czyli lepsze zarobki
Wojtala to poznaniak, w Lechu od wieku juniora. Z Kolejorzem zdobył dwa tytuły mistrzowskie nim wyjechał za granicę. Wracając do kraju wybrał Warszawę. – W stolicy nikt nie przypominał mi, że jestem z Poznania, pewnie wpływ na to miał fakt, że do Legii trafiłem z Werderu Brema, a nie bezpośrednio z Lecha. Generalnie w moim przypadku nie było żadnych negatywnych napięć, także wtedy, gdy z Legii wróciłem do Lecha – dodaje.
Podobnie widzi to Czereszewski, który w Legii spędził pięć udanych sezonów, nim pod koniec kariery na rok trafił do Lecha. – Miałem wówczas także propozycję z Wisły Płock, ale wybrałem Lecha, choć to był wtedy beniaminek. Za tym wyborem przemawiała liczba kibiców, historia klubu i ciekawe transfery, które wówczas poczynili – mówi.
– Wiadomo, że przejście z Legii do Lecha wywołuje emocje, ale ja uważam jednak, że przede wszystkim byłem kojarzony ze Stomilem Olsztyn, to tam zaczynałem. Oczywiście, zdarzały się jakieś delikatne docinki, ale do tej pory z kibicami obu klubów jestem w dobrych stosunkach. Jak spotkam przypadkiem jakiegoś fana Legii czy Lecha to zawsze spokojnie porozmawiamy, powspominamy i nie ma żadnych problemów – dodaje.
On uważa, że oprócz podkradania piłkarzy, Legia jest nielubiana w Poznaniu z jeszcze jednego powodu. – Chodzi o to, że Legia to klub ze stolicy, a w większości krajów takie kluby nie są lubiane. Stolica zawsze kojarzy się z lepszym poziomem życia, większymi zarobkami. Panuje przekonanie, że ludzie ze stolicy domagają się pierwszeństwa w wielu sprawach i to musi być bardzo irytujące – tłumaczy. – Z tego powodu Legia jest nielubiana w wielu miejscach, ale w Poznaniu chyba ciut bardziej – dodaje Wojtala.
Kibice Legii lubią powtarzać, że dla nich ważniejsze są inne mecze, za to w Poznaniu nikt się nie kryje z tym, że Legia jest rywalem numer jeden. Nic więc dziwnego, że porażki z warszawską ekipą bolą wyjątkowo. Jak choćby ta w maju zeszłego roku, gdy Legia przyklepywała na Bułgarskiej tytuł mistrzowski, a kibole gospodarzy wtargnęli na boisko i doprowadzili do przerwania meczu. To był wyjątkowo smutny fragment tej zaciętej rywalizacji.
Niedosyt w tabeli
Czereszewski też uważa, że epatowanie przywiązaniem do danego klubu ma krótkie nogi. – Jak Antoine Griezmann przeszedł do Barcelony to kibice Atletico Madryt zaczęli palić jego koszulki, choć jeszcze przed miesiącem bardzo go kochali. Na to się nie ma wpływu. Nie jest to proste, ale trzeba próbować to ignorować. W piłce jak jesteś słaby to masz problem, bo jesteś słaby. A jak jesteś mocny to musisz mieć bardzo grubą skórę, by się w tym odnaleźć – mówi. Araszkiewicz: – Całowanie herbu? Śmieszy mnie to strasznie.
Kto tym razem wzbudzi zainteresowanie kibiców? Mecz zostanie rozegrany na stadionie Legii, więc na baczności przede wszystkim muszą mieć się piłkarze Lecha, ale tym razem brak takich oczywistych "celów". Zresztą w zespole Legii też brak piłkarzy, którzy mają za sobą przeszłość w Poznaniu. Brak chętnych na taki transfer?
Inna sprawa, że po raz pierwszy od dawna oba kluby przystąpią do tej rywalizacji będąc poza ścisłą czołówką tabeli i tak na dobrą sprawę nie wiadomo, kiedy do niej wrócą. Lech z premedytacją przeznaczył ten sezon na przebudowę, Legia ugrzęzła w środku ligowej tabeli i jest tym jakby bardziej zaskoczona.
– Patrząc w tabelę można czuć lekki niedosyt, jednak ten mecz mimo to powinien elektryzować piłkarską Polskę. Legia trochę zawodzi, Lech od paru sezonów też, jednak oba kluby wciąż mają duże ambicje i mam nadzieję, że w sobotę potwierdzi to wysoki poziom meczu – dodaje Czereszewski.