Zostaną wyrzuceni z igrzysk? A jeśli tak, to kiedy? Podczas konferencji WADA w Katowicach miano nie mówić o Rosji, ale i tak poza obradami był to temat numer jeden. Witold Bańka, który będzie nowym prezydentem WADA może odetchnąć z ulgą. Sprawa Rosjan ma zostać zamknięta jeszcze w tym roku, a więc nie on będzie musiał ją sygnować.
James Fitzgerald to otwarty, uśmiechnięty Irlandczyk. Nic dziwnego – w WADA jest starszym menedżerem ds komunikacji. W sporcie siedzi od lat i szybko rozpoznaje twarze dziennikarzy z całego świata, wcześniej pracował w światowej federacji rugby, na Twitterze przedstawia się jako ″adwokat czystego sportu″. Cierpliwie odpowiada na kolejne pytania dziennikarzy, nawet wtedy, gdy co drugie dotyczy Rosji. ″Kiedy może zapaść decyzja w sprawie dyskwalifikacji rosyjskich sportowców?″. ″Jak poważne mogą być konsekwencje″. ″Kiedy zapadnie decyzja?″. Odpowiedzi na te pytania interesują dziennikarzy (i kibiców) bardziej niż kwestia nowego światowego kodeksu antydopingowego. 1700 delegatów z całego świata przyjechało do Katowic do pracy, by pochylić się nad przepisami, technicznymi kwestiami walki z dopingiem a i tak nad ich głowami fruwa kwestia rosyjska. O tym rozmawia się po kątach efektownego i nowoczesnego Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach. Spodek stojący tuż obok spogląda na to wszystko jakby z lekką zazdrością. To nie on jest dziś celem zabieganych delegatów i dziennikarzy. Przechodząc zawieszają na nim oko, ale zaraz pędzą dalej, bo tym razem dzieje się gdzie indziej.
Długa tradycja
Zwieńczeniem trzydniowej konferencji będzie ustanowienie Witolda Bańki nowym prezydentem Światowej Federacji Antydopingowej WADA. Formalnie stanowisko obejmie dopiero 1 stycznia przyszłego roku. Wszystko wskazuje na to, że kwestia Rosji będzie już wtedy załatwiona – plan jest taki, aby formalności zakończyć przed końcem roku. Szczęściarz. Nietrudno wyobrazić sobie komentarze, które dotarłyby do nas ze wschodnich kierunków, gdyby to Polak jako prezydent WADA ostemplował decyzję np. o wyrzuceniu Rosjan z dwóch najbliższych igrzysk olimpijskich. Rosyjskie farmy trolli internetowych znów musiałyby pracować na trzy zmiany.
Dlaczego rosyjscy sportowcy mieliby nie pojechać w przyszłym roku do Tokio, a dwa lata później do Pekinu? Z tego samego powodu z którego zostali częściowo wyrzuceni z igrzysk w Rio i Soczi, a we wrześniu Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) przedłużyło zawieszenie rosyjskiego związku. Z powodu procederu dopingowego, który w przypadku Rosji akurat jest świadomym przemysłem produkcji medalistów w drodze na skróty. Przemysłem wspieranym przez rząd.
Tak było jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Thomas Hunt w książce ″Drug Games″ wydanej w 2011 roku napisał, że igrzyska olimpijskie w Moskwie w 1980 równie dobrze można byłoby nazwać ″igrzyskami chemików″. Chemicy musieli być bardzo rozczarowani, gdy ze względów politycznych nie pojechali cztery lata później do Los Angeles. Machina działała już na najwyższych obrotach i worek z medalami z pewnością byłby bardzo ciężki, ach cóż to byłaby za ″bolszoj pobeda″ na ziemi wroga. Żaden kraj na świecie nie stracił – ze względu na udowodnione stosowanie dopingu – tylu medalistów olimpijskich co Rosja (43). O rosyjskim dopingu głośniej zrobiło się znów w 2014, gdy stacja ARD wyemitowała film dokumentalny pokazujący działanie mechanizmu napędzanego teraz już nie przez KGB, a przez ludzi Władimira Putina. Niedawno prezydent Rosji zabrał nawet głos na temat obecnego kryzysu i powiedział, że Rosja spełniła wszystkie żądania WADA.
Odważny Rosjanin
O co chodzi tym razem? WADA uważa, że w ciągu ostatnich 18 miesięcy otrzymywała od rosyjskiej agencji antydopingowej (RUSADA) zmanipulowane dane. W rozmowie z ″Der Spiegel″ otwarcie powiedział tym szef RUSADA, Jurij Ganus. – Zmiany są tak duże, że to nie może być przypadek. Nie chodzi mi o dane, które zostały usunięte, ale o takie, które zostały w pewien sposób zmodyfikowane lub opatrzone datą wsteczną. Ktoś w zmasowany sposób próbował ukryć informację – powiedział. Ten odważny człowiek jako pierwszy powiedział, że Rosjan w rewanżu może spotkać wyrzucenie z dwóch najbliższych igrzysk olimpijskich. W 2015 RUSADA została zawieszona, ale we wrześniu ubiegłego roku odzyskała pełnię praw członkowskich. Mimo to, dalsza współpraca na linii WADA – RUSADA nie układała się najlepiej, a przedstawiciele światowej federacji wracając z inspekcji w moskiewskich laboratoriach czuły się wodzone za nos. Sześć tygodni temu WADA poinformowała o swoich podejrzeniach i wystąpiła do Rosjan z 31 pytaniami. Odpowiedzi zostały wysłane przez Rosjan 8 października, 23 października nad pismem mieli pochylić się eksperci WADA, ale spotkanie zostało odwołane i przełożone na inny, nieokreślony termin.
Ganus przyjechał do Katowic i na dzień dobry powiedzieliśmy mu, że musi być odważnym człowiekiem, skoro odważył się na takie słowa. Czy nie boi się zemsty Putina i jego ludzi? Nie boi się o swoje bezpieczeństwo? – Oczywiście, że się boję, jak każdy człowiek, ale chcę mówić prawdę. Działam w interesie naszego narodu, a jeśli ktoś miałby mnie naciskać, należałoby zadać pytanie, w czyim interesie działa – powiedział nam Ganus. W Katowicach cieszył się wielkim zainteresowaniem, cały czas miał za sobą ″ogon″ złożony z dziennikarzy. Nie tylko tych rosyjskich, słowa Ganusa chcieli nagrać ludzie z Niemiec, z Azji, Stanów Zjednoczonych, itd. itp. Nie stronił od kamer.
Gdy zrozumiał skalę przekrętu był w szoku. – Nie mogłem w to uwierzyć. W testach było tysiące zmian i teraz z dnia na dzień dociera do mnie, co się stało. W ten sposób tracimy całą generację sportowców! Wierzę, że prezydent (Putin – przyp. red.) w końcu zrozumie sytuację i będziemy mogli liczyć na jego wsparcie. Ja muszę być obiektywny i niezależny i tego się trzymamy. Jak długo zajmie nam wychodzenie z kryzysu? Ze wsparciem ze strony państwa powinno się udać w dwa lata. Bez tego wsparcia zajmie nam to trzy cztery lata. Mamy w RUSADA młody zespół, który pracuje nad naszym narodowym interesem – przekonywał w rozmowie z dziennikarzami.
Rok bez medalu
Delegatów z całego świata za serca chwycił prezydent RP, Andrzej Duda. Przywitał się po angielsku, ale potem mówił już po polsku. Mówił za to żarliwie, nie zerkając w notatki. Ostro potępił kwestię dopingu. – Kilka dni temu mogłem spojrzeć w twarz Anity Włodarczyk, która odbierała medal zdobyty przez nią na igrzyskach olimpijskich w Londynie, a wtedy go nie dostała z powodu dopingowego oszustwa. Mam nadzieję, że już nigdy nie będziemy musieli obserwować tej słodko-gorzkiej barwy w oczach sportowców w takich sytuacjach. Doping sprawia, że sportowcy nie otrzymują medalu tam, gdzie powinni, czyli na stadionie, wśród kibiców. Są pozbawieni możliwości, by spojrzeć na flagę swojego kraju i wysłuchać hymnu. Doping to kradzież. Kradzież sportowych emocji i marzeń – mówił prezydent. Ostrzegał oszustów, by pamiętali o konsekwencjach zdrowotnych. Czy po zakończeniu kariery będą mogli cieszyć się zdrowiem?
Jego słów słuchała wspomniana Włodarczyk, która usiadła wśród delegatów. Przywiozła ze sobą złoty medal odzyskany z rąk Rosjanki (a jakże) Tatiany Łysenko.
– Pani Anito, pytamy o uczucia. W Londynie i tak odebrała pani medal, ale srebrny, ale należało się złoto. Sporo pani straciła nie odbierając go na stadionie?
– Na pewno tak, ale w Londynie wzruszenie i tak było bardzo dużo, choć fakt, że nasi kibice nie usłyszeli hymnu Polski. Na szczęście w moim przypadku wyszło całkiem dobrze, bo akurat w tym roku obchodziliśmy setne urodziny PKOl i miałam możliwość odebrania złotego medalu w pięknych okolicznościach. To był wspaniały, historyczny moment, wśród rodaków, na polskiej ziemi. Mazurek Dąbrowskiego został zagrany przez orkiestrę i emocje były bardzo silne. Siedem lat w Londynie też byłam mega szczęśliwa, bo spełniło się moje marzenie o medalu igrzysk olimpijskich. Nie przypuszczałam wtedy, że dostanę złoto, a pewnych rzeczy nie da się już zmienić. Musiałabym mocno popracować w Photoshopie, by na zdjęciach poprzestawiać nas na stopniach podium.
– Wracając z Londynu miała pani podejrzenia, że coś mogło być nie tak?
– Wtedy nie, ale rok później już tak. Przed mistrzostwami świata w Moskwie Tatiana ogłosiła, że jest kontuzjowana i zniknęła na 1,5 miesiąca. Wróciła po kontuzji i od razu zaczęła bić rekordy życiowe. Wtedy, wraz z trenerem, uznaliśmy, że coś jest nie tak i zapaliła nam się lampka alarmowa. Ja sama dobrze wiem, w jakich warunkach przekraczasz swoje granice. Uznaliśmy jednak, że nie będziemy o tym mówić i cierpliwie poczekamy, aż pojawi się oficjalna informacja. Pierwsze sygnały zaczęły pojawiać się w mediach w 2016 roku, krótko po igrzyskach w Rio, a rok temu dostałam z MKOl oficjalną informację, że medal trafi do mnie.
– W jakich okolicznościach się pani o tym dowiedziała?
– To był e-mail z MKOl, który zastał mnie w domu, przed południem, równocześnie zadzwoniła do mnie pani z PKOl. To był zwykły dzień, jak każdy inny i nagle wielka radość. Z drugiej strony, ja byłam już przywiązana do tego srebrnego medalu, a musiałam go oddać do PKOl. Stamtąd – kurierem – trafił do MKOl, a ja przez rok nie miałam żadnego medalu, w pokoju pozostało puste miejsce. Żal mi było, że już nigdy go nie zobaczę, ale teraz oczywiście cieszę się ze złotego medalu.
Bohaterem, obok rosyjskiego delegata, konferencji jest oczywiście Bańka. W WADA zdecydowanie postawiono na odmłodzenie kadr. Bańka miesiąc temu skończył 35 lat, na stanowisku prezydenta zastąpi 78-letniego sir Craiga Reedie. Nowym wiceprezydentem organizacji będzie była chińska multimedalistka w łyżwiarstwie szybkim 43-letnia Yang Yang. Bańka chce ruszyć WADA w ruch. W pierwszym dniu konferencji zaapelował o wsparcie finansowe. – Budżet naszej agencji ma się nijak do oczekiwań jakie są związane z naszą działalnością. Wynosi około 40 milionów dolarów. To mniej niż przeciętny klub piłkarski. Apeluję do sportowych liderów, przedstawicieli rządów i prywatnych przedsiębiorców. Jeśli chcecie, aby sport był czysty, musicie nas wspierać – mówił Bańka. Teraz przed nim wielkie wyzwanie. WADA to wielkie przedsięwzięcie, ale marka wciąż musi być wzmacniana.