Krzysztof Piątek pożegnał się z kolegami w Mediolanie i w czwartek podpisał kontrakt z Herthą BSC. Został zatem piątym Polakiem, który zagra wiosną w Bundeslidze. Co czeka go w stolicy Niemiec?
Początki 24-latka na San Siro były fantastyczne. Po rundzie wiosennej sezonu 2018/19 można było się raczej zastanawiać, jaki wielki klub wyrwie go z Mediolanu, a nie czy w końcu znajdzie zespół, który pozwoli mu regularnie występować. Jesienią wszystko się jednak posypało – Piątek zdobył tylko cztery bramki w Serie A, z czego aż trzy z rzutów karnych
Na dodatek zimą szefowie AC Milan ściągnęli Zlatana Ibrahimovicia. O tym, że Szwed ma w stolicy Lombardii status boga wiedzą wszyscy. Właściwie od samego początku roku były snajper Cracovii skazany był na ławkę rezerwowych.
Łączono go z powrotem do Genoi, łączono z Fiorentiną, Tottenhamem czy Chelsea – ostatecznie skończyło się na Hercie. To dla wielu kibiców może się wydawać szokujące, bo przecież działacze Milanu wymagali od potencjalnego nabywcy około 30 milionów euro i wyłącznie transferu definitywnego. Widocznie berlińczycy te warunki zdołali spełnić, więc pora odpowiedzieć na dwa ważne pytania: skąd takie możliwości i co czeka Piątka w Niemczech?
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że choć Hertha ma łatkę ligowego średniaka, to chce z nią jak najszybciej zerwać. Podstawy by wierzyć, że to się wkrótce uda są i jak zwykle w takich przypadkach oczekiwania determinują pieniądze. Berlin, choć wielki, efektowny i działający na wyobraźnię, przez lata nie miał drużyny na wysokim, europejskim poziomie. Zmienić ma to Lars Windhorst, inwestor, który w kilka miesięcy wpompował w klub aż ćwierć miliarda euro.
Windhorst plany ma niezwykle ambitne. Jako sprawny biznesmen uważa, że jego nowe "dziecko" może być wkrótce na rynku finansowym tak obrotne jak Paris Saint-Germain czy Real Madryt – jasne, takiego poziomu sportowego łatwo osiągnąć nie będzie, ale krok po kroku można ku temu dążyć. Przede wszystkim zdaniem Niemca, Hertha mizernie działa na polu marketingowym, co sprawia, że wpływy do budżetu nie są tak pokaźne, jak mogłyby być.
"W tej chwili generuje dochód w wysokości 50 milionów euro z reklam, gadżetów dla kibiców oraz cateringu meczowego. Niemieckie portale zestawiały to z 200 milionami euro, które Paris Saint-Germain czerpie z tych samych źródeł, a nowy inwestor berlińczyków jest przekonany, że będzie w stanie dobić do takiej granicy i uczynić z Herthy taki sam "Big City Club", jak można podziwiać nad Sekwaną" – można przeczytać w obszernym tekście o dalekosiężnych planach BSC.
Na razie jednak Hertha musi stawiać kolejne kroki i kroczki. Jednym z nich było zatrudnienie Juergena Klinsmanna, który docelowo pracował będzie w radzie nadzorczej klubu, ale na razie pełni funkcję tymczasowego trenera. Na tym stanowisku zastąpił zwolnionego jesienią Ante Covicia i choć idzie mu na razie topornie, to szefostwo planuje zatrudnienie poważnego szkoleniowca dopiero latem. Ten sezon spisać można już właściwie na straty i jedynym celem berlińczyków jest spokojne utrzymanie w lidze.
Ani latem, ani zimą Hertha nie oszczędzała na rynku transferowym. Odkręcony kurek z pieniędzmi pozwolił wydać 20 milionów euro na Dudiego Lukebakio, 25 na Lucasa Tousarta, 11 na Santiago Ascacibara, 7 na Eduarda Loewena i blisko 3 na Daishawna Redana. Łącznie, zanim jeszcze udało się przekonać Piątka? 70 milionów.
A teraz sprawa dla Piątka najważniejsza: w Hercie czeka go przede wszystkim gra. Hertha wydała na niego dużo pieniędzy, bo pilnie potrzebowała "dziewiątki". Z konieczności trener ustawiał czasem na szpicy nominalnego skrzydłowego – Lukebakio. Dawał również szanse Daviemu Selke, ale ten prezentował się wyjątkowo słabo. W kadrze jest jeszcze niezwykle zasłużony dla stołecznego futbolu Vedad Ibisević, ale jemu we znaki daje się już metryka. Bośniak ma 35 lat i siły, by pełnić maksymalnie rolę dżokera.
Właściwie pewne jest zatem, że 24-latek będzie u Klinsmanna grał dużo. Inna sprawa, że Hertha prezentuje pod wodzą tego szkoleniowca futbol siermiężny, pozbawiony błysku, nieefektowny. Co prawda, Polak będzie miał za sobą kilku kreatywnych piłkarzy, ale z pewnością można by ich poustawiać lepiej – tak by kolejne mecze z udziałem Starej Damy nie przyprawiały o mdłości i gwałtowne przypływy znużenia. Inna sprawa, że ta wymarzona Hertha Windhorsta zacznie być budowana dopiero latem – gdy w końcu uda się znaleźć odpowiedniego trenera (spekuluje się między innymi o Niko Kovacu).
Dla Herthy taki transfer niesie podwójną korzyść. Raz, że stołeczni w końcu mają napastnika z prawdziwego zdarzenia i mogą wokół niego budować zespół. Dwa – Berlin jest popularnym miejscem wycieczek Polaków i być może w końcu uda się szczelniej zapełniać Stadion Olimpijski. Potężny obiekt klubu, który może pomieścić ponad 74 tysiące fanów, rzadko kiedy zapchany jest do granic możliwości, a taka inwestycja może ściągnąć kibica znad Wisły.
#Piatek, è fatta con l'#HerthaBerlino. L'attaccante lascia il #Milanhttps://t.co/y04XnSmBLA
— Gianluca Di Marzio (@DiMarzio) January 29, 2020