Przesuwające się po boisku kulki, dorysowywane na taktycznym ekranie strzałki, twarde negocjacje z innymi klubami i budowa sztabu szkoleniowego. Ze świecą szukać kibica piłkarskiego, który tego wszystkiego nie doświadczyłby zarywając noce przy Football Managerze. To bowiem gra, która ukształtowała pokolenia, a teraz możemy przeczytać o jej początkach i poznać najbardziej zawiłe historie graczy.
Na pierwszy rzut oka jest to gra tak prosta i banalna, że trudno uwierzyć, by ktoś mógł jej poświęcić choćby kwadrans. Ustawienie zawodników na placu trwa kilka sekund, przerwa między kolejnymi meczami – maksymalnie kilka minut. Mecz – niewiele więcej. A przecież to nic efektownego, bo po naciśnięciu spacji czekamy i właściwie bezradni obserwujemy ekran. Na nim przemieszczają się jakieś kulki, od lewej do prawej strony porusza się mały piksel symbolizujący piłkę, a jakby tego było mało, wirtualny trener przemawia do piłkarzy zza linii przy pomocy wirtualnych instrukcji. Zapaleńcy mający na sumieniu setki godzin gier spędzonych przed FM-em potwierdzają jednak zgodnie – zdziwienie błyskawicznie ustępuje fascynacji i ta prosta w gruncie rzeczy rozgrywka pochłania bez reszty.
W sieci roi się od historii ludzi, którzy – gdyby zsumować czas – z Football Managerem spędzili doby, tygodnie, może nawet miesiące. W przypadku każdego działał prosty mechanizm – najpierw pochłaniało działanie na rynku transferowym, czyli sprzedawanie i kupowanie piłkarzy. Potem zaczynał się sezon. Jeśli wyniki były korzystne, to chęć gry zwiększała się, bo przecież szkoda ją wyłączać, jeśli drużyna ma tak świetną passę. Jeśli zaś zespół przegrywał – trudno spokojnie kłaść się spać, bo piłkarze bez formy, drużyna w kryzysie, a nad głową widmo zwolnienia. I nie zna FM-owego życia ten, kto w środku nocy nie stawał przed tym samym dylematem: grać czy odpuścić?
Książka "Football Manager to moje życie. Historia najpiękniejszej obsesji" opowiada o takich wyborach, ale podniesionych do potęgi -entej. Na świecie naprawdę są bowiem tacy, którzy przez tę zbyt wciągającą rozgrywkę bywali wyrzucani z pracy, ze studiów, rozstawali się z partnerkami, zawalali ważne sprawy. Za dnia chodzili zaspani, bo nocą katowali spację. Nie mogli skupić się na kwestiach przyziemnych, bo gdzieś w wirtualnym świecie toczyła się walka o mistrzostwo Premier League, Serie A, a może nawet i świata. Właśnie! Istotnym czynnikiem przyciągającym na długie godziny jest różnorodność. Tej gry nie da się tak po prostu przejść. Można zaczynać rozgrywkę milion raz i milion razy zderzymy się z innym scenariuszem. Ktoś chce trenować piłkarzy Realu Madryt i rozpoczynać marsz w Champions League? Proszę bardzo. Inny ma marzenie, by wygrać ligę macedońską? Droga wolna. A może jednak trzeci szczebel rozgrywkowy w Anglii i budowanie potentata w oparciu o wychowanków? Jasna sprawa.
To fascynująca lektura dla wszystkich, którzy dotknęli tego świata. Prowadzili dziesiątki karier, analizowali taktykę kładąc się spać i na kartce rozpisywali cele transferowe. "Football Manager to moje życie" pozwala poznać historię tej gry, proces jej powstawania, trudne początki, dość surowy start. Pozwala przypomnieć sobie nazwiska największych talentów w historii, przeczytać rozmowy z niektórymi z nich, oczyścić sumienie dziwiąc się historią jeszcze większych fascynatów. To książka, która jest po prostu obowiązkową pozycją w bibliotece kibica mającego na sumieniu godziny wpatrywania się w malutkie kulki przesuwające się po boisku.