| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Koronawirus sparaliżował świat piłki, choć nie wszystkim spodobało się, że rozgrywki zostały zawieszone tak szybko. – To nie jest tak, że dziś podejmiemy decyzję, by nie grać, ale przyjdziemy dziesiątego dnia miesiąca i będziemy chcieli pensję – powiedział w "Stanie Futbolu" trener Rakowa Częstochowa, Marek Papszun.
Rozwój wirusa w Europie spowodował zawieszenie niemal wszystkich rozgrywek w Europie. Straciła na tym również Ekstraklasa. – Oczywiście, ze piłka nożna jest dodatkiem, ale my na niej zarabiamy. To nie jest tak, że dziś podejmiemy decyzję, by nie grać, ale przyjdziemy dziesiątego dnia miesiąca i będziemy chcieli pensję. Szanuję świadomość piłkarzy i ich obawę, ale musimy popatrzeć na to, co będzie w następnym sezonie. To wszystko generuje zarobki. Budowy są otwarte. Fabryki pracują. Czy pracownik na budowie się nie boi? Oczywiście, że boi. Nie są to zawody niezbędne, bo jeśli dom teraz nie powstanie, to nic się nie stanie. Dlatego trzeba podchodzić do tego z rozwagą, podejmować rozsądną decyzję. Mam wrażenie, obserwując sytuację, że wiele osób z branży nie zdaje sobie sprawy, jakie będą reperkusje tych działań.
– powiedział Papszun.
Szkoleniowiec beniaminka z Częstochowy uważa, że decyzja o przerwaniu rywalizacji była zbyt pochopna. – Gdyby przyrost zakażonych osób był drastyczny, rozumiałbym zawieszenie rozgrywek. Ale tego przyrostu nie było. Stopień zagrożenia był inny niż we Włoszech. Musimy opierać się na danych – tylu było zarażonych, tylu przebadanych. Dane były dość optymistyczne, więc nie musieliśmy obawiać się w ogromnej panice o zdrowie i o życie. Widać było, jak pod wpływem całej sytuacji i wypowiedzi zawodników, zmieniały się proporcje z chętnych do grania na niechętnych. Na przestrzeni dnia okazało się właściwie, że nikt nie chciał grać
– dodał.
Według Jarosława Kołakowskiego, agenta między innymi Kamila Glika, rynek transferowy jednak nie upadnie. – Moim zdaniem rekord Neymara zostanie w najbliższych latach przebity. Na świecie wciąż są ogromne pieniądze. Najbogatsi ludzie potrzebują czegoś, czym mogliby się wykazać, popisać. Będą zatem sięgali po najlepszych piłkarzy i wydawali na nich kolosalne pieniądze – powiedział.
Wojciech Kowalczyk z kolei uważa, że aktualny kryzys może w pewien sposób uzdrowić futbol. – Jest z tego jeden plus – zawodnicy nie będą kosztowali 100 i 200 milionów euro. Nikt za nich teraz tyle nie zapłaci, bo zresztą nie są tyle warci – podsumował.