{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Olimpijski spokój, czy niepokój? [FELIETON]
Paweł Paterek /
Namawianie sportowców do intensywnych przygotowań przed igrzyskami olimpijskimi ma dwa wymiary. Z jednej strony jest zewnętrzną motywacją do nieprzerywania mocnych treningów. Dla wyczynowców nagłe odejście od regularnych ćwiczeń nie jest dobre dla zdrowia. Organizm zaprogramowany na ogromny, powtarzalny wysiłek źle znosi nagły zastój. Układy krwionośny, oddechowy, a nawet kostno-stawowy nieustanie chcą ruchu, do którego zostały przyzwyczajone od najmłodszych lat trenującego. Wyjątkiem jest oczywiście kontuzja, która sama w sobie jest wyniszczająca. Ale na to nikt nie ma wpływu. Generalnie wyczynowi sportowcy (szczególnie w dyscyplinach wytrzymałościowych) od treningów nie powinni uciekać już do końca życia.
Z drugiej strony zapewnianie, że termin igrzysk jest niezagrożony wymusza na sportowcach utrzymywanie precyzyjnie zaplanowanego, często na długie lata, cyklu treningowego. Żeby cokolwiek zwojować w Tokio musisz być lepszy od innych, choćby w najmniejszym szczególe. Każdy dzień treningu ma znaczenie! Jeśli teraz odpuścisz, bo nie będziesz pewien terminu igrzysk – możesz stracić to, o czym marzyłeś przez lata. No to sportowcy ćwiczą… w domu, w stawie, na trenażerze, w parku, na symulatorze. Wszędzie, tylko nie we właściwym miejscu i czasie. Zamiast olimpijskiego spokoju, jest wielki niepokój i niepewność. Międzynarodowy Komitet Olimpijski po konsultacjach z Federacjami Letnich Sportów Olimpijskich podał kilka dni temu wnioski, informacje i rady dla wszystkich olimpijczyków. Jeden z punktów brzmi: "kwalifikacje olimpijskie nadal można zdobywać podczas zaplanowanych wydarzeń – wszędzie tam, gdzie zagwarantowany jest sprawiedliwy dostęp dla wszystkich sportowców i drużyn". Tylko gdzie to jest?
Sportowcy muszą zachować spokój chociaż widać, że spokojni nie są! Żeglarz klasy RS:X Piotr Myszka właśnie otrzymał oficjalną nominację na igrzyska w Tokio. Na japońskim akwenie chciał udowodnić, że zasługuje na medal, którego nie udało mu się zdobyć w Rio de Janeiro. W Brazylii zabrakło jednego szkwału podczas wyścigu medalowego, żeby stanął na podium. Rozczarowanie faworyta było ogromne. Postanowił walczyć o swoje i kolejne cztery lata życia poświęcił kampanii olimpijskiej. Był już mistrzem świata i Europy. Medal byłby życiowym sukcesem i ukoronowaniem (nomen omen) świetnej kariery. Teraz pojawił się koronawirus i nic już nie jest pewne.
"Nie ukrywam, że dla mnie jako sportowca, wiadomość o nominacji jest bardzo ważna" – napisał Piotr Myszka w komunikacie PZŻ – "Igrzyska w Tokio będą bardzo specyficzne, szczególnie jeśli chodzi o warunki klimatyczne i specyfikę akwenu. Do igrzysk mamy cztery miesiące i świadomość, że na te igrzyska się pojedzie bardzo pomaga w przygotowaniach. Można się skupić tylko i wyłącznie na tym najważniejszym celu".
Nieco dalej oznajmił – "Oczywiście, nasze przygotowania torpedowane są przez sytuację związaną z koronawirusem, ale robimy wszystko, co w naszej mocy, aby w tej nienormalnej sytuacji znaleźć optymalne rozwiązania".
Czyli jak w życiu każdego sportowca – ogromna wiara, ale też poważne wątpliwości.