| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Kilka dni temu ogłoszono zakończenie rozgrywek siatkarskich w Polsce. U panów, ze względu na niedokończoną fazę zasadniczą, nie przyznano medali. Wśród poszkodowanych jest wicelider VERVA Warszawa ORLEN Paliwa, której przyjmującym jest Igor Grobelny. Belgijski siatkarz polskiego pochodzenia – prosto ze stolicy – opowiada o COVID-19, rodzinie w Belgii, siostrze w Italii i... słabości do Polski.
Maciej Piasecki, TVPSPORT.PL: – Ostatnie kilkanaście dni wyglądało pewnie bardzo podobnie. Wkradła się rutyna?
Igor Grobelny: – Nie jest to łatwe, ale trzeba sobie jakoś radzić. Codziennie czekał na nas specjalnie przygotowany zestaw ćwiczeń przez trenera przygotowania motorycznego. W warunkach domowych można było większość z nich wykonać bez problemu. Ewentualnie wchodziły w grę poszukiwania przydomowej siłowni. Skoro każą siedzieć w domu, siedzę. Jedynie ograniczenie do minimum spacerów bywa uciążliwe, bo czasem trzeba choć na chwilę przewietrzyć głowę. Wolę jednak przecierpieć kilka tygodni w domu, niż niepotrzebnie ryzykować. Raz, można samemu złapać koronawirusa, a dwa, równie dobrze to my możemy zarażać i doprowadzić do komplikacji zdrowotnych innych. Trzeba być odpowiedzialnym za siebie i tych, którzy nas otaczają.
– Wolisz dobrą książkę czy ciekawą grę fabularną?
– Przerobiłem już wszystko. PlayStation, gry komputerowe… Nawet chwyciłem za gitarę i coś tam powymyślałem. Staram się coś robić, ale to już zdecydowanie nie te czasy, kiedy mogłem grać w nieskończoność. Kilka godzin przy PlayStation nie było żadnym problemem, a teraz jestem w stanie grać maksymalnie przez dwie i mam dosyć. Szukam innego sposobu na spędzanie czasu w domu, ale te możliwości powoli się kończą.
– Koniec sezonu w PlusLidze. Zawiedziony?
– Szczerze mówiąc, nie wierzyłem w to, że będziemy dalej grać. Sytuacja w Polsce się nie poprawia, a kulminacyjny punkt epidemii w kraju dopiero się zaczyna. Słuszna była decyzja, żeby stosunkowo szybko odwołać większość imprez w kraju. Na początku większość myślała pewnie, że przeczekamy w domu dwa-trzy tygodnie i wszystko się uspokoi. A sportowcy wrócą do grania w lidze. Wyszło jak wyszło. Trochę przykro, że byliśmy na pierwszym miejscu przez dłuższy czas i jedno spotkanie spowodowało utratę pozycji lidera. Zostały dwa mecze do końca fazy zasadniczej i ten ostatni z ZAKSĄ mógł decydować, kto byłby pierwszy. Mogę żałować, że sezon skończył się bez medalu. Dla mnie to byłby pierwszy w klubowej karierze. Ciężko pracowaliśmy na to, żeby skończyć ligę nawet na tym drugim miejscu, nikt nam tego miejsca nie dał za darmo.
– Twoi rodzice mieszkają w Belgii. Jak tam wygląda sytuacja z COVID-19?
– Decyzje były podobnie szybkie jak w Polsce, choć Belgowie czekali nieco dłużej niż Polacy, z tymi najbardziej radykalnymi. W przypadku siatkarzy uznano sezon za nieważny, anulowano wyniki przerwanych rozgrywek. Belgowie dopiero kilka dni temu zaczęli panikować, ruszając do sklepów i robiąc zapasy na kolejne tygodnie. Czyli w porównaniu z Polską, Belgia jest półtora tygodnia z tyłu. Trzeba jednak oddać, że tam służba zdrowia stoi na wyższym poziomie. Podejrzewam, że zarówno pod względem sprzętu, jak i liczby pracujących w opiece medycznej oraz poziomu ich opłacania. Belgię można postrzegać jako jeden z najlepiej rozwiniętych krajów w Europie i nie mówię tego, żeby ujmować Polakom. Bo tu służba zdrowia robi, co może. To jednak dwa różne światy.
– Czyli lepiej, że rodzina żyje w tamtych realiach.
– Można to tak ująć. I niech rodzice zostaną w domu, zdrowi i bezpieczni, w tych wymagających czasach.
– Siostra Kaja spędziła ostatni sezon w lidze włoskiej. Jak wyglądały realia na Półwyspie Apenińskim?
– Na szczęście dostała pozwolenie z klubu na powrót do Belgii i jest już z rodzicami. We Włoszech decyzja o przerwaniu rozgrywek nie zapadła szybko. Po opowieściach Kai mogę tylko potwierdzić, że sytuacja w Italii jest bardzo trudna. Siostra musiała mieć specjalne pozwolenia, żeby wyjść z domu. Gdyby takiego nie miała, to mogła zostać zatrzymana przez policję lub wojsko. Inna sprawa. Kiedy my już na początku epidemii w Polsce mieliśmy decyzję, że nie będziemy trenować normalnie, Kaja we Włoszech do końca nie wiedziała, jak to będzie. Trochę trenowały w siłowni, później w hali, było sporo niepotrzebnego kombinowania. Zupełnie inaczej niż w Polsce.
– Jakie są nastroje w zespole podczas tego zawieszenia?
– Staraliśmy się być w stałym kontakcie. Rozmowy przez WhatsApp, tam trochę przeniosło się klubowe życie, kiedy straciliśmy szanse na wspólne trenowanie. Zespół był ze sobą mocno zżyty. Nie mieliśmy grupek, które kogokolwiek eliminowały. A gdybym miał wybrać tego, który najbardziej pozytywnie wpływał na zespół, to wybór może być tylko jeden – Damian Wojtaszek. To jest gość, który potrafi zbudować świetną atmosferę w drużynie i rozbawić do łez. Czasem na treningu potrafił tak mnie rozśmieszyć, że nie potrzebowałem ćwiczeń brzucha, od samego śmiania już mnie bolał. Akurat teraz – takie rozwiązanie na zajęcia w domu – byłoby jak znalazł.
– Nie myślałeś o powrocie do Belgii?
– Dobrze się czuję w Polsce. Kupiłem niedawno mieszkanie w Warszawie i właściwie mam wszystko, czego tu potrzebuję. Gdybym miał wrócił do Belgii, to sytuacja byłaby tam taka sama, jak w Polsce. Jesteśmy z rodziną w stałym kontakcie. Mama dzwoni codziennie, nawet po kilka razy, zatem pomimo odległości trzymamy się razem. Rodzice martwią się o mnie tak samo, jak ja o nich. Staramy się jednak przestrzegać zasad, chcąc ograniczyć ryzyko COVID-19 do minimum. Co ciekawe, tata zrobił w garażu prowizoryczną siłownię i od czasu do czasu schodzą z Kają, żeby potrenować. Wszystko blisko, bez ryzyka. Chcą podtrzymać odpowiednią formę.
– Warszawa opustoszała?
– Nie mieszkając w centrum miasta trudno dokładnie określić, jak wygląda sytuacja z dnia na dzień. Zwłaszcza, że nie można ruszać się z domu. Kiedy jeszcze mogłem gdzieś wyskoczyć, to nawet zdecydowałem się na małą rundę autem. Na ulicach pusto, byłem pozytywnie zaskoczony.
– Stolica najwyraźniej przypadła ci do gustu. A jak oceniasz swoje sportowe wyniki?
– Jestem zadowolony. Przyznaję, był to dziwny sezon, od początku różne sytuacje nam się przytrafiały w klubie. A później, indywidualnie, też miałem okazje grać raz w ataku, a w kolejnym podejściu już jako nominalny przyjmujący. Zaczynając mecz nie wiedziałem, na jakiej pozycji przyjdzie mi skończyć spotkanie. Niektórzy mogą się dziwić dlaczego było tak, że zagrałem bardzo dobrze, po czym dwie następne kolejki kończyłem po epizodach, albo wcale nie dotknąłem piłki. Przed sezonem rozmawialiśmy z trenerem Anastasim. Andrea jasno przedstawił mi moją rolę w drużynie. Miałem być siatkarzem, który wchodzi w trudnych sytuacjach i stara się pomagać w powrocie gry na właściwie tory.
– Zadaniowiec.
– Andrea ma zasady i jeśli wszyscy są zdrowi, to zaczyna sprawdzonym, wyjściowym ustawieniem. To jest oczywiste chyba dla każdego, kto choć trochę interesuje się siatkówką i obserwuje pracę Anastasiego. Wychodziło na to, z czego śmiali się koledzy, że byłem tajną bronią w sytuacji kryzysowej. Jeśli jest problem w przyjęciu, pojawiam się w roli przyjmującego. Zatkał się atak? Jestem na prawym skrzydle.
– Lepiej być przyjmującym czy atakującym?
– Większą presję odczuwa przyjmujący. Ale to też większa jest satysfakcja, kiedy pomagasz drużynie w kolejnym elemencie, dlatego wolę być przyjmującym. W rolę atakującego musiałem wcielić się z marszu. Tylko w młodzieżowej siatkówce miałem okazję, żeby sprawdzać się na tej pozycji, a to już ładny kawałek czasu temu. Jak Andrea wystawiał na mnie w ataku, to robiłem tyle, ile mogłem. Trzymałem kierunki, kombinowałem nad siatką, starałem się zapunktować czymś innym, niż typowy atakujący. Mając 193 cm wzrostu nie można też sobie na wszystko pozwolić, dlatego było trochę rzeźbienia.
– Na kiedy zakładasz powrót do realiów choćby nieco siatkarskich?
– Lipiec bądź sierpień. Choć to też pozytywny scenariusz, bo nawet jeśli sytuacja zostanie opanowana, to sztaby szkoleniowe i władze rozgrywek nie będą się bardzo spieszyć z powrotem na boisko. Najgorsze co moglibyśmy zrobić, to zacząć za szybko, żeby później tego żałować i znowu przeżywać sceny, jak teraz.
Igor Grobelny – urodzony 8 czerwca 1993 w Radomiu. Pozycja na boisku: przyjmujący. Dotychczasowe kluby: VC Euphony Asse-Lennik (Belgia), Cerrad Enea Czarni Radom; Cuprum Lubin, Hypo Tirol Alpenvolleys Haching (Niemcy), Cuprum Lubin, VERVA Warszawa ORLEN Paliwa (od 2019 roku). W reprezentacji seniorów Belgii gra od 2018 roku. Prywatnie syn Dariusza Grobelnego (były siatkarz, reprezentant Polski) oraz brat Kai Grobelnej, siatkarki – w ostatnim sezonie – włoskiej Reale Mutua Fenera Chieri.
Następne