{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
"Interesy zawodników są bezpieczne". Negocjacje ws. stawek minimalnych żużlowców

– Interesy wielu zawodników zostały zabezpieczone – powiedział Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, a obecnie przewodniczący ich stowarzyszenia Metanol, który prowadził negocjacje z władzami Ekstraligi dotyczące stawek minimalnych w ruszającym 12 czerwca sezonie.
– Czy widzi pan jakieś zagrożenia startu ekstraligi żużlowej, oprócz tych związanych z pandemią koronawirusa?
– Krzysztof Cegielski: Jest wiele różnych zagrożeń. Przede wszystkim trwają rozmowy pomiędzy klubami i zawodnikami na temat warunków startowych. My wcześniej, jak stowarzyszenie żużlowców, zakończyliśmy rozmowy z władzami Ekstraligi na temat minimalnych stawek. To zabezpieczyło interesy juniorów i zawodników, którzy do tej pory mieli kontrakty na niższym poziomie i raczej nie powinno być większych kłopotów, żeby oni wystartowali. Mamy jednak wielu takich, którzy mają umowy opiewające na dużo większe kwoty i w tych przypadkach jest znacznie trudniej. Rozmowy będą trwać pewnie nawet do ostatnich minut przed ostatecznym terminem podpisywania aneksów, który upływa 7 maja. Mam też wrażenie, że coraz większą rolę będą odgrywać prawnicy, którzy już włączyli się do analizy sytuacji.
– Porozumienie ws. minimalnych stawek zakłada, że żużlowiec otrzyma 200 tysięcy złotych na przygotowanie do sezonu i 2,5 tys. za każdy zdobyty punkt. Czy jest pan z tego zadowolony?
– Wcześniej te stawki minimalne nie były jakoś znacząco większe, bo kwota na przygotowanie do sezonu wynosiła 250 tys., a punktowa pięć tysięcy. Czyli obniżki wynoszą odpowiednio 20 i 50 procent. Generalnie, jestem zadowolony z tego, co udało się osiągnąć. Zresztą w pewnym momencie przerwałem te rozmowy, nie chciałem w nie brnąć. Ważne, że nasza propozycja została w końcu zaakceptowana. Jestem pewien, bo było to mocno forsowane w klubach, że gdyby nie nasze stanowisko, stawki byłyby dużo niższe, np. na poziomie stu tysięcy na przygotowanie i około tysiąca złotych za punkt.
– Od 1 maja otwarte jest okno transferowe, w którym podpisywane będą aneksy do umów, można też będzie jeszcze zmienić klub. Czy spodziewa się pan jakiś ciekawych ruchów kadrowych?
– Klub i żużlowiec mogą się okopać na swoich pozycjach i nie szukać kompromisu. Uważam jednak, że zarówno zawodnicy, jak i kluby chcą, aby ten sezon wreszcie ruszył. Oczywiście sytuacja jest wyjątkowa i kibice zrozumieją decyzje swoich klubów o rezygnacji z jednego czy drugiego żużlowca. Rozmowy na pewno będą trudne, a czym się skończą? Naprawdę nie wiem. Wyobrażam sobie sytuację, że nie zobaczymy kilku zawodników, którzy mieli już zawarte kontrakty.
– Przede wszystkim tych zagranicznych... ?
– Z nimi jest pewien kłopot, ale też i niezrozumienie sytuacji. Oni muszą przebywać w Polsce do końca sezonu. Zakładamy, że w pewnym momencie zniknie obowiązek dwutygodniowej kwarantanny po przekroczeniu granicy. Na razie regulują to przepisy państwowe i podróże żużlowców pomiędzy krajami są praktycznie niemożliwe, ale mam nadzieję, że jeszcze przed startem ekstraligi to się wyjaśni i kwarantanna nie będzie już obowiązkowa. Wtedy można będzie w miarę swobodnie przemieszczać się i stratować także w innych ligach, a przede wszystkim w zawodach cyklu Grand Prix, który ma ruszyć w drugiej połowie roku.
– Mecze na razie będą odbywać się bez kibiców. Jak pana zdaniem wpłynie to na poziom sportowy i przebieg rywalizacji?
– Będzie to wyjątkowa sytuacja. Ja stratowałem przy 50 tysiącach kibiców w Cardiff, ale też na zawodach juniorskich z niewielką liczbą widzów. Może to będzie szansa dla niektórych żużlowców, którzy są "mistrzami treningów", a jak przychodzi do zawodów, to paraliżuje ich presja związana z obecnością kibiców. Teraz różnica pomiędzy meczem a treningiem nie będzie wielka.