Ogłoszona niedawno tymczasowa zmiana przepisów gry w piłkę nożną przeszła w mediach zaskakująco bez echa. Choć zwiększenie liczby dopuszcalnych zmian z trzech do pięciu wydaje się kosmetyczną poprawką, to pogłębi jeszcze przepaść między największymi i najbogatszymi klubami a resztą stawki. Dlatego nie może wejść do futbolu na stałe...
Przypomina on, że całkiem niedawno zezwolono na dodatkową, czwartą zmianę w dogrywce (na przykład w fazach pucharowych dużych turniejów). To logiczny i oczekiwany krok, ale najnowsze przepisy sprawiają, że staje się ona już nie czwartą, a szóstą zmianą. Na przykład w półfinale Ligi Mistrzów trenerzy będą mogli w jednym meczu wpuścić z ławki sześciu rezerwowych. Innymi słowy – zmienić ponad pół drużyny. Albo całą pomoc i atak.
Tyle, że kadra kadrze nierówna, a im mniejszy i biedniejszy klub, tym różnica między pierwszą jedenastką, a resztą składu rośnie. Cox podaje tu przykład Manchesteru City. Pep Guardiola mógłby na przykład zacząć mecz z taką piątką w ofensywie: Raheem Sterling, Kevin De Bruyne, Sergio Aguero, David Silva i Leroy Sane, a w drugiej połowie wpuścić za nich: Riyada Mahreza, Bernardo Silvę, Gabriela Jesusa, Ilkaya Guendogana i Phila Fodena. A w dogrywce zmienić Fernandinho na Rodrgiego.
Niewielu jego ligowych rywali dysponuje porównywalną głębią składu. W tym kontekście jeszcze trudniej o niespodziewane wyrwanie ligowych punktów krezusom z Etihad Stadium.
Dziennikarz "The Athletic" pisze głównie o Premier League, dlatego na niej się skupia, ale przecież w innych ligach rozbieżności kadrowych potencjałów są jeszcze większe.
Trener Barcelony będzie mógł (hipotetycznie, pomijając kwestie kontuzji, kontraktów, taktyki) w jednym meczu zdjąć Messiego, Suareza, Griezmanna, de Jonga, Busquetsa i Pique, a wpuścić Braithwaite'a, Dembele, Rakiticia, Arthura i Umtitiego. Raczej nie ucieszy to szkoleniowców Leganes, Eibaru czy Mallorki, którym przyjdzie się mierzyć z katalońskim gigantem...
Prawdopodobnie ucieszy za to piłkarzy, którzy będą mogli liczyć na więcej regularnych występów. Wielkim klubom łatwiej będzie "składować" (takiego słowa używa Cox) klasowych piłkarzy wzorem City czy PSG, bo będą mogły dawać im nieco więcej minut na boisku. A to uniemożliwi zatrudnianie ich przez biedniejsze teamy.
Trzeba zaznaczyć, że zwiększyła się liczba zmian, ale nie liczba możliwości ich przeprowadzenia. Maksymalnie pięciu rezerwowych będzie można wpuścić w trzech podejściach. Bez wątpienia będziemy więc oglądać więcej potrójnych zmian, które dziś są rzadkością.
Pozwoli to uniknąć "kradzenia czasu" przez wpuszczanie co chwilę kolejnego z pięciu piłkarzy. Ale co jeśli trener dokonał już trzech albo czterech zmian w trzech podejściach (nie planował wpuszczania piątego rezerwowego), ale później jeden z jego piłkarzy doznał kontuzji, która uniemożliwia mu kontynuowanie gry? Zostaje jeszcze jedna zmiana, ale nie ma na nią "slota". Przepis na temat takiej sytuacji głucho milczy...
Wreszcie dochodzimy do kwestii taktycznych. Tak duża liczba zmian może doprowadzić do większej specjalizacji wśród piłkarzy, do kreowania "zadaniowców" o specjalnych profilach. Na przykład: ci o słabszej wytrzymałości, ale bardziej dynamiczni mogą być wpuszczani na ostatnie minuty, by dobić rywali. Autor rzuca hipotetyczny pomysł zmiany obu "wahadłowych" w przerwie na nowych, wypoczętych. Otwiera to zupełnie nowe możliwości, ale i diametralnie zmienia obraz dyscypliny, jaką znamy.
PS. Wiadomo już, że w Polsce dodatkowych zmian nie będzie. Nie zgodził się na to PZPN.