| Lekkoatletyka

Zdzisław Krzyszkowiak, czyli "antytalent". Od paraliżu do złota IO

Zdzisław Krzyszkowiak
Zdzisław Krzyszkowiak specjalizował się w biegu na 3000 metrów z przeszkodami (fot. Getty)
Grzegorz Racinowski

Jako dziecko stracił władzę w nogach, a jego wyzdrowienie sąsiedzi uznali za cud. Ze względu na stan zdrowia, rodzice zabraniali mu startować w zawodach. Mając osiemnaście lat, wymykał się więc na autobus do Olsztyna, gdzie wkrótce i dość nieoczekiwanie rozpoczęła się jego wielka kariera. W czwartek minęło sześćdziesiąt lat, odkąd Zdzisław Krzyszkowiak wywalczył złoty medal podczas igrzysk olimpijskich w Rzymie. Czternaście lat po tym, jak jeden z nauczycieli wychowania fizycznego w Ostródzie nazwał go sportowym antytalentem.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
"Najbrzydszy biegacz świata". Mistrz, który gadał na bieżni

Czytaj też

Emil Zatopek

"Najbrzydszy biegacz świata". Mistrz, który gadał na bieżni

Rzymskie igrzyska trwały już dziesięć dni a nastroje w polskiej ekipie były ambiwalentne. Biało-czerwoni wywalczyli wprawdzie pięć medali, lecz ani jednego z najcenniejszego kruszcu. Najbliżej tego wyczynu były panie: Jarosława Jóźwiakowska (skok wzwyż) oraz Elżbieta Krzesińska (skok w dal), które ostatecznie zadowoliły się niższym, drugim stopniem podium. Pozostał niedosyt, ale też zrozumienie.

Sześćdziesiąt lat temu Polacy doskonali wiedzieli bowiem, jak wielką wartość ma złoto IO. Chociaż reprezentacja naszego kraju miała za sobą siedem występów w igrzyskach (z Rzymem osiem), mogła pochwalić się zaledwie piątką mistrzów olimpijskich! Zacne grono stanowili: Halina Konopacka (Amsterdam 1928), Janusz Kusociński i Stanisława Walasiewicz (oboje Los Angeles 1932) oraz "powojenni": bokser Zygmunt Chychła (Helsinki 1952) oraz wspomniana Krzesińska (Melbourne 1956).

Trzeciego września 1960 roku dziennikarze liczyli, że miejsce numer sześć, na prestiżowej liście, zajmie Zdzisław Krzyszkowiak. Prasa nie bez przyczyny porównywała go do Janusza Kusocińskiego. "Krzyś", tak jak "Kusy", zdążył zapisać się w historii polskiego sportu. Nie miał co prawda olimpijskiego triumfu, lecz dwa lata wcześniej, podczas mistrzostw Europy w Sztokholmie, wygrał rywalizację na 5000 i 10 000 metrów, za co otrzymał tytuł "Sportowca Roku" w plebiscycie "Przeglądu Sportowego". Ponadto, 26 czerwca 1960 roku, a więc tuż przed rzymskimi igrzyskami, w spektakularny sposób, odpierając ataki radzieckiej koalicji biegaczy, pobił rekord świata w biegu na 3000 metrów z przeszkodami (8:31,4 sek.).

Stawiało to Krzyszkowiaka w roli faworyta na tym dystansie. Początek lekkoatletycznej rywalizacji na Stadio Olimpico przebiegł jednak pod znakiem porażek kilku faworytów. Najgłośniejszym echem odbiła się sprawa Johna Thomasa. Czarnoskóry Amerykanin, który kilka miesięcy wcześniej również ustanowił rekord świata, skacząc wzwyż 2,17 m., w Rzymie był dopiero trzeci, co przyjęto jako największą sensację imprezy.

Jego przypadek napełniał Krzyszkowiaka niepokojem. Nie miał także dobrych doświadczeń na olimpijskich arenach. Chociaż był czołowym biegaczem, z życiówką oscylującą wokół rekordu Polski, trenerzy nie znaleźli dla niego miejsca na igrzyska w Helsinkach w 1952 roku. Z mistrzostw Europy w 1954 roku wyeliminowała go natomiast kontuzja, co było tym boleśniejsze, że razem z Jerzym Chromikiem uzyskiwał najlepsze rezultaty na kontynencie. Później przyszło jednak Melbourne, gdzie początkowo wydawało się, że limit pecha został w końcu wyczerpany.

"Najbrzydszy biegacz świata". Mistrz, który gadał na bieżni

Czytaj też

Emil Zatopek

"Najbrzydszy biegacz świata". Mistrz, który gadał na bieżni

Zdzisław Krzyszkowiak
Zdzisław Krzyszkowiak specjalizował się w biegu na 3000 metrów z przeszkodami (fot. Getty)

Zawodnik bydgoskiego Zawiszy wszedł do finałów na 10 000 m i 3000 m z przeszkodami. Liczył na dwa medale, lecz został z niczym. Feralny dla Krzyszkowiaka okazał się bieg na 10 kilometrów, w którym przekroczył linię mety jako czwarty, mając na trasie upadek. Dodatkowo, Władimir Kuc, podczas przyjmowania gratulacji, przypadkowo nadepnął kolcem na jego stopę. Tragedii dopełniła sytuacja z kolejnego dnia, gdy... pogryzł go pies.Koincydencja tych zdarzeń sprawiła, że Polak zrezygnował ze startu w drugim finale.

Stało się niemal dokładnie tak, jak w przypadku Janusza Kusocińskiego, którego kontuzja wyeliminowała ze startu w igrzyskach olimpijskich w Berlinie. To kolejne podobieństwo, które zaobserwowali dziennikarze. Paradoksalnie, Krzyszkowiaka podtrzymywało to na duchu. Doskonale znał historię "Kusego". Wiedział więc, że mimo wielu przeciwności losu i urazów, jego wielki poprzednik zdołał bowiem stanąć na najwyższym, olimpijskim podium.

A skoro łączyło ich tak wiele, to w tym aspekcie też musieli być sobie równi.

Odbudować i odżywić po wojnie


"Naszła mnie myśl wyprowadzenia nie tylko biegaczy, ale i wszystkich lekkoatletów w plener, zamknięcie ich w szerokiej karkonoskiej kotlinie – klasztorze, którego jedyną regułą byłby ruch: dużo biegania w rozległych terenach. Łagodnych i urozmaiconych. Aby nie męczyły, a jednocześnie nie nużyły. Wprost przeciwnie, zmuszały do aktywności ruchowej, do przystosowania się do różnorodnych ścieżek, spadków i podbiegów. Śniegu ciężkiego i sypkiego. Płytkiego i takiego, w którym zapada się po kolana" –zapisał w jednej ze swoich książek Jan Mulak.

Szkoleniowiec, w zgodnej opinii uchodzący za twórcę Wunderteamu, w każdej publikacji akcentował przywiązanie do Karkonoszy.

– Odbudowując polską lekkoatletykę po wojnie, musimy zaznaczyć ich rolę. Bardzo dużo zawdzięczamy tym górom, tak samo jak w późniejszym czasie Zakopanemu oraz Wałczowi i Spale – mówił legendarny szkoleniowiec.

To właśnie tam wykuwały się późniejsze sukcesy lekkoatletów. Rola obozów kadry narodowej była (i wciąż wydaje się) nieoceniona. W latach 40. XX wieku Mulak szybko zaobserwował, że nadrobienie strat i doprowadzenie do wyrównania poziomu z najlepszymi sportowcami Europy jest możliwe jedynie dzięki zgrupowaniu w jednym miejscu zdolnych jednostek z całego, wyniszczonego kraju.

Zdzisław Krzyszkowiak
Zdzisław Krzyszkowiak podczas igrzysk olimpijskich (fot. Getty)

Tak też uczynił, mając niemal całkowitą kontrolę nad przyszłymi mistrzami Europy i medalistami olimpijskimi. Gdy jednak trafiali do Mulaka i jego współpracowników, często byli zabiedzonymi młodzieńcami w pocerowanych ubraniach. Dlatego też, do głównych zadań kadry szkoleniowej należało nie tyle wytrenowanie, ale przede wszystkim odbudowanie ich, po trudach II wojny światowej, pod względem psychicznym oraz fizycznym.

– W moich czasach w domach najczęściej się nie przelewało. A na obozie można było się najeść! – Marian Kasprzyk tak wspominał na łamach "Przeglądu Sportowego".

Wprawdzie to słowa boksera, ale tak samo było w przypadku lekkoatletów, których trenerzy grupowali w jednym miejscu nawet przez ponad dwieście dni w roku. Dzięki temu mogli nie tylko monitorować ich treningi, ale też nauczyć właściwego podejścia do sportu i odpowiednio odżywić, w czym pomagały spore przydziały… cukru.

Było to szczególnie ważne, zważywszy, że wielu młodych lekkoatletów pochodziło z ubogich rodzin robotniczych lub wiejskich. Sport stanowił dla nich jedną z niewielu możliwości zmiany statutu społecznego. W smutnych realiach Polski lat 50. XX wieku, tylko sukces pozwalał im utrzymać dotychczasowe "przywileje".

Rodzice nie godzili się na sport


Nie inaczej było w przypadku Krzyszkowiaka, który od najmłodszych lat wiedział, co w jego życiu może zmienić sport. W okresie szkolnym garnął się więc do wszelkiej aktywności fizycznej, czyniąc to, mimo wyraźnego braku… predyspozycji.

"Należałem do Szkolnego Koła Sportowego "Drwęca" przy średniej szkole. Pierwsze zawody wypadły jednak słabo i nauczyciel powiedział: "Chłopcze, nie potrafisz wykonać żadnego ćwiczenia gimnastycznego. Słabo, pod każdym względem słabo. Co z ciebie wyrośnie?". Byłem przerażony i zawiedziony, kiedy tak powiedział. Coś we mnie jednak drgnęło. Pomyślałem: Jeżeli ruchowo jestem tak słaby, to w sporcie nie mam żadnych szans. Ale przecież mam w sobie siłę i energię. Gdzie i w czym ją wyładować? Jak udowodnić profesorowi, że się myli i źle mnie ocenił? Zdałem sobie sprawę, że to nie tak, że ze mną nie jest aż tak źle" – zapisał we wspomnieniach z 1998 roku.

Po wojnie rodzina przeniosła się z Wielichowa koło Kościana do Ostródy. Krzyszkowiak miał już siedemnaście lat, a pięć naznaczonych głodem. Po tym jak Niemcy wywieźli ojca i siostrę na roboty w głąb Rzeszy, wyżywienie trójki dzieci spadło na barki matki. Ledwo wiązała koniec z końcem, więc młody Zdzisław bardzo szybko trafił do pracy na dziesięciohektarowych gospodarstwie bauera.

– Było to dla mnie ciężką szkołą życia – przyznawał. – Byłem dwunastoletnim dzieckiem, a pracowałem jak dorosły przy wszystkich zajęciach w polu, przy zwierzętach, w zagrodzie. Często spałem po trzy, cztery godziny na dobę.

Trudna, fizyczna praca ukształtowała tak charakter, że ćwiczenia kilka lat później na karkonoskich szlakach, nie wydawały się tak żmudnym zajęciem. Zanim jednak trafił do Mulaka, musiał zostać "odkryty". Stało się to jesienią 1949 roku, podczas biegu o puchar "Życia Olsztyńskiego".

Oddajmy głos zainteresowanemu:

"Pojechałem na własny koszt i zapisałem się do biegu. W starych pożyczonych tenisówkach, w niereprezentacyjnych dresach wyglądałem jak kopciuszek. Biegłem ulicami miasta za plecami wszystkich. Bałem się wyprzedzać z obawy, że zabłądzę. Bolały mnie stopy, a pod moimi miękkimi tenisówkami czułem kamienie. Nie miałem pojęcia o taktyce. Po raz pierwszy uczestniczyłem w takim biegu, w zawodach o randze wojewódzkiej i zastanawiałem się: kiedy finiszować? Miałem jeszcze sporo sił, ale ciągle nie wyprzedzałem dwóch pierwszych zawodników. Bałem się, że nie trafię do mety".

Zdzisław Krzyszkowiak (fot. PAP)
Zdzisław Krzyszkowiak (fot. PAP)

Bieg ukończył na trzecim miejscu, po czym wrócił do Ostródy i niezauważony wszedł do domu. Z radością przyjął, że nikt z domowników nie zauważył całodniowej nieobecności. Obawiając się pytań, dokładnie schował dyplom, który wręczyli mu organizatorzy.

– Rodzice w żaden sposób nie godzili się na mój udział w jakichkolwiek zawodach. Byłem ich zdaniem na sportowca za słaby – tłumaczył zachowanie późniejszy mistrz olimpijski.

Dwukrotny mistrz Europy


Prawdopodobnie rodzicami powodowała obawa o zdrowie syna. Jeszcze przed wojną mały Zdzisiu przeszedł wszystkie choroby, na jakie może cierpieć dziecko. Jako trzylatek zapadł na dur brzuszny, którego wyleczenie miejscowi uznali za cud. Następnie, na skutek krzywicy, na kilka tygodni przestał chodzić, tracąc pamięć i mając problemy z mową. Jeśli dodać do tego głód wojenny i codzienną, ciężką pracę, mamy obraz wyniszczonego organizmu, który nie miał prawa rywalizować ze zdrowymi i wysportowanymi biegaczami.

Krzyszkowiak zadał temu kłam krótko po ukończeniu pełnoletniości, podczas Biegów Narodowych, na które w 1950 roku udał się w tajemnicy przed najbliższymi. W mistrzostwach Olsztyna wystartował w biegu na 5 000 metrów. Mimo bólu krwawiących stóp, ze sporą przewagą wygrał z bardziej znanymi w mieście rywalami.

"Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu uzyskałem też najlepszy tegoroczny wynik w Polsce, co wywołało konsternację i niedowierzanie. "To niemożliwe!", mówili trenerzy i działacze: "Jakiś Florek z zapadłej dziury przyjechał i uzyskał najlepszy wynik w kraju" – wspominał w książce "Niezapomniane przeżycia".

Gdy stało się jasne, że przebiegł regulaminową liczbę okrążeń i o pomyłce nie może być mowy, 21-latek trafił do centralnego szkolenia, rozpoczynając właściwy etap sportowej kariery. Właśnie wtedy pod opiekę wziął go Jan Mulak. Twórca Wunderteamu zaaplikował podopiecznemu trening podobny do tego, jaki przed wojną miał legendarny Kusociński.

Ambitny Krzyszkowiak miał w reprezentacji świetnych partnerów do treningu: Kazimierza Zimnego i Jerzego Chromika, z którym rywalizował w wyścigach po rekordy świata. Dwójka ta była twarzami Wunderteamu, jak polskich lekkoatletów w końcówce lat 50. XX wieku nazwali niemieccy dziennikarze.

Swoista praca u podstaw podczas górskich obozów sprawiła, że Polacy stali się jedną z najlepszych europejskich reprezentacji. W latach 1955–58 drużyna wygrała piętnaście meczów międzypaństwowych z rzędu, rozsławiając rodzimą królową sportu na całym globie. Zwieńczeniem pięknej drogi był mecz ze Stanami Zjednoczonymi na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie (wprawdzie przegrany, lecz ukazujący, że Polskę stać na walkę nawet z największym sportowym mocarstwem) oraz mistrzostwa Europy w 1958 roku.

W Sztokholmie, gdzie była ta rywalizacja, Polska zdobyła dwanaście medali. Na jej dorobek złożyło się osiem złotych, dwa srebrne i dwa brązowe, co dało nam drugie miejsce w klasyfikacji (za ZSRR mającym bilans 11-15-9).

W stolicy Szwecji, na pierwszy plan wyszli przede wszystkim przedstawiciele konkurencji technicznych: dyskobol Edmund Piątkowski, młociarz Tadeusz Rut, oszczepnik Janusz Sidło i trójskoczek Józef Schmidt oraz średnio- i długodystansowcy: Chromik, Zimny i Krzyszkowiak<, który zwyciężył na dystansie 5 000 i 10 000 metrów.

Pechowy fenomen


Mając to na uwadze nie dziwi, że komentatorzy liczyli w Rzymie właśnie na lekkoatletów i Krzyszkowiaka. "Krzyś" miał nawiązać w Italii do sukcesów "Kusego" . I nie zawiódł. Bez problemów wszedł do dziewięcioosobowego finału biegu na 3000 metrów z przeszkodami, który był 3 września 1960 roku. Chociaż ostatnie okrążenie zaczynał za plecami Sokołowa, to zdołał wyprzedzić Rosjanina jeszcze przed pokonaniem ostatniej przeszkody.

– Mija błyskawicznie przeciwnika, aby jako pierwszy przeskoczyć nad płotem, Od razu ma dwa metry przewagi! Sokołow jakby stanął w miejscu. Zupełnie załamał się. Cztery metry przewagi. Na trybunach wzmagający się grzmot oklasków. Jeszcze rów z wodą. Płynny podbieg… Tym razem wszystko było rytmiczne, odbicie i daleki skok. Ani kropla nie trysnęła spod pantofli. Sokołow o dziesięć metrów w tyle. Finisz Krzyszkowiaka nabiera jeszcze większego rozpędu. Przewaga wzrasta. Już siedemnaście metrów. Trudno opisać, co dzieje się na trybunach wśród Polaków. Krzyszkowiak jest już na ostatniej prostej. Teraz dopiero ogląda się. Sprawdza, jak daleko został Rosjanin. Uznaje, że dystans jest wystarczający, więc lekko zwalnia. Tak dobiega do mety. Swobodnym, zupełnie rozluźnionym krokiem – relacjonował Bohdan Tomaszewski, akcentując pięknie i poetycko trudną drogę, jaką do olimpijskiego zwycięstwa przeszedł 31-latek.

Rok 2002. Jerzy Kulej i Zdzisław Krzyszkowiak (fot. PAP)
Rok 2002. Jerzy Kulej i Zdzisław Krzyszkowiak (fot. PAP)

Wyliczenie wszystkich kontuzji i zmarnowanych szans mogłoby stanowić osobny tekst. Zdaniem ówczesnych, gdyby nie urazy, Krzyszkowiak mógłby zostać największym biegaczem swoich czasów. Gdy dopisywało mu zdrowie, to pokonywał nie tylko Chromika (ich rywalizacja zakończyła się niejako rok później w Wałczu, gdy mistrz z Rzymu poprawił rekord świata na 8:30,4 sek.), ale też znakomitego Emila Zatopka.

– "Krzysia". nazywano fenomenem bieżni, fenomenem długich dystansów. Największe sukcesy odnosił w biegu z przeszkodami. Kochał tę konkurencję i... panicznie się jej bał. Źródeł obaw trzeba szukać w Melbourne, w biegu, w którym Jones popchnął go tak mocno, że rąbnął o żużel i dotkliwie się potłukł. Ten strach przed kontuzją pozostał. I dawał znać o sobie w najdziwniejszych, nieprzewidzianych momentach – twierdzili Jan Lis i Bohdan Tuszyński, przedstawiając na to dowody w książce "Rekordy w plecaku".

Można w niej przeczytać o obiciu śródstopia podczas meczu z RFN w 1957 roku oraz o uderzeniu nogą w płot, gdy rok później, podczas meczu z Amerykanami, walczył z Chromikiem o rekord świata. Dotykały go problemy nie tylko sportowe. Wracając z tourne po Skandynawii, w samolocie zepsuły się dwa silniki. Podczas awaryjnego lądowania Krzyszkowiak doznał szoku, a w szpitalu stwierdzono jeszcze groźne zapalenie płuc, które przywiązało go do łóżka na sześć tygodni.

Mało? W 1962 r., pod koniec kariery, podczas zawodów w Frankfurcie nad Menem upadł w rowie z wodą i stadion opuścił na noszach. W tym samym roku zakończył mistrzostwa Europy w Belgradzie już na etapie eliminacji. Paradoksalnie, nic mu wówczas nie dolegało. Nadszedł jedynie czas, który czeka każdego wielkiego biegacza. Po ME Krzyszkowiak zakończył karierę. Stało się to dokładnie dwa lata po triumfie, który uczynił go nieśmiertelnym.

Czekając na Szmidta


Trzeci września 1960 roku był dla Polaków radosny nie tylko ze względu na złoto Krzyszkowiaka. W tamtą sobotę reprezentacja kraju wzbogaciła się o sześć medali, w tym pięć brązowych.

Na najniższym stopniu podium w konkursie rzutu młotem stanął Tadeusz Rut. Na trzecim miejscu rywalizację wioślarzy zakończył Teodor Kocerka, zaś brązowe medale w hali bokserskiej wywalczyli Brunon Bendig (waga kogucia), Marian Kasprzyk (lekkopółśrednia) i Leszek Drogosz (półśrednia). Tym samym Polska poprawiła wynik sprzed czterech lat, gdy z Melbourne przywiozła dziewięć medali.

Igrzyska miały trwać jeszcze przez tydzień. Zwycięstwo Krzyszkowiaka, które sprawiło, że w stolicy Italii, po raz pierwszy rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, rozbudziło apetyty kibiców i nadzieje, że Rzym może stać się dla polskiego sportu legendarnym miejscem.

Dwa dni po triumfie "Krzysia", w olimpijskich finałach miało powalczyć aż czterech polskich bokserów. Ponadto, 6 września, na lekkoatletycznym stadionie, oczekiwano popisu nowego rekordzisty świata w trójskoku, Józefa Szmidta. Ale o nim przy innej okazji…

Zobacz też
Ukrainka mistrzynią w chodzie
Katarzyna Zdziebło (fot. PAP)

Ukrainka mistrzynią w chodzie

| Lekkoatletyka 
Padł kolejny lekkoatletyczny rekord świata!
Massimo Stano to mistrz świata w chodzie na 35 kilometrów (fot. Getty Images)

Padł kolejny lekkoatletyczny rekord świata!

| Lekkoatletyka 
Mityng w Atlancie: najlepszy wynik w roku w biegu na 100 metrów
Akani Simbine (fot. Getty Images)

Mityng w Atlancie: najlepszy wynik w roku w biegu na 100 metrów

| Lekkoatletyka 
Rekord mityngu w biegu Bukowieckiej! Świetny finisz Polki [WIDEO]
(fot. Getty Images)

Rekord mityngu w biegu Bukowieckiej! Świetny finisz Polki [WIDEO]

| Lekkoatletyka 
Polka jedzie rozliczyć się z elitą. "Wolałabym nie być chamką"
Weronika Lizakowska (fot. Getty)
tylko u nas

Polka jedzie rozliczyć się z elitą. "Wolałabym nie być chamką"

| Lekkoatletyka 
Polski lider sprintu powrócił. Celuje w 9.99 sekundy
Dominik Kopeć (pierwszy od lewej – fot. Getty)

Polski lider sprintu powrócił. Celuje w 9.99 sekundy

| Lekkoatletyka 
Wszystkie oczy na królową. Bukowiecka znów na starcie
Natalia Bukowiecka na olimpijskim podium w Paryżu (fot. PAP)
polecamy

Wszystkie oczy na królową. Bukowiecka znów na starcie

| Lekkoatletyka 
Święty-Ersetic złamała granicę! Pobiegła najszybciej w karierze
Justyna Święty-Ersetic (fot. PAP)

Święty-Ersetic złamała granicę! Pobiegła najszybciej w karierze

| Lekkoatletyka 
Ukraińska lekkoatletka zawieszona za doping
Maryna Bech-Romanczuk (fot. Getty Images)

Ukraińska lekkoatletka zawieszona za doping

| Lekkoatletyka 
Świetne wyniki młodych tyczkarzy na zawodach Monika Pyrek Tour
W Szczecinie odbyły się pierwsze tegoroczne zawody z cyklu Monika Pyrek Tour (fot. biuro prasowe/Fundacja Moniki Pyrek)

Świetne wyniki młodych tyczkarzy na zawodach Monika Pyrek Tour

| Lekkoatletyka 
Polecane
Najnowsze
Chojniczanka – Wieczysta Kraków. Betclic 2 Liga [MECZ]
Chojniczanka – Wieczysta Kraków. Betclic 2 Liga [MECZ]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Chojniczanka – Wieczysta Kraków. Betclic 2 Liga, 31. kolejka. Transmisja online na żywo w TVP Sport (18.05.2025)
Trener Lecha po remisie: to był najtrudniejszy mecz w sezonie
Niels Frederiksen (fot. PAP)
Trener Lecha po remisie: to był najtrudniejszy mecz w sezonie
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Przerwana seria lidera rankingu! Rzym ma nowego króla
Carlos Alcaraz (fot. Getty)
Przerwana seria lidera rankingu! Rzym ma nowego króla
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Dwa zespoły z awansem, Wieczysta w barażach. Zobacz tabelę 2. ligi
Tabela Betclic 2 ligi 2024/25 [aktualizacja 18.05.2025]
Dwa zespoły z awansem, Wieczysta w barażach. Zobacz tabelę 2. ligi
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Jeden mecz, dwa awanse! Znamy beniaminków Betclic 1 Ligi
Piłkarze Pogoni (fot. Pogoń Grodzisk Mazowiecki)
Jeden mecz, dwa awanse! Znamy beniaminków Betclic 1 Ligi
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Zobacz tabelę La Liga przed ostatnią kolejką
Tabela La Liga 2024/25. Na którym miejscu FC Barcelona Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego? [AKTUALIZACJA]
Zobacz tabelę La Liga przed ostatnią kolejką
| Piłka nożna / Hiszpania 
Bednarek opuścił mecz ligowy. Trener zdradził powód
Jan Bednarek (fot. Getty Images)
Bednarek opuścił mecz ligowy. Trener zdradził powód
| Piłka nożna / Anglia 
Do góry