Mogłem zostać dłużej, podpisać trzecią umowę. Wtedy nie chciałem. Patrząc przez pryzmat czasu, uważam, że popełniłem błąd – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Tomasz Kuszczak. W latach 2006-2012 grał w Manchesterze United, z którym czterokrotnie zwyciężał w Premier League, a w 2008 roku wygrał Ligę Mistrzów.
CZYTAJ TEŻ: Był jak yeti, jest gwiazdą. "Treningi u Nawałki..."
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Co się z panem dzieje? Jeszcze Anglia czy już Polska?
Tomasz Kuszczak: – Jestem w Trójmieście. Kilka dni temu sprowadziłem się do Gdańska. Można powiedzieć, że od 3 września znów mieszkam w Polsce.
– Przeprowadzka na początku września, czyli jeszcze w okienku transferowym. Czy to pożegnanie z Anglią?
– W tym roku okienko się przesunęło! Nie, tak na to nie patrzę. Tym razem to transfer nie piłkarski, a życiowy. Nie zamykam żadnych etapów. Na pewno dużo mnie wiąże z Anglią. Znajomi, przyjaciele, miejsce zamieszkania. Na razie to taka próba. Patrzę przede wszystkim na rodzinę. Chcę zobaczyć, jak dzieci i kobieta zaaklimatyzują się w Polsce, bo nigdy tu nie mieszkali. Jak dotąd bardzo im się podoba. Jeśli wszystko będzie w porządku, to chciałbym tu trochę pomieszkać. Prawie szesnaście lat przebywałem za granicą i tęskniłem za krajem. Mam tu dużo przyjaciół, a Polska zmieniła się na lepsze. Zobaczymy, co przyniesie czas. Ale jak mówiłem, Anglia to też część mnie, mam stamtąd wiele wspomnień. To wciąż otwarty rozdział.
– Krążyła taka anegdota. Podczas jednego z przyjęć został pan przedstawiony polskiej hrabinie. "To bramkarz Manchesteru United, Tomasz Kuszczak". Powiedziała "jak można się tak nazywać?!" Po latach ktoś tam nauczył się wymawiać "Kuszczak"?
– Myślę, że nie! I chyba się nie nauczą. To kombinacja z wyższej półki. Jak było, tak jest. Utarł się pewien sposób wymawiania. Miałem ksywkę "Kjusak" i tak zostało.
– Ma pan za sobą studia dziennikarskie. Praktyka po obu stronach mikrofonu, to już pewnie obędzie się bez zaskoczeń w wywiadach.
– Nie, to nie ma znaczenia. Przez wiele lat zebrałem spore doświadczenie, jeśli chodzi o ich udzielanie. Myślę, że fundamentalną sprawą każdej rozmowy jest autoryzacja. Tego się bardzo szybko nauczyłem. Czasami coś może być źle zinterpretowane i takie sytuacje zdarzały mi się w karierze. Ktoś nie zrozumiał czegoś i miałem z tego powodu pewne przykrości. A udzielanie wywiadów jest bardzo proste. Zawsze staram się być w nich szczery, mówić prosto z serca. Studia tego nie nauczą.
– Mówimy o pierwszych miesiącach po meczu z Kolumbią?
– Piłka nożna to sport błędów. I te błędy zawsze się zdarzają. Czym wyżej się lata, tym bardziej można oberwać. U mnie tak było. To był bardzo gorący czas w karierze. Przytrafiła się wpadka w oficjalnym meczu przed wielkim transferem. Na pewno ta bramka poszła w świat, ale cała sytuacja dużo mnie nauczyła. Wyciągnąłem wnioski. A jeśli chodzi o dziennikarzy, to jak najbardziej. Są momenty glorii, chwały i są takie, kiedy przychodzi krytyka. Ale krytyka to część życia. Tak samo jak błędy. Zawsze miałem do tego uczciwe podejście. Uważałem, że po dobrych meczach trzeba chwalić, a po słabszych występach, a te się zdarzały, należy skrytykować. To też mnie motywowało.
– Drugi bramkarz musi mieć chyba wiele pokory. Z jednej strony musiał pan dobrze życzyć Edwinowi van der Sarowi, a z drugiej liczyć, że w końcu ta szansa przyjdzie.
– Największe kluby na świecie mają dwóch albo nawet trzech dobrych bramkarzy. Tak jest na każdej pozycji, ale mówimy o tej bardzo specyficznej. Trenerzy rzadko decydują się na zmiany. Wiemy nie od dziś, że stabilizacja "z tyłu" jest bardzo ważna, ma ogromny wpływ na postawę zespołu. Trzeba być przygotowanym, umieć się zmotywować. Zawsze stawiano mi pytanie "czy warto być rezerwowym w najlepszym klubie świata? Czy lepiej być bramkarzem numer jeden w słabszym?" Myślę, że to indywidualna decyzja. Padało też w moim kierunku sporo zarzutów, że mogłem więcej osiągnąć, że mogłem grać, a nie siedzieć na ławce. Ja nigdy tak do tego nie podchodziłem.
– Tylko dlatego, że to Manchester United?
– Dla mnie siedzenie na ławce nigdy nie było fajne, ale przechodząc do tego klubu, spełniłem marzenia. Osiągnąłem wyżyny. Gdybym był w innym zespole i nie grał przez taki czas, to na pewno nie wytrwałbym równie długo. Ale Manchester od zawsze był w moim sercu i dlatego zdecydowałem się, że zostanę rywalizować, walczyć o skład.
– Czy w dzieciństwie na ścianach wisiały plakaty Davida Beckhama czy Jaapa Stama?
– Bardziej Petera Schmeichela! Wielokrotnie podkreślałem, że wychowywałem się na Manchesterze United. Wiadomo, wtedy był inny przekaz niż dzisiaj. Ale wszystkie anegdotki, plakaty, jak się dało, to i mecze oglądałem. Byłem wielkim fanem Petera Schmeichela, całego klubu. Dla mnie, chłopaka, Manchester United był motywacją. Wtedy nawet nie marzyłem, że mógłbym tam kiedyś zagrać. Ja marzyłem o Śląsku Wrocław. Stamtąd pochodzę, tam się wychowałem, to był mój pierwszy klub i chodząc na mecze, wtedy pierwszo- czy drugoligowca, chciałem kiedyś być w WKS-ie.
Zaufał mi legendarny trener, bo żeby zbudować taką historię jak Sir Alex, trzeba poświęcić całe życie. To jest dla mnie najważniejsze. A to, że ktoś nie wspomni o mnie i uważa, że nie wygrałem tej Ligi Mistrzów, bo nie wystąpiłem w finale czy półfinale, to już jego sprawa. Mam medal i wspomnienia.
– W Śląsku pan nie zagrał, a w Manchesterze tak.
– Teraz można sobie wyobrazić, co czuje ktoś, kto spełnia marzenia. W życiu zasady są czasami ważniejsze niż cokolwiek innego. I dlatego byłem tam tak długo.
– Szybki wyjazd z Wrocławia do Niemiec to był początek pościgu za marzeniami?
– Wtedy jeszcze tak nie myślałem. Traktowałem to jako przygodę i szansę. Jako chłopak miałem okazję pojechać ze Śląskiem na parę turniejów młodzieżowych do Niemiec. Wówczas była bardzo duża różnica, jeśli chodzi o poziom zaplecza treningowego, właściwie wszystkiego. Te wyjazdy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. I przeszła mi przez głowę myśl, że fajnie byłoby spróbować pograć w takich klubach.
– Od myśli do wyjazdu jest długa droga...
– Miałem szczęście, bo właściciele Śląska Wrocław mieli dużo interesów związanych z Niemcami i nadarzyła się okazja wyjazdu, którą wykorzystałem. Jak to chłopak, miałem ochotę i chęci podbijać świat, zobaczyć coś więcej. Teraz wiemy, że to był przystanek, a wtedy patrzyłem na to jak na kolejny etap. Teraz łatwiej wyjechać. Kiedy ktoś się wyróżnia w grupach młodzieżowych, to dostaje ileś ofert od zagranicznych klubów. W moich czasach walczyło się o to i mało kto dostawał szansę wyjazdu. Dziś może to brzmieć trochę śmiesznie, ale wtedy było to coś wyjątkowego.
– Tam nauczyli bronić? Stałem też na bramce w drużynach młodzieżowych Śląska. "Bramkarz do bramki" i nikt o technice nie myślał.
– Tak. Od małego miałem predyspozycje bramkarskie. Chodzenie po dachach, drzewach! Na pewno ten brak lęku dał się zauważyć już wtedy. Trafiłem w Śląsku na bardzo dobrego trenera, Janusza Jedynaka. Pierwsze kroki stawiałem pod okiem Edwarda Hołówki. Bardzo mi pomógł. To nieznane postacie albo znane tylko w wąskim środowisku, a mieli ogromny wpływ na rozwój mojej kariery. Jeszcze trener Masztalerz, później Jedynak... Już wtedy dużo mnie nauczyli, jeśli chodzi o bronienie, gimnastykę i inne, konieczne elementy.
– Ale to Niemcy słyną ze szkolenia bramkarzy. W końcu wzięli pana w obroty.
– Kolejne, bardzo ważne szlify, może nie ostatnie, bo uczyłem się cały czas, zdobyłem w Hercie Berlin u Envera Maricia. Jego doświadczenie, wspaniała kariera, zrozumienie gry bramkarza... Trafiłem idealnie, na trenera, który wiele mi pokazał. A efekty było widać w Anglii. Szybko wszedłem do gry w Premier League, transfer do Manchesteru United po jednym sezonie. Rzadko się to zdarza. Zawsze powtarzam młodym, uczyć można się od każdego trenera, nieważne w jakiej lidze i na jakim poziomie. Mądry piłkarz, w ogóle mądry człowiek, potrafi wyciągnąć to, co najlepsze, od każdego. I sądzę, że wtedy to robiłem.
– Czy bramkarz musi być wariatem?
– Nie musi. Na pewno nie. Owszem, to specyficzna pozycja. Są też utarte powiedzenia. A przecież to normalna osoba... Może inaczej. W naturze człowieka nie jest rzucanie się pod kogoś nogi. Może stąd takie głosy. Bez wątpienia, trzeba być odważnym, wytrwałym, odpornym na krytykę, bardzo zmotywowanym. To trudna pozycja. Można powiedzieć, bardzo indywidualna. Zawsze powtarzałem, że nie ma jedenastu piłkarzy, jest dziesięciu i bramkarz. To powiedzenie "wariat" należy wziąć w cudzysłów. Bramkarze są nieco inni, ale wszystkie kontaktowe dyscypliny można traktować jako po części ekstremalne. Moim zdaniem jest sporo takich, w których sportowców łatwiej dałoby się nazywać wariatami.
– A Van der Sar był ostoją spokoju czy miał pierwiastek wariactwa?
– To bardzo spokojny człowiek, inteligentny. Ale poznałem go w dojrzałym wieku, miał już 35 lat. Był opanowanym ojcem rodziny, bardzo doświadczonym facetem. To widać też teraz, bo świetnie sobie radzi jako jeden z dyrektorów w Ajaksie. A w czasach, kiedy grał, to świetny bramkarz, po prostu legenda, co tu dużo mówić.
– 21 maja 2008 roku w Moskwie. Wszyscy piłkarze Chelsea strzelali rzuty karne w jeden róg. Przed kolejką Nicolasa Anelki, van der Sar pokazał ręką ten kierunek. Francuz strzelił w drugi, a Edwin obronił. Szachy?
– Bramkarze mają różne sposoby, żeby zdekoncentrować strzelającego. Czasami to działa, czasami nie. Wtedy presja była tak olbrzymia, że mogło to pomóc Edwinowi. Bardzo dobrze bronił rzuty karne, wielokrotnie "odbijał jedenastki" w ważnych meczach. Słynął z tego. Bardzo się cieszę, że pokazał Anelce i że on tak strzelił!
– I wygraliście. A potem wymieniają polskich triumfatorów Ligi Mistrzów, są Zbigniew Boniek, Józef Młynarczyk, Jerzy Dudek, teraz Robert Lewandowski, a Tomasza Kuszczaka brakuje. Zapominają. Wtedy robi się chyba przykro?
– No tak... Czy ja wiem? Ja nie zapomniałem, rodzina i przyjaciele też nie zapomnieli. Wiadomo, każdy z nas o czymś czasem zapomni. Ale to nie jest dla mnie najważniejsze, żeby na każdym kroku to powtarzano. Są kibice, którzy wiedzą, że miałem wkład w ten sukces, choć w finale nie grałem. Niestety, tak to wygląda w piłce. Można zagrać dziesięć meczów do finału i nikt o tym nie pamięta, a zagrać w finale i wszyscy zapamiętają. Każdy chce wystąpić w finale, ale mi nie było dane. Tak zdecydował trener. Edwin bronił wyśmienicie w tamtym sezonie. W ogóle, świetnie się spisywał przez tych sześć lat. Brak moich występów wynikał z tego, że konkurowałem wtedy z najlepszym bramkarzem na świecie. Jego kariera była tak naprawdę bogata we wszystko. Parę razy grał w finale Ligi Mistrzów, zdobył wiele trofeów, występował w różnych ligach. Trafiając na takiego konkurenta, musiałem się zadowolić pozycją numer dwa. Tak się czasami układa kariera. Nie tylko umiejętności, ale też czas, przypadek, trochę szczęścia, trenerzy na jakich trafiamy – to wszystko jest bardzo ważne. Byłem dumny, że grałem w tamtym zespole. Z ulicy tam nie trafiłem.
– Cztery mistrzostwa Anglii, wygrana Liga Mistrzów w wymarzonym klubie. Jak w bajce.
– Współtworzyłem jedną z najlepszych drużyn w historii Manchesteru United. Multum medali, trofeów, wspaniałe wspomnienia. Pięknie być częścią takiego zespołu. Nie słodząc sobie, kiedy tylko dostawałem szansę, zawsze ją wykorzystywałem. Sir Alex Ferguson ufał mi. Choćby w tej zwycięskiej edycji Ligi Mistrzów zagrałem aż w pięciu meczach. Każde z tych spotkań mogło zdecydować, że nie zagralibyśmy w finale. Zaufał mi legendarny trener, bo żeby zbudować taką historię jak Sir Alex, trzeba poświęcić całe życie. To jest dla mnie najważniejsze. A to, że ktoś nie wspomni o mnie i uważa, że nie wygrałem tej Ligi Mistrzów, bo nie wystąpiłem w finale czy półfinale, to już jego sprawa. Mam medal i wspomnienia. Nie zadowolę wszystkich ludzi na świecie.
– Przyszedł moment, w którym trzeba było przyjąć do wiadomości, że zawsze będzie się numerem dwa?
– Niestety, tak. Manchester United tak działał i miałem tego świadomość. Wiedziałem, że w którymś momencie Edwin odejdzie, przyjdzie kolejny bramkarz. Zaproponowano mi, trochę nieoficjalnie, nowy kontrakt. Mogłem zostać, podpisać trzecią umowę. Wtedy nie chciałem. Patrząc przez pryzmat czasu, uważam, że popełniłem błąd. Powinienem zostać. Życie pokazało, że nie tylko umiejętności, ale też szczęście, to na jakich trenerów się trafi, są bardzo istotne. Przejście do Brighton skończyło się, jak się skończyło. Miałem świetny sezon. Odszedłem z Manchesteru do świetnego klubu, choć do drugiej ligi. To nie była przypadkowa decyzja. Mowa o zespole, który dziś gra w Premier League i zostanie w niej na wiele lat. Po sezonie odszedł trener, przyszedł kolejny, też odszedł po jednym. Te wszystkie zmiany, przypadki, spowodowały, że zacząłem wędrować od klubu do klubu. Zebrałem dużo wspomnień, ale to nie było już to samo. Na pewno najlepiej w pamięci zapisał się Manchester United. Te chwile pozostaną ze mną do końca życia. Bardzo dużo mnie ten czas nauczył, nie tylko na boisku. Także życiowo.
Wiedziałem, że w którymś momencie Edwin odejdzie, przyjdzie kolejny bramkarz. Zaproponowano mi, trochę nieoficjalnie, nowy kontrakt. Mogłem zostać, podpisać trzecią umowę. Wtedy nie chciałem. Patrząc przez pryzmat czasu, uważam, że popełniłem błąd.
– Nie rozważał pan, by pożegnać się z piłką w tym wymarzonym Śląsku Wrocław? Historia zatoczyłaby koło.
– Przeszedł mi taki pomysł, ale nie dostałem oferty. Jestem blisko z władzami, rozmawiam z Darkiem Sztylką, Krzysztofem Paluszkiem, prezesami. Śląsk zawsze będzie w moim sercu. Tam zaczynałem, stawiałem pierwsze kroki. Miło się wraca do Wrocławia. No cóż, tak bywa... Na pewno bardzo poważnie rozważyłbym taką propozycję.
– Było tyle przeprowadzek, a teraz próbuje pan pomóc uwić gniazdo innym. Zajął się pan deweloperką. To pewnie też czas, by osiąść w jednym miejscu?
– Nie jestem typem, który siądzie w jednym miejscu. I tak też było w karierze. Lubię pracować, coś robić. To kolejny etap w życiu. Każdy z nas musi, a przynajmniej powinien pracować. Każdy ma jakieś pasje. Zostałem blisko piłki, ale zająłem się zawodowo czymś innym. Przygotowałem się tak, by po zakończeniu kariery mieć zajęcie, które zapewni mi czternaście godzin pracy dziennie. Bo jestem i zawsze byłem pracoholikiem. A deweloperka to trudny kawałek chleba i cały czas się tego uczę. Trochę deweloperki, trochę piłki.
– Już nie na boisku, ale w konsoli... dalej wybiera pan pewnie Manchester United?
– Ojeju! Już chyba dziesięć lat nie grałem. Ostatnio syn znajomego chciał ze mną pograć, a jest kibicem Liverpoolu. Powiedział "choć, zagramy Liverpool – Manchester". Uznałem, że takie wyzwanie muszę podjąć, ale to był błąd. Przegrałem chyba 0:8! Kiedyś grałem namiętnie, ale teraz już nie mam na to czasu. Rodzina, zajęcia. Ale gdybym miał wybierać, to oczywiste, że zawsze Manchester United.
Rozmawiał Antoni Cichy
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.