{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Reprezentacja Polski na podsłuchu. O czym piłkarze mówią na boisku?
Radosław Przybysz /
Piłkarz lubi sobie pogadać. Pewnie nawet bardziej w trakcie meczu niż po nim. Przy okazji spotkania z Holandią podsłuchaliśmy, jak wygląda komunikacja na boisku reprezentantów Polski. Przy pustych trybunach słychać dużo więcej…
Zobacz też:Po Holandii przerwa i... Co czeka zespół Brzęczka
Czytaj też:

El. MŚ 2022. Znamy podział na koszyki przed grudniowym losowaniem. Na kogo może trafić reprezentacja Polski?
To był ostatni mecz reprezentacji Polski w tym roku i miejmy nadzieję, że na długo ostatni bez udziału kibiców. Ale skoro okoliczności były takie, a nie inne, to postanowiłem je wykorzystać i przysłuchać się boiskowej komunikacji biało-czerwonych. Zwłaszcza, że akredytacja TVP Sport pozwalała na oglądanie meczu z poziomu murawy. Pierwszą połowę spędziłem przy bramce Holendrów, drugą – za bramką Polaków.
I od razu muszę Was rozczarować – komunikaty w meczu reprezentacji Polski nie różnią się wiele od haseł, które sami doskonale znacie z gierek na orlikach czy w ligach szóstek. "Plecy. Powrót. Bez faulu. Uważaj. Dojdź. Jedź. Cofnij się. Pokaż się. Łap go". Na boisku rządzi tryb rozkazujący.
Uprzejmości po angielsku
Oczywiście jedni są bardziej rozgadani od innych. Najwięcej mówią ci, którzy – z racji pozycji – najwięcej widzą. A więc obrońcy i bramkarz. Łukasz Fabiański lubi podpowiadać. Przy stałych fragmentach koledzy parę razy upewniali się u niego, czy stoją tam, gdzie powinni. W drugiej połowie, gdy broniliśmy się coraz bardziej rozpaczliwie, podpowiadał Arkadiuszowi Recy, żeby kładł się i "kradł czas" jeśli coś go boli. A schodzącemu z boiska Przemysławowi Płachecie sugerował, żeby nie zbiegał do najbliższej linii bocznej, tylko szedł przez całą szerokość boiska do ławki. Zachowanie sprytne, ale i powszechne.
Fabiański parę razy głośno motywował też sam siebie. Gdy w 74. minucie strzał z dystansu jednego z rywali minimalnie minął spojenie, nasz bramkarz miał do siebie pretensje, że nie pofrunął do interwencji, tylko stał jak wryty. Głośno wypuścił powietrze i krzyknął "Łukasz, come on!".
Przed nim trzech ludzi miało utrapienie z Memphisem Depayem. Ruchliwy napastnik Holendrów krążył między Kamilem Glikiem, Janem Bednarkiem i Grzegorzem Krychowiakiem niczym rekin wyczekujący odpowiedniego momentu do ataku. Glik co chwilę instruował młodszego kolegę: "Janek, plecy". "Uważaj, Janek". Obaj sporo też sobie ponarzekali na delikatność Depaya, który kilka razy kładł się przy delikatnym kontakcie. Bednarek popisywał się znajomością angielskiego. "F*** off ", "What the f*** " – to jego reakcje na "nurkowanie" kapitana Holendrów w pierwszej połowie. W drugiej przeszedł na tradycyjną polszczyznę: "Zaraz mnie ch*** strzeli, przysięgam".
Za to Glik umie i lubi pochwalić. Dużo instruował Recę (który na boisku jest tak cichy, jak poza nim), podpowiadał mu jak się przesuwać, ale głośno też krzyczał "Brawo!" albo "Szac" po dobrych interwencjach.
Być może dla tych, którzy liznęli nieco piłki, to oczywistość, ale warto wspomnieć, że piłkarze wskazując na niekrytego rywala używają systemu "rąk". "Modziu, lewa ręka", "Kliszi, prawa ręka" – po takim sygnale wiadomo, gdzie się skierować.
Młodzi mówią mniej
Prawo głosu rośnie wprost proporcjonalnie do doświadczenia. Tak jak Glik odpowiadał za ustawienie i poruszanie się defensywy, tak Grzegorz Krychowiak sterował drugą linią, a zwłaszcza ustawionymi przed nim Mateuszem Klichem i Piotr Zielińskim. Ci z kolei mówią niewiele. Przemawia za nich piłka. Zieliński ani razu nie podniósł głosu. W pierwszej połowie miała miejsce zabawna sytuacja, kiedy to Krychowiak w ciągu 10 sekund trzy razy zmieniał polecenie dla kolegi: "Lewa Zielu", "Zostaw Zielu", "Lewa Zielu". A Zielu karnie te zadania wypełniał.
Krychowiak parę razy prosił też o wsparcie w pressingu. Zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy Depay sprawiał mu masę kłopotów. "Tu jest za dużo miejsca" – denerwował się, gdy goście przeprowadzili kolejną udaną akcję środkiem.
Im dalej do przodu, tym mniej krzyku. Pogadać lubi sobie też Tomasz Kędziora, ale już skrzydłowi – może z racji wieku i statusu – skupiali się przede wszystkim na bieganiu, a nie na wymianie zdań. Jedynie Płacheta po zejściu z boiska zza bramki obserwował karnego Depaya i podpowiadał Fabiańskiemu, że strzał pójdzie w środek. Nie miał racji.
"Lewy" pozwolił jechać
Robert Lewandowski i Mateusz Klich odzywali się głównie, gdy nie dostawali podania, mimo wyjścia na dobrą pozycję. "Lewy" w takich sytuacjach rozkłada ręce, nerwowo podskakuje albo opuszcza ramiona z rezygnacją. Jeśli mówi, to cicho, bezpośrednio do adresata, nie puszcza haseł w przestrzeń. W środę starał się pomagać Płachecie i Jóźwiakowi. "Jedź z nim, możesz jechać" – krzyczał, gdy skrzydłowy Norwich miał czas i miejsce, by wbiec w pole karne. Po nieudanym zagraniu uspokajał gestem i słowem.
Wierzę mu, gdy mówi, że na niesławnym filmiku z pierwszej połowy przekazywał instrukcje taktyczne Klichowi, a nie odpowiadał coś niemiłego Jerzemu Brzęczkowi. Nie widziałem, żeby w którymkolwiek momencie głośno narzekał na boisku. Frustrację zdarzało mu się wyrażać jedynie niewerbalnie. Na przykład wtedy, gdy koledzy nie dochodzili do drugich piłek, które im zgrywał głową.
Owszem, Brzęczek miał jedno niemiłe spięcie przy linii bocznej, ale nie z żadnym z piłkarzy, tylko z członkiem sztabu szkoleniowego Holandii, któremu nie podobało się, że nasz selekcjoner kilka razy domagał się żółtych kartek po wejściach rywali.
– Rola sztabu kończy się, gdy sędzia rozpocznie mecz. Od tego momentu nie możemy wiele pomóc – mówił Brzęczek w przedmeczowej rozmowie z Rafałem Patyrą. Ale wbrew tym słowom, często podpowiadał, zwłaszcza w pierwszej połowie i zwłaszcza tym, którzy biegali najbliżej jego strefy, czyli "Reciemu" i "Józiowi" Często zwracał uwagę, by grać szerzej i przesuwać się całym zespołem wszerz boiska.
Z biegiem czasu, gdy wynik i gra coraz mniej się układały, jego zapał słabł. Pod koniec krzyczał już tylko: "Dalej!" i "Dawaj!". To się zresztą tyczy całej drużyny. Zmęczenie czuje się nie tylko w nogach. Im bardziej Holendrzy cisnęli, tym mniej wzajemnych pokrzykiwań było wśród podmęczonych Polaków. Z bliska dużo lepiej widać, jakim wyczerpującym wysiłkiem jest 90 minut takiej walki. Aż nadszedł ostatni gwizdek, po którym nawet Fabiański – wzór boiskowej kultury – siarczyście zaklął po angielsku patrząc na tablicę z wynikiem.