Jesper Gronkjaer mógł "zbudować" sobie na Grenlandii pomnik, ale miał gdzieś miejsce urodzenia. Przed Sorenem Kreutzmannem jeszcze długa droga. Anaruk okazał się kłamstwem. Wobec tego legenda tamtejszej piłki może być tylko jedna: Tekle Ghebrelul – partyzant z Erytrei.
Dlaczego Jesper Gronkjaer nie przepada za Grenlandią? Co wspólnego ma Anaruk – bohater książki Czesława Centkiewicza – z defekacją? Na czym polegało kłamstwo pisarza? Kto powiedział, że "Bóg stworzył śnieg w gniewie"? Kiedy etiopska armia wymordowała ponad dwustu cywilów? Jak zdjęcie z bananem stało się przyczyną zwolnienia selekcjonera? Czy w grenlandzkiej piłce jest problem alkoholizmu? I dlaczego ten "pieprzony Sepp Blatter" oszukał Inuitów?
Podróż w poszukiwaniu największej gwiazdy grenlandzkiej piłki nożnej.
"Bóg stworzył śnieg w gniewie"
Matka była pielęgniarką, ojciec był na przemian elektrykiem i rzeźnikiem. Przypadkiem los zesłał ich na Grenlandię. 12 sierpnia 1974 w Nuuk, stolicy największej niekontynentalnej wyspy globu, przyszedł na świat ich syn. Jesper Gronkjaer to zdecydowanie najlepszy piłkarz, jaki powitał wiecznie zmarzniętą ziemię. 80-krotny reprezentant Danii, jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii tego państwa, urodził się między Inuitami przez kontynentalnych Duńczyków pogardliwie nazywanych Eskimosami.
Nie ma żadnych dowodów świadczących o tym, że Jesper kiedykolwiek kopnął piłkę na Grenlandii. – Urodził się w Nuuk, ale nigdy nie identyfikował się z wyspą – tłumaczy Adrian Gocel, autor bloga "Piłkarska Grenlandia". – Znam to nazwisko, ale nie jest tutaj szalenie popularne – dodaje Adam Jarniewski, Polak mieszkający na Grenlandii. – Jednak nie można wykluczyć, że młodzi Inuici chcą być jak Jesper. Choć bardziej ciągnie ich do piłki ręcznej, gdzie mają sukcesy na arenie międzynarodowej.
Przyszły reprezentant Danii opuścił Grenlandię w 1979 roku. Pięć lat po narodzinach. – Śnieg był czymś, co Pan stworzył w gniewie – mawiał ojciec Jespera po powrocie na kontynent. Pobyt na wyspie równał niemal z zesłaniem. Rodzina przeprowadziła się do Thiested w Zelandii. Tam Gronkjaer zaczął przygodę z piłką.
– Trudno mi powiedzieć skąd pochodzę i kim się czuję. Bez względu na to, jak długo mieszkam w Kopenhadze, nie mogę powiedzieć o sobie "Jestem kopenhagczykiem". Nadal będę do pewnego stopnia prowincjonalny – tłumaczył na łamach "B.T". Mówiąc o prowincji miał na myśli Zelandię, a nie Grenlandię.
Choć urodził się w Nuuk, to jako piłkarz "wszedł w świat" w Thiested. Biegał po miejscowym boisku wcielając się w Jean-Marie Papina. – To wybitnie niepiłkarski region Danii. Był jeden chłopak, który się wyróżniał – Calle Facius. Ściągnęli go do Aalborga – mówił Gronkjaer. Wkrótce sam też odebrał telefon. I się potoczyło: Ajax, Chelsea, Atletico Madryt. 80 występów w reprezentacji Danii.
O Grenlandii nie wspomina.
Uprzejmości i umiejętnościOn this day: 2003 - Jesper Gronkjaer scored the '£1bn goal' to beat Liverpool to 4th place. The rest is history... pic.twitter.com/yZ8ZVMjKxJ
— Chelsea Transfers (@CFCTransfers) May 11, 2016
Polowanie na Anaruka
11 listopada 2020 roku Morten Rutkjaer ogłosił szeroką kadrę Grenlandii, która została powołana... nie wiedzieć czemu. Teoretycznie powinni przygotowywać się do Island Games, ale w związku z pandemią jedyne rozgrywki międzynarodowe, w których Inuici regularnie grali w piłkę, zostały zawieszone.
Niemniej jednak w kadrze znalazł się m.in. Kreutzmann. Rutkjaer powołał również 16-letniego Nemo Thomansena z rezerw duńskiego SonderjyskE. W drużynie są jeszcze Inooraq Svendsen, Nick Reimer i Ari Hermann z B-67. Zabrakło Petera Rosbacha. Tak, tak, największy walczak 2019 roku nie wywalczył sobie miejsca w reprezentacji Grenlandii…
Wielu zawodników Mortena Rutkjaera ma inuickie imiona, najczęściej Inooraq. Nie ma ani jednego Anaruka! Dlaczego żaden z piłkarzy nie nosi najbardziej eskimoskiego imienia pod Słońcem? Czyżby żaden Grenlandczyk nie nazwał syna na cześć jedzącego mydło bohatera książki Czesława Centkiewicza? – Delikatnie mówiąc, to w języku Inuitów oznacza fekalia. Dokładnie jest to dość osobliwe złożenie składające się z czasownika "srać" w trybie rozkazującym oraz zaimka rzeczowego "to", co daje niefortunny zwrot "sraj to" – tłumaczy Adam Jarniewski, który od kilkunastu lat mieszka na Grenlandii.
Autor książki "Nie mieszkam w igloo" i doktor Agata Lubowicka z Katedry Instytutu Skandynawistyki i Fennistyki na Uniwersytecie Gdańskim podjęli próbę odszukania chłopca ze zdjęcia, któremu Centkiewicz nadał tak niefortunne imię.
– Zaczęło się od tego, że na Grenlandię przyjechała moja siostra z dziewięcioletnią córką Mają. Oprócz rodzimych przysmaków i alkoholu znalazły się w jej torbie zeszyty i książki, żeby Maja mogła nadrobić lekcje. Ja, zerkając na wyłożone obok ogórków kiszonych i kabanosów podręczniki szkolne, zdałem sobie sprawę, że polska edukacja niewiele się przez ostatnie dwadzieścia lat zmieniła. Córce Alinie wpadało w oko zupełnie co innego. Z dość szyderczym, jak na dziesięciolatkę uśmiechem, wzięła do ręki cienką książkę z miękką, zniszczoną przez kilka roczników poznańskich uczniów okładką, na której uśmiechał się okutany w futro chłopiec – tytułowy Anaruk. Alina powiedziała wtedy: – Tato, ten chłopiec nie może się tak nazywać!– zdradza historię na stronie Jarniewski.
– Żona wyjaśniła mi znaczenie imienia. Wtedy i ja mogłem się pośmiać – dodaje. Jednak szybko przyszła refleksja. Dlaczego Czesław Centkiewicz nadał chłopcu tak niefortunne imię? A w marcu 2017 "polowanie na Anaruka" rozpoczęła Agata Lubowicka z Uniwersytetu Gdańskiego.
Amaroq, czyli wilk
Kobieta od pewnego czasu skupowała przedwojenne wydania książek Centkiewicza. Z jednej z nich dowiadujemy się, że polarnik na Grenlandii nigdy nie był. "Gdy mroźne podmuchy wiatru przedostawały się poprzez ściany naszego domku, Fritz Oien, przysuwając się jak najbliżej do rozpalonego piecyka, opowiadać nam zaczął o surowym i trudnym życiu Eskimosów w krainie wiecznych śniegów. Poznał ich i zaprzyjaźnił się z nimi w czasie swego paroletniego pobytu na Grenlandii. Najmilej wspominał młodego Eskimosa, Anaruka. To, co zapamiętałem z jego opowiadań – powtarzam w tej książeczce".
Fragment komentarza odautorskiego został usunięty w późniejszych wydaniach. "Anaruk, chłopiec z Grenlandii", 1937, s. 5–6.
Do książki dołączone były także zdjęcia. Adam opublikował je na grenlandzkim portalu przypominającym OLX. Szybko odezwała się rodzina domniemanego Anaruka, zaciekawiona tym, że ktoś poszukuje ich dalekiego krewnego.
Chłopiec ze zdjęcia nazywa się Simeon Ferdinand Noa Umeerinneq Larsen. Jest synem Thorvalda i Frederikke. Urodził się 25 lutego 1923 roku w Pikiiddi. Jego żona miała na imię Ida. Zdjęcia, które pojawiły się w książce Czesława Centkiewicza, pochodzą z filmu dokumentalnego "Palos brudefaerd" słynnego polarnika Knuda Rassmunssena.
Simmujooqu – inuicka wersja imienia niby-Anaruka – to wyjątkowo smutna historia. Chłopiec nigdy nie dowiedział się, że jakiś Polak bezprawnie wykorzystał jego wizerunek. Nie dożył ani pierwszych mistrzostw Grenlandii w piłce nożnej, ani nie usłyszał bzdur o jedzeniu mydła. Zmarł, mając zaledwie 24 lata. Zginął przygnieciony lawiną śnieżną między Tiniteqilaaq a Kuummiut. Wcześniej amputowano mu rękę i pochował jedyną córkę.
Dość się w życiu nacierpiał. Dlaczego jeszcze pośmiertnie Centkiewicz nadał mu imię nawiązujące do defekacji? Prawdopodobnie zadecydował błąd. – Najlepszą tezę postawiła moja teściowa, bo stwierdziła, że skoro ojciec nazywa się Tugto, poprawne imię chłopca to zapewne Amaroq, czyli wilk – tłumaczy Jarniewski.
Czarna Niedziela
Amaroq stał się legendą w odległym kraju. Legendą, też w dalekim kraju, jest Tekle Ghebrelul. Urodził się w Asmarze, stolicy Erytrei. Na Grenlandii stworzył podstawy piłki nożnej. Przez pięć lat prowadził reprezentację wyspy w odmianie klasycznej, jak i halowej, osiągając z nią najlepsze wyniki w historii. - Jak tu trafiłem? Pamiętam to jak dzisiaj. Siedziałem w pokoju nauczycielskim i przeglądałem gazetę, w której były zdjęcia z zaśnieżonej wyspy. Zapytałem kolegę: – Co to za miejsce? Odpowiedział: – Tekle, to jest Grenlandia. Musiałem tam pojechać!
To nie było tak, że kupił bilet, spakował mandżur i voila.. Zanim trafił do Danii, musiał przeżyć jeszcze piekło wojny. – Nie grałem w piłkę. Miałem dziesięć lat, chodziliśmy boso. Były inne problemy niż piłka nożna – mówi. – Oczywiście bardzo to przeżyłem. Musiałem uciekać z Erytrei. Ludzie mówią: – Tekle, przeżyłeś wojnę, to straszne. Dziękuję za ich współczucie, ale to, co się dzieje w mojej głowie, jest nie do opisania. Nikt tego nie zrozumie.
Ghebrelul nie chce mówić o konflikcie. Nie ma się co dziwić. Krwawa wojna domowa w Erytrei (która później zmieniła się w wojnę o niepodległość) pochłonęła około 150 tysięcy. Rozpoczęła się 1 września 1961 roku. Osiem lat przed urodzinami Tekle Ghebrelula.
W Erytrei nic nie było takie, jak się wydawało. 50-letni mężczyzna, który dziś z piłką pod pachą i gwizdkiem rozpoczyna lekcję wf-u na Grenlandii, będąc dziesięciolatkiem biegał już z karabinem. Do Danii trafił jako azylant.
Wychował się w Ak'ordat. Miejscowości wciśniętej między góry a rzekę, gdzie jedynym zajęciem była uprawa pomarańczy i akantu. 9 marca 1975 etiopskie wojsko zbombardowało Ak’ordat. – Sprzedawaliśmy wtedy towary pod meczetem Jamin. Spadły bomby. Etiopczycy wiedzieli, że w mieście żyją głównie muzułmanie dlatego bombardowali meczet. Jakiś mężczyzna złapał mnie i brata i wciągnął do swojego domu – wspomniał w "Sportbladet". - Później uciekliśmy do mamy.
9 marca 1975 roku nazwany jest w Erytrei "Czarną Niedzielą". Etiopscy żołnierze zamordowali 208 cywilów. – Mama chowała nas pod łóżkiem, podczas gdy żołnierze chodzili od domu do domu, zabijając ludzi i zwierzęta. Kiedy znaleźli nas pod łóżkiem, wybłagała żołnierzy, żeby nas zostawili. Wtedy zdecydowałem, że lepiej uciec. Nie chciałem tam umierać.
"Byliśmy głodni i uzbrojeni"
"Mama" to puste pojęcie w świecie Tekle Ghebrelula. – Pewnego razu bardzo się złościła. Miałem sześć lat a ona się na mnie wściekła. Krzyczała "tak naprawdę nie jestem twoją matką". Wtedy pierwszy raz uciekłem z domu. Spałem w górach – mówi były selekcjoner reprezentacji Grenlandii.
– Mój ojciec nie chciał być z matką, tak mi powiedziała ciocia, która przez lata mnie wychowywała. Ponoć był przystojnym facetem, ale przy tym bogatym dupkiem. Z kolei mama poznała nowego mężczyznę, który nie chciał mieć dzieci. Cóż, a ja się już stałem – żartował w "Sportbladet".
Choć o wojnie rozmawialiśmy z Tekle krótko, to ciągle się uśmiechał. Bił od niego niesamowity entuzjazm. Spoważniał raz, gdy mówił o przeżyciach w Erytrei ("nikt nie wie, co się dzieje w mojej głowie"). Drugi raz wkurzył się, gdy zapytałem o Seppa Blattera.
Wiecznie uśmiechnięty wuefista. Ciężko go sobie wyobrazić z karabinem. Jako dziesięciolatka.
– To nie przypadek sprawił, że opuściłem Ak'ordat i dołączyłem do partyzantów. Przemyślałem to dokładnie. Po prostu nie chciałem umrzeć przypadkiem. Nie chciałem umierać, idąc kilometrami po drewno na opał lub wodę. Chciałem umrzeć szybko, na swój sposób. Nigdy nie oglądałem telewizji, ale wiedziałem, że chcę być bohaterem. Co za głupiec byłem. Miałem wtedy dziesięć lat.
– Widziałeś straszne rzeczy?
– Oni uczą cię strasznych rzeczy. Część moich przyjaciół została zastrzelona, część zginęła. Widziałem to wszystko. Nie wiesz nawet, do kogo strzelasz. Czy byli to Etiopczycy, czy Erytrejczycy? Chcieliśmy po prostu być bohaterami. Chcieliśmy wyzwolić nasz kraj, ale strzelaliśmy do naszych braci. Byliśmy głodni i uzbrojeni, wpadliśmy na kogoś, kto miał zwierzęta i zapytaliśmy, czy możemy je zabrać. Jeśli odmówili, strzelaliśmy, żeby zdobyć jedzenie. To nie w porządku, to straszne*.
*"Sportbladet", rozmawiał Simon Bank.
Tekle Ghebrelul uciekł do Sudanu, gdzie zaraz przy granicy znajdowały się bazy dla uchodźców. Stamtąd przyleciał do Danii. W 2004 roku wyjechał na Grenlandię i mieszka tam do dziś.
Dryblujący między kamieniami
– Najbardziej pociągał mnie śnieg. W Danii też padał, ale w taki sposób, że osiadał mi na ręce i zaraz znikał. A na zdjęciach z Grenlandii śnieg był wszędzie. Niekończący się. Chciałem go zobaczyć– tłumaczy. – W 2004 złożyłem wniosek o pracę na wyspie i mieszkam tu już 17 rok. Pewnie się domyślasz, że to, co zobaczyłem, przerosło moje oczekiwania. W Afryce mieliśmy gorąco. W Danii okej, zimno, ale to, co zastałem w Grenlandii… - wybucha głośnym śmiechem, jakby usłyszał najlepszy kawał w życiu.
Tekle pokochał piłkę nożną już w Danii. – Grałem w prawdziwej drużynie. W KB Kopenhaga, a nie w tym FCK. Nie wiedziałem do końca, o co tu chodzi. Kupiłem buty i dresy i poszedłem na trening. Trener się mną zajął – wspomina w "Sportbledzie". – On i wspaniałe kobiety, które pracowały w klubie, pomogły mi we wszystkim. Skończyłem edukację i w końcu zostałem trenerem.
Gdy przyjechał na Grenlandię, to przygodę z kadrą kończył Sepp Piontek. Tekle jednak nie myślał o roli selekcjonera. – Jedyne pełnowymiarowe boisko było kamienisto-żwirowe. Żadnych linii. Tylko dwie bramki. Bywało czasami i 20 stopni na plusie, a Inuici grali w rękawiczkach i długich spodniach, bo tak było brudno – tłumaczy.
– To nieprawda, że na Grenlandii piłkarze potrafią tylko biegać. Owszem, mają dobrą kondycję, ale tu jest też masa dobrze wyszkolonych technicznie. Krystian, pomyśl. Jak możesz nie mieć dobrej techniki, skoro na boisku musisz mijać kamienie i przeciwników – śmieje się.
– Na Grenlandii "korki" kosztują około 160 funtów. Sezon trwa trzy miesiące. Przy dobrych wiatrach para starcza na sezon – znów zaczyna się śmiać. – Większość boisk jest w okropnym stanie, więc dużym problemem grenlandzkiej piłki są kontuzje – dodaje.
Mimo tych trudnych warunków Tekle poprowadził B-67 Nuuk do ośmiu mistrzostw Grenlandii. W 2013 został selekcjonerem. Już wtedy piłkarze prowadzeni przez Ghebrelula zajęli drugie miejsce podczas Island Games. Dwa lata potem było gorzej – piąte. A w 2017 na szyjach Inuitów zawisły znów srebrne medale.
Przed pierwszymi Island Games Tekle musiał zrobić porządki w zespole. – Największym wyzwaniem było pijaństwo. Musiałem zakazać piłkarzom alkoholu – wspomina. Innym problemem był obóz przygotowawczy w Danii. Wszyscy piłkarze to amatorzy. Wielu z nich musiało więc wykorzystać cały 14-dniowy urlop, a obóz był zaplanowany na 21 dni.
Garść banknotów
W 2017 roku Tekle pożegnał się z reprezentacją Grenlandii w bardzo złych okolicznościach. – Nie znam go osobiście, ale też jest nauczycielem. Zdaje się w szkole handlowej. Pierwsze co mi się kojarzy, to niestety rasistowski skandal. My, tu na Grenlandii, jesteśmy małą społecznością, więc takie zachowanie dziwi i boli podwójnie – mówi Jarniewski.
W Internecie pojawiły się zdjęcia Tekle z bananem, w towarzystwie małp. – Decyzją GBU (Grenlandzki Związek Piłki Nożnej) zostałem zwolniony z pracy. Pytałem: ale jak to? Dlaczego? Nie rozumiałem tej decyzji. John Thorsen najpierw wręczył mi list, a potem sam zrezygnował z pełnienia obowiązków szefa GBU – mówi Tekle Ghebrelul.
Komitet wykonawczy federacji stosunkiem głosów 6:1 opowiedział się za zwolnieniem uchodźcy, który niedawno doprowadził Grenlandię po raz drugi do 2. miejsca w Island Games. Powód: kolor skóry Ghebrelula. – Zobaczyłem te zdjęcia. Moja twarz, małpy i banany. "Jak to małpa może prowadzić naszą reprezentację?" - mniej więcej tak brzmiał przekaz. Poprosiłem GBU, żeby interweniowali– mówi.
Gdy zobaczył na Snapchacie swoje zdjęcie z bananem żądał od GBU wyjaśnień. Postanowiono… zwolnić go. Na pewien czas wyjechał z wyspy. Udał się do szwedzkiego Orebo, gdzie prowadził zespół klubu założonego przez bośniackich imigrantów.
– Wytoczono ciężkie działa przeciwko związkowi piłkarskiemu. Zwłaszcza w mediach społecznościowych. Członek samorządu Grenlandii pisał o strzale we własną stopę i powrocie grenlandzkiej piłki nożnej do epoki kamienia łupanego. Lata prac rekonstrukcyjnych zostały zniszczone za jednym zamachem – pisał Reinhard Wolff skandynawski korespondent TAZ.
Dosadny w słowach był także Uju Petersen, radny Sermersooq. – Wraz z przewodniczącym i dwoma trenerami znikają trzy charakterystyczne postacie, które rozwinęły piłkę nożną na Grenlandii – mówił. Wierny Tekle był też asystent Rene Olsen, który również odszedł. A kadrowicze odmówili treningów.
– Powiedziano mi, że biłem lub potrząsałem dzieckiem, a nigdy nie otrzymałem od rodziców żadnych skarg - powiedział Ghebrelul. – Jestem zszokowany, że GBU zwolniło mnie z tych powodów bez wysłuchania mojej wersji.
To nie pierwszy raz, gdy Tekle musiał mierzyć się z rasizmem. – W szkole był gość, który zaczepiał mnie każdego dnia. Pewnego razu zapytał, czy w Afryce śpimy na drzewach jak małpy. Nie wytrzymałem. Uderzyłem go w twarz, wybijając mu dwa zęby. Miałem wtedy 16 lat.
Nauczycielem wychowania fizycznego w szkole młodego Ghebrelula był Leif Mikkelsen, reprezentant Danii w piłce ręcznej. – Widział sytuację i powiedział matce pobitego chłopca: – Twój syn mówi rzeczy, których powinien się wstydzić. Następnego dnia przyszedł jego ojciec i wręczył mi garść banknotów.
Kłamstwa Blattera
– Słuchaj Krystian, z tego zrobiła się wielka afera. "Rasizm na Grenlandii" – o tym mówiły wszystkie media. Przyjeżdżało L’Equipe, Al-Jazira i pytali: – Tekle, co z tym zrobisz? A co ja sam mogę zrobić? Ja chcę dla każdego dobrze. Nie obchodzi mnie kolor skóry, tylko jakim jesteś człowiekiem - tłumaczy Ghebrelul.
Mimo rasistowskich incydentów Tekle zrobił dla grenlandzkiej piłki więcej niż ktokolwiek inny. – Gdy zostałem dyrektorem w Qasigiannguit nie było nic. Zaaranżowałem bibliotekę we współpracy z miastem partnerskim Odense. Sala za 13 milionów koron. Zrobiłem świetlicę dla dzieci - mówi. – Na Grenlandii jest wiele nadużyć. Skontaktowałem się z fundacją „Save the Children”. Załatwiłem opis projektu i dostałem dziesięć milionów więcej. Dzieci muszą chodzić do szkoły. Potrzebują miejsca, w którym nie spotkają się z pijanymi lub odurzonymi dorosłymi. Potrzebują miejsca, gdzie nie muszą bać się maltretowania. Oczywiście wyremontowaliśmy też boisko – dodaje.
Po blisko dwuletnim pobycie w Szwecji Tekle wrócił na Grenlandię. Obecnie pracuje jako asystent selekcjonera w kadrze futsalu. Jak każdy robi to pro bono. Utrzymuje się nadal z pensji nauczyciela wf-u, matematyki i angielskiego.
Robi wszystko, by federacja dołączyła do struktur FIFA. W 2010 roku odwiedził Nuuk Sepp Blatter. Zaczęły się nawet pierwsze prace przy budowie Arctic Stadion, profesjonalnego krytego stadionu, który miałby pozwolić na całoroczne granie w piłkę. Niestety, w 2019 prace musiano wstrzymać z braku środków.
– Podczas gdy wszyscy członkowie FIFA otrzymują co najmniej po 250 000 dolarów rocznej dotacji, roczny dochód niezrzeszonego dotąd GBU jest o połowę niższy. Nawet wysłanie zespołu Ghebrelula za granicę stawało się luksusem – tłumaczy freelancer Steve Menary, który odwiedził Takle w 2015 roku.
– Blatter przyjechał. Zrobił sobie zdjęcia i mówił: – Tekle za dwa, może trzy lata, będziecie grać w eliminacjach mistrzostw Europy. I zostało nam… jego gadanie. Nie rozumiem, dlaczego ta pieprzona FIFA musi okłamywać Grenlandczyków? – mówi wyraźnie wzburzony. – Dlaczego Wyspy Owcze, które też są zależne od Danii, mogą a my nie? Dlaczego Gibraltar może? To pieprzony Sepp Blatter i jego kłamstwa.
Tekle, mimo wielu niedogodności, wciąż walczy o lepsze jutro grenlandzkiej piłki. O tej walce słyszano nawet w Radomiu, bo tam Adrian Gocel prowadzi bloga "Piłkarska Grenlandia". – Z czystym sumieniem można powiedzieć, że Tekle Ghebrelul to legenda grenlandzkiej piłki. Zrobił więcej niż kto inny.