Niegdyś startowała w najważniejszych imprezach, teraz obserwuje je w roli kibica. – Na przestrzeni lat poziom znacznie wzrósł. Czasy, jakie dziś osiągają dziewczyny z Polski, do niedawna były zarezerwowane wyłącznie dla Chinek czy Koreanek – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL Aida Bella, była reprezentantka Polski w short tracku.
Dawid Brilowski: – Podczas bogatej kariery miałaś okazję jeździć w wielu miejscach. Gdańsk to taka mała łyżwiarska egzotyka. Uważasz, że sprostał zadaniu organizacji ME?
Aida Bella: – Z mojej perspektywy impreza wyglądała super. Znam tę halę – wiem, jak wyglądała kiedyś, gdy startowałam tam w mistrzostwach Polski, a jak teraz w obrazku. Mimo, że to lodowisko z tradycjami – trenują tam przecież hokeiści, czy lokalny klub short tracku – musiało przejść pewną metamorfozę. Obiekt był świetnie przystosowany do dużej imprezy. Widać to było chociażby po czasach osiąganych przez zawodników. Organizatorzy wykonali świetną pracę, by w tych trudnych czasach pandemii impreza w ogóle się odbyła.
– Myślę, że Gdańsk ma też pewną przewagę nad Tomaszowem. Mianowicie: jest większym miastem – ma sporo do zaoferowania pod tym względem. Zawodnicy zwracają uwagę na ten aspekt?
– To zawsze indywidualna kwestia. Niemniej dla łyżwiarzy zawsze najważniejsza jest przede wszystkim jakość lodu. Często miejsca, w których startują kojarzą głównie nie przez pryzmat tego, jak wygląda miasto, ale jak dobrze przygotowany jest lód. Cała reszta to wartość dodana. Nie ma zwykle czasu, aby zwiedzać. Teraz zresztą w ogóle nie zwracali uwagi na otoczenie. Żyli w "bańce", kursowali tylko między halą a hotelem, więc nie poznali uroków miasta.
– My za to poznaliśmy uroki ścigania na łyżwach. Natalia Maliszewska znowu zachwyciła.
– Natalia to przykład zawodniczki, która jest bardzo świadoma swoich predyspozycji i talentu. Analizuje biegi, z każdego wyciąga wnioski – wie dokładnie co zrobiła dobrze, a co jeszcze musi poprawić. Od kilku lat powtarza, że z każdego startu wynosi bagaż doświadczeń i nowych rzeczy, które wypróbowała. Pakuje je do plecaka, który powinna zabrać na igrzyska do Pekinu.
Natalia niesamowicie ufa swoim trenerom i to jest klucz. Ma też talent, dzięki któremu potrafi wykonać dokładnie to, co jej radzą. Myślę, że to właśnie przepis na sukces. Short track jest taką dyscypliną, w której nie zawsze można pokazać swoje umiejętności podczas zawodów – sporo zależy od pozycji startowej i tego jak ułoży się bieg. Ona potrafi odnaleźć się w różnych sytuacjach.
– Gdybyś mogła wziąć od niej jakąś cechę do swojej kariery, co by to było?
– Z pewnością start. Siostry Maliszewskie zawsze były w tym świetne – nawet w początkowej fazie kariery to była ich najmocniejsza cecha. Poza tym przejęłabym też chętnie tę lekkość i przyjemność z jazdy. W niedzielnym biegu na 1000 metrów, zakończonym żółtą kartką widać było, że Natalia pojechała w nim najlepiej, jak umiała. I tego jej zazdroszczę. Ja zawsze bardzo się stresowałam przed startem. Zresztą teraz też tak mam, że jak nasza reprezentacja startuje, to ja bardzo to przeżywam.
– Aż tak bardzo?
– Tak. Przed startem finału na 500 metrów tak bolał mnie brzuch, jakbym sama stała na starcie. Myślę, że to uczucie już zawsze będzie mi towarzyszyło. To niesamowite, że mogę oglądać Polkę, moją koleżankę z drużyny, jeżdżącą w short tracku na światowym poziomie. Poza tym ściga się z częścią zawodników, których pamiętam jeszcze ze swoich startów. Kocham ten sport i wciąż czuję się częścią tej short-trackowej rodziny.
– Byłaś przy Natalii, gdy zdobywała swój pierwszy medal (za sztafetę podczas ME 2013). Zawsze miała w sobie "to coś"?
– Nigdy nie ma pewności, że ktoś, kto zdobywa w młodym wieku medal imprezy mistrzowskiej za kilka lat będzie zawodnikiem światowej klasy. To są lata ciężkich treningów i wielu wyrzeczeń praktycznie każdego dnia. Trzeba szukać w sobie motywacji, by pokonać słabsze momenty, które naturalnie się pojawiają. Gdy zdobywałyśmy medal, liderką kadry była jej starsza siostra Patrycja i to na nią skierowane były oczy wszystkich. Natalia jako młoda zawodniczka miała najwięcej luzu na tych zawodach, bo to był jej debiut w europejskim czempionacie. Nie przejmowała się chyba wtedy swoimi startami tak bardzo, jak teraz. Była młoda i jej zadaniem było zbierać doświadczenie. Mimo to zapracowała na ten medal, była ważną częścią naszego teamu. Wszystkie byłyśmy wtedy niesamowite, a medal był marzeniem, które spełniłam w dzień swoich 28 urodzin. To były piękne chwile, które do dziś bardzo mnie wzruszają.
– Natalia była zdecydowanie najmłodsza. Jak wprowadzałyście ją do drużyny?
– Miała wtedy 18 lat, więc była nieco starsza niż teraz Magda Zych. Jej świeże spojrzenie dużo nam dawało, wprowadzało wesołą atmosferę w drużynie. Zresztą, w ogóle byłyśmy bardzo zgraną ekipą. Świetnie dogadywałyśmy się także poza lodem. Mamy mnóstwo wspaniałych wspomnień.
– Wspomniałaś o Magdzie Zych. To tylko przykład, czy poza wiekiem widzisz większą analogię?
– Nie znam Magdy na tyle, żeby to aż tak dokładnie ocenić. Wiem, że zaczynała swoją przygodę z łyżwiarstwem od trenowania łyżwiarstwa figurowego. Widziałam ją czasem na lodowisku, bo jesteśmy z tego samego miasta. Na pewno ma talent i jest w dobrym momencie, by rozpocząć międzynarodową karierę w seniorskiej kadrze. Ważne, żeby zbierać teraz doświadczenie i jak najwięcej podpatrywać najlepszych.
– Chciałem zapytać też o sztafetę. W półfinale poprawiła rekord Polski. Widzisz analogię między tą drużyną a waszą?
– Na przestrzeni lat poziom znacznie wzrósł. Czasy, jakie dziś osiągają dziewczyny z Polski, do niedawna były zarezerwowane wyłącznie dla Chinek czy Koreanek. Patrząc na to, jak trzeba jeździć, by załapać się choćby do czołówki europejskiej, można zauważyć jak z roku na rok rozwija się ta dyscyplina. Każdy detal ma teraz ogromne znaczenie. Jeśli chce się zdobywać medale, nie ma granicy błędu.
– Co musi mieć drużyna, żeby osiągać dobre wyniki?
– Zawodniczki muszą prezentować równy poziom. Nie może być żadnego słabszego ogniwa. Nie zawsze indywidualne wyniki przekładają się na formę w sztafecie. Czasem ktoś jeździ przeciętnie, ale potrafi dać cztery czy pięć równych zmian – jechać stabilnie i dobrze wypychać. To jest klucz.
Naszą siłą jest to, że mamy pięć mocnych dziewczyn. Każda z nich ma gigantyczny potencjał, więc i sztafeta robi progres. Finał mistrzostw Europy był bardzo blisko. Tym razem się nie udało, ale szóste miejsce w Europie to i tak dobry wynik. Szczególnie, że okraszony nowym rekordem Polski.