Adam Małysz do Niemiec przyjeżdżał jako świeżo upieczony lider Pucharu Świata. Żółty plastron przywdział po dwóch zwycięstwach na olimpijskiej skoczni w Sapporo, wyprzedzając wreszcie Martina Schmitta. <br /><br /> Zawody w Willingen były ostatnią próba przed mistrzostwami świata. Pierwsza seria nie poszła niestety po myśli Małysza. W niekorzystnych warunkach skoczył 122 metry, co dało dopiero ósme miejsce. Niech o kunszcie Polaka świadczy jednak fakt, że reszta czołówki – w tym m.in. Andreas Goldberger, Sven Hannavald czy Schmitt – nie weszła nawet do "trzydziestki". <br /><br /> Warunki poprawiły się w drugiej fazie konkursu. Jussi Hautamaeki (135 metrów) i Wolfgang Loitzl (135,5 metrów) przygotowali kibiców na dalekie skakanie, mocnym akcentem otwierając pierwszą "dziesiątkę". To, co zrobił Małysz, przeszło jednak najśmielsze oczekiwania. <br /><br /> Dość powiedzieć, że rekord Muehlenkopfschanze – należący wtedy do Austriaka Andreasa Widhoelzla – wynosił 135 metrów. Polak skoczył... 151,5. "Przeskoczył skocznię... Ustał!" – ekscytował się komentujący tamto wydarzenie Stanisław Snopek, a organizatorzy długo męczyli się z pomiarem. Eksperci do dziś uznają rekord z Willingen za <a href="http://sport.tvp.pl/35024105/willingen-trondheim-najbardziej-pamietne-skoki-malysza-typy-ekspertow"><b>najlepszy skok w karierze "Orła z Wisły".</b></a> <br /><br /> Ze względu na lądowanie na dwie nogi i straty z pierwszej serii, Polak ukończył zawody "dopiero" na drugim miejscu – tuż za Finem Ville Kantee. Dla wszystkich zgromadzonych tamtego dnia na skoczni i przed telewizorami był jednak prawdziwym zwycięzcą. <br /><br /> Niedługo później skocznię lekko zmodyfikowano, punkt konstrukcyjny przenosząc dziesięć metrów dalej (130). W 2005 roku wykorzystał to Janne Ahonen, o 0,5 metra poprawiając dorobek Polaka (zrobił to też w sezonie 2013/2014 Jurij Tepes). I choć w statystykach przewodzi Fin, dla wielu kibiców właściwym rekordzistą skoczni w Willingen pozostaje Małysz.