Oprócz Berniego Ecclestone’a, nie było i nie ma chyba głównodowodzącego organizacji o światowym zasięgu, który byłby również uważany za gwiazdę. Dana White, szef UFC jest celebrytą w pełnym tego słowa znaczeniu. Na tę łatkę pracował równie mocno, jak ci, których zatrudnia i których nazwiska lądują później w karcie walk. Więcej o sportach walki opowiemy w magazynie "Ring TVP Sport" w piątek o godzinie 22:45.
10 lat temu doszło do publikacji książki pt. "Dana White. King of MMA".
Poświęcona była prezesowi i współwłaścicielowi największej organizacji wszechstylowej walki wręcz. Zaczyna się dość trywialnie, czyli od wymienienia zasług Amerykanina. Tytuły na koncie? Promotor roku przez siedem kolejnych lat od 2005 do 2011 roku. Lider roku w ramach wyróżnienia na MMA Awards w roku 2010 i 2011. W tym samym czasie szefa UFC zapraszano nawet na uniwersytet w Oxfordzie, by tam wygłosił przemówienie. Miało miejsce w tej samej auli, w której przed nim audytorium udzielono Ronaldowi Reaganowi, matce Teresie z Kalkuty i Dalajlamie.
Autorką ww. książki jest… jego własna matka, June. Im dalej w las, tym pisze jednak o nim w sposób krytyczny. Mówi o tym, że "z prawdziwego przyjaciela, dobrego syna zmienił się w tyrana, którego cechuje mściwość". Świat sportów walki wymusił na nim podtrzymywanie w sobie zawziętości. Dzisiaj Dana White jawi się jako samiec alfa, dominująca siła w środowisku promotorów. Przeszedł długą drogę od dziecka, którego żeglowało ze swoim wujkiem i siostrą po okolicznych akwenach, przez przebieranie się za członka zespołu KISS aż po rolę szefa UFC, aż po człowieka, który umie wchodzić na stół podczas negocjacji i wywierać presję na kontrahentach, używając obelżywego języka.
Nie miał na początku pieniędzy. Zaczynał jako drobny handlowiec. Nie miał samochodu, więc jeździł po mieście rowerem. Sam był instruktorem i trenerem boksu w stolicy stanu Massachusetts. Pracował na budowie, a także w hotelu w Bostonie, w którym urządził... własny fight club. Ale w pewnej chwili odszedł, czując, że to nie jest jego miejsce. Sam przywoływał ten moment, twierdząc, że spotkał wtedy w korytarzu swojego przyjaciela. Ten ostatni nie rozumiał, dlaczego White odchodzi. – Co takiego złego może się jednak stać, jeśli nie spróbuję? – pytał sam siebie przyszły promotor. Pewnie nie spodziewał się, że jeśli już znowu będzie kogoś uczył, to nie ulicznych watażków, tylko hollywoodzkie gwiazdy, jak choćby Marka Wahlberga.
Cierpiał na chorobę Meniera. To był efekt bójki, do której doszło, kiedy miał 21 lat. Został poturbowany na tyle mocno, że ucierpiało jego ucho. – Bili mnie przez 20 minut, sprawa zrobiła się na tyle głośno, że na miejscu zjawiła się policja – wspominał. Po trafieniu do szpitala zaczęły u niego występować momenty utraty percepcji. Czasem tracił ją nawet na 9 godzin. Jego ucho musiało być odcięte i przyszywane na nowo. Dopiero terapia medyczna zastosowana w Niemczech na dobre go wyleczyła. Ironią losu mogło być zatem inne zdarzenie, gdy po latach podczas jednej z gali ucho straciła… jego 9-letnia córka.
Epizod trenerski na pewno wspomina z uwagi na sytuację, która przytrafiła mu się w Bostonie. Okazało się, że musiał się z miasta wynieść, gdy tamtejszy mafioso, Whitey Boldger, zwrócił się do niego razem ze swoją grupą. – Myślałem, że to właściciele klubu. Zaczęli mnie pytać, czy wiem, kim są – wspominał u Grahama Bensignera.
Wyboista droga doprowadziła go jednak do wielomilionowego majątku.
Brytyjski talkSPORT przywołuje jego wartość, która osiąga około 500 milionów dolarów. White samodzielnie zagwarantował sobie też 9 procent z dochodów UFC, co daje kwotę bliską 25 milionom dolarów. Dziś potrafi witać na swoich walkach celebrytów w stylu Snoop Dogga i Drake’a. Choć zabrzmi to banalnie, ciągle powtarza, że wiedział, czego chce. Nie wytrwał na studiach w Quincy i w Bostonie, wiedząc, że to nie jest jego bajka, za każdym razem wylatywał po pierwszym semestrze. Ciągnęło go w stronę sportów walki. Uważał już na pewnym etapie, że sam może je zmienić.
UFC powstało w 1993 roku, sporo przed czasami prezesury White’a. Niejako "wykupił" ją razem z dwoma Amerykanami włoskiego pochodzenia, którzy byli kolegami biznesmena ze szkolnej ławki. To byli dwaj Włosi – Lorenzo i Frank Fertitta. Znali się z Bishop Gormon High School w Las Vegas. Ze szkoły tej White zresztą został wyrzucony.
Anegdotyczny opis pokazuje, jakim był nastolatkiem. Jako że była to szkoła katolicka, lekcje prowadziły tam zakonnice. Z uwagi na wysokie temperatury, drzwi do szkoły były otwierane na oścież. Tymczasem prowokowany ich widokiem White potrafił… kopnąć wejściowe wrota, gubiąc przy okazji but. Spowodowany hałas sprawił, że nauczycielka musiała opuścić swoją salę, by spojrzeć, kto wywołał zamieszanie. Zaginione obuwie przypieczętowało los White’a.
Kilkukrotne zakłócanie porządku w ten sposób sprawiło, że został wydalony. Z Fertittami spotkał się dopiero po latach, na jednym z wesel. W Vegas zresztą White lubił także szaleć w kasynach. Na tyle, że w stylu filmowego Danny’ego Oceana stał się po jakimś czasie persona non grata.
Powracając jednak do tematu samych braci, w roku 2001 dowiedzieli się wspólnie, że UFC może nie mieć pieniędzy na organizację kolejnego edycji. Ówcześni właściciele, czyli Semaphore Entertainment Group na czele z Bobem Meyrowitzem, stanęli na skraju bankructwa. Nastała era Zuffa, LLC, nowa spółka kontrolująca organizację. Jej udziałowcami stali się White i bracia Fertitta. Dwa miliony dolarów okazały się przepustką do tego, co łysiejący pan z Connecticut sobie wymarzył.
Do rozstania między panami a White’em doszło w 2013 roku. Jeszcze udało im się na sam koniec procedować kontrakt Conora McGregora. Wartość spółki wywindowano jednak tak bardzo, że w momencie jej sprzedaży holdingowi William Morris Endeavor osiągnęła ona cenę 4 miliardów dolarów. Dla porównania, jest to mniej więcej tyle samo, ile Walt Disney Company zapłaciło George’owi Lucasowi za kupno LucasFilm Limited, firmy odpowiedzialnej za produkcję sagi "Gwiezdne Wojny".
Historię UFC nawet przed White’em naznaczały kolejne gwiazdy.
W latach 90. XX wieku panował dość nieokrzesany klimat, niektórzy zawodnicy walczyli jeszcze w butach. Wśród nich wyróżnił ktoś taki, jak Royce Gracie, legenda brazylijskiego jiu-jitsu (z rekordem MMA równym 15 zwycięstw-2 porażki-3 remisy), który zresztą był częścią rodu początkującego ten rodzaj sztuki walki.
Pierwszą supergwiazdą White uczynił Chucka Liddella, gdzie do historii przeszła choćby jego potyczka z dawnym przyjacielem, Tito Ortizem. Najpierw rywalizowali oni w programie kształtującym przez lata nowych fanów tego sportu, czyli reality show pt. "Ultimate Fighter". To tam mieli zmierzyć się na sam koniec w finale. White był menedżerem obydwu z nich.
Kolejną postacią, która zawdzięcza sporo od sportowej strony White’owi jest Georges St-Pierre, mający na koncie tylko dwie porażki (rewanżował się za każdym razem) z Mattem Hughesem oraz BJ Pennem. Wszystkie trzy nazwiska znajdują się dziś w UFC Hall of Fame. Zbudowano też markę Jona Jonesa, który został najmłodszym mistrzem UFC w wieku zaledwie 23 lat. Do tej pory ten człowiek ma tylko jedną porażkę na koncie, ponieważ nielegalnie uderzył rywala łokciem. White zabiegał o to, aby tę porażkę mu anulować.
Na niego nałożyła się era głośnego Irlandczyka, Conora McGregora, który nie miał sobie przez długi czas równych w wadze piórkowej. "Notorious" wygrywał chociażby z Maksem Hollowayem po decyzji sędziów, Chadem Mendesem oraz Dustinem Poirierem przez TKO. Przeciwników miał zatem naprawdę mocnych. Mendes wcześniej walczył dwukrotnie z Jose Aldo (któremu przerwano serię zwycięstw trwającą 10 lat). Z kolei zwycięstwo nad Poirierem – który zrewanżował się w 2021 roku – okraszył słynnym zdaniem: "Ja przewiduję takie rzeczy".
Całym tym przedsięwzięciem rządzi jednak White, który sam z siebie czyni gwiazdę.
Przed pierwszą walką Chabiba Nurmagomiedowa z Conorem McGregorem został choćby zaproszony do show Jimmy’ego Kimmela, gdzie sam promował UFC 229 w otwartym paśmie telewizyjnym. Potrafił przybliżać nowym widzom sytuację, gdy McGregor wybiegający prosto z media day przed jedną ze wcześniejszej gali – nr 223 – wybił szybę w autobusie. Autobus jechał Chabib oraz jego rywal, Al Iaquinta, a także Ray Borg i Michael Chiesa.
Teraz White chciałby jeszcze raz powtórzyć starcie z Rosjaninem i Irlandczykiem. Rosjanin zakończył karierę, ale na pewno pozbędzie się natrętnego promotora. – Jeden nienawidzi drugiego. Moim zadaniem jest doprowadzić do tego, by ta walka się odbyła po raz kolejny – powiedział White przed kamerami The National.
Siła perswazji to też mocna strona 52-latka. – White jest okropnym człowiekiem – powiedział o nim Ben Askren. A za chwilę został jego kontraktowym zawodnikiem. Z Kenem Shamrockiem, byłym mistrzem z roku 1995, który potem podążył do Bellatora, starł się słownie, zbliżając twarz do kamery i mówiąc, że „idzie po p*******e pieniądze”. Tak zareagował na słowa, że Shamrock chce pozwać UFC. Momentalnie ustawił sobie reportera, narzucił własne zdanie i powiedział, że UFC dostanie od zawodnika 175 milionów dolarów.
White był często tym, który uspokajał na ceremoniach krewkiego McGregora. Przykładem może być prowokacyjne rzucenie krzesła McGregorowi przez Eddiego Alvareza, po czym "Notorious" chciał pobić swojego rywala. Było to przed UFC 205, na której jedną z promowanych gal w Madison Square Garden była chociażby walka Joanny Jędrzejczyk z Karoliną Kowalkiewicz.
Nie znosi, gdy ktoś się z nim nie zgadza. Popadał w konflikty z Tyrone’em Woodleyem, a nawet z Tito Ortizem, którym przecież się opiekował od strony sportowej. Z tym drugim umiał nawet pobić się w trakcie lotu samolotem, kiedy obaj panowie symulowali wydarzenia z oktagonu, będąc ciągle na pokładzie. Ortiz zresztą później na jednym z oficjalnych ważeń postanowił pokazać się w koszulce "Dana to moja d****a".
White nie pozwala jednak zbyt często wchodzić sobie na głowę. Matta Riddle’a otwarcie skrytykował niegdyś w ESPN. – Ten gość nie walczy w UFC, bo nie potrafił przejść testu na obecność narkotyków. Jest tak uzależniony od marihuany, że trzy razy w roku nie umie być czysty – krzyczał przed kamerami.
Oscarowi de la Hoyi, który zarzucił White’owi brak szacunku dla starszych zawodników, odgryzł się mocniej. – Oscar de la Dziwak (ang. Weirdo)? Mówi, że nie mam prawa powiedzieć, kto kiedy może skończyć karierę? To idiota – twierdził.
Głośno wyraża swoje zdanie. Krytykuje otwarcie sędziów. Przykładem może być walka Walentyny Szewczenko z Priscillą Cachoeirą. Japoński sędzia Mario Yamasaki oberwał wówczas mocno od White’a. – Mam nadzieję, że [ten sędzia] więcej nie postawi stopy w oktagonie, że nie będzie sędziował w UFC. Za późno przerwał walkę – stwierdził Amerykanin.
Gdy Tim Sylvia, były mistrz UFC i rywal Mariusza Pudzianowskiego w trzeciej zawodowej walce Polaka, przyznał, że szuka pieniędzy na leczenie, stwierdził, że UFC ze swoją gażą mogłoby tego nie sfinansować w pełni. Pytanie o niego zostało zadane White’owi. Ten tylko spojrzał na reportera i powiedział: "Dlaczego ja mam za to płacić? A kiedy ostatnio Sylvia dla nas walczył? 15 lat temu?"
Dziennikarze zresztą często go irytują. – Lubicie często rozmawiać o bzdurach. Problemy z pieniędzmi dla zawodników? Mam 630 osób na kontraktach. Rozmawiamy o dwóch, którzy mają kłopot. Nigdy nie mam tak, że ktoś na coś zasługuje. Musisz na to zasłużyć. Innym razem zdenerwował się pogłoskami, jakoby kupił jedną z wysp za część swojego majątku. – Od razu powiem po raz tysięczny: nie kupiłem żadnej p******ej wyspy – kończył zniechęcony.
Trzeba jednak oddać, że często sam jest nabierany i umie podejść do pewnych spraw z dystansem.
White uczestniczył w konferencjach, które tak naprawdę były popisami samego szefa. Wielokrotnie stawał między zawodnikami na prezentacji, a niektórzy lubili go straszyć dla żartów. Rozdzielanie bójek to jego specjalność, co widać często na ceremoniach. Jon Jones i Anthony Jackson poszli nawet o krok dalej i przez kilka sekund rzeczywiście się bili. Wszystko po to, by za chwilę przestać, pośmiać się z promotora i paść sobie w objęcia.
Są i tacy, wobec których nawet White mięknie. Choćby Mike Tyson w interakcji z nim stał się stroną dominującą. Potrafił w ramach żartu wyrzucać go z fotela w samolocie, a całe zdarzenie nagrano i opublikowano w mediach społecznościowych.