Przejdź do pełnej wersji artykułu

Wybory na Camp Nou. Co oznacza wybór Joana Laporty na nowego prezesa Barcelony?

/ Joan Laporta (fot. Getty) Joan Laporta (fot. Getty)

30 184 głosy wystarczyły, by zostać nowym prezesem Barcelony. Socios w większości postawili na człowieka, którego z tej roli pamiętają, głównodowodzącego z lat 2003-2010, Joana Laportę. Dziennik "Marca" wymienia sześć największych wyzwań, z jakimi będzie musiał zmierzyć się następca zhańbionego Josepa Marii Bartomeu.

Paris Saint-Germain kontra FC Barcelona. Transmisja online rewanżowego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów w TVP!

Czytaj też:

Leo Messi (fot. Getty Images)

Joan Laporta nowym prezesem FC Barcelona. Leo Messi zostanie w Katalonii?

Cały świat obiegły wczoraj zdjęcia, które zostały zrobione podczas głosowania w Barcelonie. Carles Puyol czy też Lionel Messi wraz ze swoim synem podążyli do urn, by wskazać swój wybór. Nie dało się ukryć, że od obrania nowej ścieżki dla klubu zależała też przyszłość Argentyńczyka w zespole Blaugrany.




Tymczasem, ten tydzień okazuje się być jednym z najlepszych w najnowszej historii Barcelony. Drużyna Ronalda Koemana odrobiła straty w rewanżu półfinałowym Pucharu Króla przeciwko Sevilli i znalazła się w finale. W lidze hiszpańskiej w sobotę pokonała 2:0 Osasunę, a 18-letni Ilaix Moriba strzelił gola pieczętującego zwycięstwo. Atletico i Real zremisowały 1:1 w derbach Madrytu, co może jeszcze dać szanse na przedłużony wyścig o mistrzostwo Hiszpanii. Josep Maria Bartomeu został aresztowany, a w niedzielę zakończył się też okres faktycznego bezkrólewia w Barcelonie, który trwał od 29 października 2020 roku (Carles Tusquets był tylko tymczasowym prezesem do czasu zwołania wyborów, które i tak przełożono ze stycznia na marzec).

Czytaj też:

La Liga. Barcelona zwyciężyła Osasunę. Ilaix Moriba ze szkółki strzelił gola

W ciągu 10 dni Laporta ma objąć stery na Camp Nou. Próbował już walki o reelekcję w 2015 roku, ale przegrał wówczas z Bartomeu. Nie da się ukryć, że wraca trochę w atmosferze sentymentalnej. Świadczyła o tym pamięć po transferach Ronaldinho z roku 2003, po sześciu trofeach, jakie wywalczyła w roku 2009 drużyna Pepa Guardioli, a także po Johannie Cruyffie, na którego powołał się symbolicznie sztab Laporty, mający numer 14 na swoich maskach.



"Marca" wskazała sześć wyzwań, którym musi stawić czoła stary-nowy prezes klubu. Jego atutem w kampanii prezydenckiej było wskazanie dobrych relacji z Messim, którego odejście jest w obecnej chwili najstraszniejszą perspektywą. Już pierwsze przemówienie katalońskiego prawnika pokazało, że Argentyńczyk jest częścią jego planów. Chce go przekonać do swojej wizji. – To, że Messi zagłosował, pokazuje, że chcę być w Barcelonie. Mam nadzieję, że z nami zostanie – w tych słowach Laporty czuć nutkę nadziei. A skoro rodzina Argentyńczyka, czyli ojciec Jorge Messi polubił wiadomość o wyborze nowego prezesa, a także sam Lionel przesłał Laporcie gratulacje, oznacza to, że porozumienie jest możliwe. – Oprócz wiary i nadziei, mam wrażenie, że wyborowi nowego prezydenta towarzyszy też ulga. Przede wszystkim ulga wynikająca z tego, że era afer, które dotykały Barcelonę już się skończyła – tłumaczy jeden z socios (nr 98107), adwokat Michał Gajdek z podcastu 9CAMPNOU.

Jako kolejne wyzwanie wskazane zostało dobranie odpowiednich współpracowników. Nie da się ukryć, że ani Ramon Planes, ani Eric Abidal nie pozostawili po sobie dobrej opinii. Jako dyrektora generalnego Laporta miałby zatrudnić Ferrana Revertera, który dotychczas był związany z zarządzeniem siecią sprzedaży produktów RTV/AGD. Na stanowisko dyrektora technicznego, bądź sportowego, mianować ma Mateu Alemany'ego, byłego pracownika Valencii, który w duecie z Marcelino Garcią Toralem potrafił pokonywać Barcelonę w finale Copa del Rey w 2019 roku oraz awansować po raz ostatni z Nietoperzami do Ligi Mistrzów. Wcześniej wskazywano też jako kandydata Jordiego Cruyffa, który obecnie pracuje jako trener Shenzhen FC.

Z kolei Xavi, który przez długie miesiące służył za osobowy postulat Victora Fonta, czeka spokojnie w katarskim Al Sadd na lepsze czasy. Odnowienie wizerunku całego klubu będzie zależało od takich wyborów Laporty. Barcelona chce skończyć ze skojarzeniami z aferami z "farmami trolli" w mediach społecznościowych oraz coraz gorszymi wynikami sportowymi i wyższymi porażkami w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Klub nie chce być już kojarzony z odtrącaniem swoich legend, tak jak uczyniono to z Puyolem czy nawet Victorem Valdesem. Każdy z nich odchodził albo w bardzo nieprzyjemnych, albo w mniej lub bardziej tajemniczych okolicznościach. Według informacji "Mundo Deportivo", Valdes miałby powrócić do klubu w roli trenera bramkarzy w szkółce klubowej.

Nie da się też ukryć, że finanse Barcelony nie wyglądają najlepiej. Już na samym początku Laporta musi wykazać wraz z nowym zarządem gwarancję w postaci 124,6 miliona euro, co stanowi 15 procent całkowitych wydatków z budżetu klubowego na sezon 2020/21. W Katalonii płaci się naprawdę sporo, a też samych aktywów w postaci zawodników klub nie ma zbyt dużo. Krótko mówiąc, jeśli Barcelona chce na kimś zarobić, to zarobi mało, bo dla rynku nie ma do zaoferowania piłkarzy, których można uznać za okazję. Jeśli już kimś łatać zespół, to tylko takimi piłkarzami jak Eric Garcia, który do 2017 roku był juniorem klubu z Camp Nou. Sporo zależy też od znajomości, jakie posiadają trenerzy. Dziś bowiem tylko od osoby Ronalda Koemana uzależnione jest ewentualne dołączenie Georginio Wijnalduma i Memphisa Depaya. Samego trenera Laporta nie chce od razu rozliczać. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, że wyniki będą dobre, a gra taka, jak chcemy. Wtedy oczywiste jest, że Koeman wypełni kontrakt. Jak każdy trener, jest zależny od wyników i gry – stwierdził jeszcze przed swoim wyborem na łamach "Mundo Deportivo" oraz "Sportu".

Czytaj też:

Media: Josep Maria Bartomeu ujawnił dane członków klubu

Sympatyków Blaugrany może też martwić zadłużenie. Dług krótkoterminowy klubu wynosi 700 milionów euro. Oznacza to, że Barcelona desperacko będzie potrzebowała pieniędzy sponsorów, a kto wie, czy proponowanym rozwiązaniem nie będzie też wyjście frontem do socios, czyli społeczności kibiców klubu, którzy mogli m. in. zdecydować o tym, kto poprowadzi Barcelonę po rządach Bartomeu. Korekta wynagrodzeń piłkarzy, z którą w pierwszej fazie pandemii COVID-19 były problemy, to jedna sprawa, ale zdobywanie kapitału w inny sposób to druga kwestia. Jak pisze "Marca", Laporta potrzebuje chirurgicznego planu i nie ma marginesu na błąd.

W dłuższej perspektywie okaże się też, że – podobnie jak Real Madryt – Barcelona zajmie się renowacją swojego stadionu. Remont w końcu będzie musiał zostać przeprowadzony, a Laporta chciałby uczynić to jednofazowo. Marzeniem jest, aby w 2024 roku nowy obiekt był gotowy, co zbiegnie się z jubileuszem 125-lecia klubu. Do tego czasu możliwa byłaby przeprowadzka do Montjuic, tak jak w przypadku Realu grającego w Valdebebas na Estadio Alfredo di Stefano.

"Marca" według mnie trafnie zidentyfikowała wyzwania przed Laportą, ale i racja, że trzeba zdawać sobie sprawę, z jakiego poziomu startuje. Na pewno krótkoterminowo trzeba zarządzać zadłużeniem, czyli w praktyce odłożyć jego spłatę w czasie, przebudować kadrę, skłonić Messiego do pozostania i zacząć pilnie remontować stadion – nie ma na co czekać, bo i tak zmarnowany został rok bez publiczności – tłumaczy dalej Michał Gajdek. – To cele już na najbliższe miesiące. Długoterminowo natomiast, z perspektywy kilku lat, będzie trzeba ocenić, do jakiej kondycji doprowadził klub – ekonomicznie (czyli jak spłacić wreszcie to zadłużenie, które będzie odłożone), ale i sportowo (wyniki, plan minimum – brak kompromitacji w Europie rodem z ostatnich lat) i społecznie (zachęcenie sponsorów, powrót do pozytywnego wizerunku klubu) – dodaje na koniec.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także