Michał Siess (KS AZS AWFiS Gdańsk) zajął 7. miejsce w turnieju indywidualnym Grand Prix Pucharu Świata we Florecie w Dosze. Dzięki temu zachował szansę na kwalifikację olimpijską, podobnie, jak Martyna Jelińska (AZS AWF Poznań). Turniej był ostatnim, w którym można było zdobyć punkty rankingowe. Polki pojechały na zawody bez trenera kadry Pawła Kantorskiego, u którego tuż przed wyjazdem zdiagnozowano koronawirusa.
Puchar Świata w Dosze był dla florecistek i florecistów pierwszym międzynarodowym turniejem od ponad roku. Jednocześnie zawodnicy mieli ostatnią szansę na wywalczenie punktów do światowego rankingu, które liczyły się w rankingu olimpijskim. A że były to zawody Grand Prix, to liczba punktów była mnożona razy dwa, co oznacza, że za awans do najlepszej ósemki zawodów można było zdobyć aż 21 punktów i w rankingu awansować nawet o kilkanaście miejsc.
Tuż przed wyjazdem okazało się, że florecistkom nie będzie mógł towarzyszyć trener Paweł Kantorski. Uzyskał pozytywny wynik testu na koronawirusa, podobnie, jak jedna z naszych reprezentantek, Martyna Długosz. Na miejsce dotarło więc pięć naszych zawodniczek: Julia Walczyk, Hanna Łyczbińska, Marika Chrzanowska (wszystkie z KU AZS UAM Poznań) oraz Martyna Jelińska i Martyna Synoradzka z AZS-u AWF-u Poznań. W zaistniałej sytuacji zaopiekował się nimi Włodzimierz Węcławek, szkoleniowiec kadry olimpijskiej florecistów. Żeńską reprezentację zna, jest jednocześnie trenerem klubowym Jelińskiej i Synoradzkiej, ale bez wątpienia, brak trenera Kantorskiego miał wpływ na nasze florecistki.
Odczuła to z pewnością Julia Walczyk, która miała największe szanse na wywalczenie przepustki do Tokio. Florecistka KU AZS UAM Poznań była najwyżej sklasyfikowaną Polką w światowym rankingu. Cel, z którym pojechała do Dohy, to zajść, jak najwyżej i być o dwie rundy lepszą od Hiszpanki Marii Teresy Diaz. Polka nie zdołała jednak zakwalifikować się do turnieju głównego. - Taki jest sport, nie wiemy kiedy trafi się gorszy dzień. Szkoda, że Julii przytrafił się właśnie w sobotę, bo podobnie, jak pozostałe nasze reprezentantki, w ostatnich miesiącach bardzo ciężko pracowała. Nie mam wątpliwości, że gdyby na miejscu był trener Kantorski, to wynik byłby inny. Julia w zawodach Pucharu Świata nie wyszła z grupy pierwszy raz od sześciu lat- powiedział Mateusz Witkowski, klubowy trener Julii Walczyk.
Zrobiły to pozostałe nasze reprezentantki. Martyna Synoradzka gładko pokonała Austriaczkę Marię Kraenkl 15:2, Marika Chrzanowska nie dała szans Hyo Jin Hong z Korei (15:7), Hanna Łyczbińska okazała się lepsza o jedno trafienie od Haruki Yanaoki z Japonii (15:14), a Martyna Jelińska uzyskała awans, także po jednopunktowym zwycięstwie nad Nicole Pustilnik (Izrael).
Przez pierwszą rundę turnieju głównego przebrnęła już tylko jedna Polka, Martyna Synoradzka, która pokonała Amerykankę Maię Mei Weintraub 15:12. Pozostałe nasze florecistki doznały porażek. Hanna Łyczbińska przegrała z Pauline Ranvier (Francja) 11:15, Marika Chrzanowska uległa Włoszce Erice Cipressa 6:15, a Martyna Jelińska nie sprostała faworyzowanej Alice Volpi z Włoch (6:15). Jelińska była jednak wysoko w rankingu światowym, dlatego dzięki zdobytym w Dosze kolejnym punktom, zapewniła sobie prawo startu w tzw. dobijaku, czyli turnieju ostatniej szansy w Madrycie. - Był to ciężki turniej ze względu na długą przerwę oraz stres, ponieważ liczył się do kwalifikacji. W walkach grupowych ciężko szło, nie tak, jak zakładałam. Dopiero od walk do 15 trafień zaczęłam walczyć lepie. Dzisiaj w turnieju głównym mierzyłam się z 2. zawodniczką świata, wiec walka była bardzo trudna. Czuję niedosyt i wiem że jeszcze trochę pracy przed mną. Teraz trzeba dobrze się nastawić na dobry start w dobijaku- powiedziała Martyna Jelińska.
W turnieju mężczyzn, na planszach w Dosze zobaczyliśmy pięciu reprezentantów Polski: Leszka Rajskiego, Andrzeja Rządkowskiego (Wrocławianie), Michała Siessa i Mikołaja Rudnickiego (KS AZS AWFiS Gdańsk) oraz Macieja Bema (AZS AWF Poznań). Do turnieju głównego awansowali Rajski, Rządkowski i Siess. W pojedynkach o awans do czołowej 32, Rajski, aktualny mistrz Polski, pokonał Węgra Gergo Szemesa 15:9, Michał Siess wygrał z Alexandrem Sirotkinem 15:11, a Rządkowski uległ 13:15 Cypryjczykowi Alexowi Tofalidesowi.
Do czołowej szesnastki zawodów awansował jedynie Siess, pokonując Koreańczyka Lok Wang Lawrence'a 15:8. Polak walczył znakomicie, także w kolejnym pojedynku, w którym zmierzył się z Rosjaninem Antonem Borodachevem. Florecista z Gdańska, triumfator niedawnych zawodów Pucharu Polski, zwyciężył 15:6 i awansował do ćwierćfinału. W walce o półfinał przegrał jednak z Japończykiem Takahiro Shikine 11:15. Wejście do najlepszej ósemki spowodowało jednak awans na 3. miejsce w rankingu, co oznacza nie tylko prawo startu w dobijaku, ale w przypadku, gdyby z powodu pandemii, turniej się nie odbył, przepustkę do Tokio. "Zawodnicy na międzynarodowych planszach walczyli pierwszy raz od roku, dlatego 7. miejsce Michała Siessa i 11. Leszka Rajskiego to naprawdę bardzo dobre wyniki. Cieszę się, bo to mój debiut w roli trenera kadry na zawodach Pucharu Świata- podsumował turniej Włodzimierz Węcławek.
Przypomnijmy, że najlepszy z Polaków, Michał Siess, w lipcu 2019 roku wywalczył indywidualnie 6. miejsce na mistrzostwach świata. Jest synem Cezarego Siessa, który we florecie z drużyną zdobył brązowy medal igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku.