Kontuzja wykluczyła ją z najważniejszej imprezy halowego sezonu. Nie odpuścił również koronawirus, który pokrzyżował plany podczas przygotowań. Justyna Święty-Ersetic nadal wierzy, że będzie to jej najlepszy sezon w karierze. W rozmowie z TVPSPORT.PL przybliżyła plany na najbliższe dni i powiedziała, jak poradziła sobie z wirusem.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Najgorsze w 2021 roku już z panią?
Justyna Święty-Ersetic: – Na tę chwilę wszystko jest w porządku. Jestem na dobrej drodze, żeby w najbliższym czasie wystartować gdzieś indywidualnie i się sprawdzić.
– Jak minęły ostatnie miesiące?
– Sezon halowy był dla mnie rewelacyjny i myślałam, że całość pójdzie tylko i wyłącznie lepiej. Doznałam kontuzji. Później wróciłam na chwilę do treningów i zachorowałam na koronawirusa. Czas uciekł. Musiałam uzbroić się w cierpliwość. Bardzo powoli wdrażałam się w ćwiczenia. Pojawiło się światełko w tunelu. Jestem optymistycznie nastawiona do zbliżającego się sezonu.
– Był głód startów?
– Jak najbardziej. Przykro się oglądało dziewczyny przed telewizorem, gdy zdobywały drugie miejsce podczas World Relays. Tym bardziej, że było to tak blisko mnie. Oczywiście, dopingowałam je. Cieszyłam się z rezultatów, które osiągnęły. Chciałam mimo wszystko być na miejscu z nimi. Dobrze, że wspólnie z trenerem zdecydowaliśmy, że wystartowałam w Drużynowych Mistrzostwach Europy.
– Gorsza była kontuzja w sezonie halowym czy złapanie koronawirusa?
– Mimo wszystko koronawirus. To coś nowego. Nie wiedziałam, jak organizm zareaguje. Niestety, trochę mnie ten wirus kosztował. Wiele na tym straciłam. Organizm też. Na początku, gdy wracałam, uskuteczniałam tylko i wyłącznie spacery. I tak, i tak był to duży wysiłek. Większe obawy były po wirusie.
– Była chwila zwątpienia?
– Czułam wielkie wsparcie. Największe od trenera. Był ze mną cały czas. Bardzo trudne chwile. Po kontuzji nie zdążyłam się nawet wdrożyć w trening, a już pojawiły się kłopoty. Rzucano mi kłody pod nogi. Nie ma co ukrywać, że to najważniejszy sezon w mojej karierze. Chciałabym, żeby wszystko toczyło się idealnie. Niestety, w tym roku zdrowie nie pozwala mi się skupić tylko i wyłącznie na trenowaniu.
– Pozbyła się już pan złych emocji?
– Jak najbardziej. Start w Chorzowie wiele mi dał. Pojawiły się ogromne emocje. Był lekki strach, jak zareaguje organizm, ale wyszło fajnie. Dobre przetarcie. Wiemy, w jakim miejscu jesteśmy. Czekam cały czas na pierwszy indywidualny start.
– Da się uciec od stresu?
– Mimo że jestem doświadczoną zawodniczką i wiele w sporcie przeżyłam, to stresowe chwile się pojawiają. Myślę, że taka sytuacja jeszcze bardziej napędziła mnie do działania. Chciałam się pokazać z jak najlepszej strony.
– Znakomita postawa młodszych zawodniczek nieco martwi?
– Wręcz przeciwnie. Bardzo mnie to cieszy. Natalia Kaczmarek jest w tym sezonie rewelacją. Pod kątem sztafety będzie to super wzmocnienie. Kolejna osoba, biegająca indywidualnie w granicach 51 sekund. Potrzeba nam takich zawodniczek. Chciałbym już biegać tak szybko jak ona, ale cieszy mnie fakt, że to kolejna dziewczyna, która może nam pomóc. Mamy również Kornelię Lesiewicz. Występuje fenomenalnie. Dobrze, że są młode osoby. Gdy przyjdzie moment, kiedy starsza część "Aniołków" odejdzie, będziemy mogły oglądać następczynie przed telewizorem.
– Doświadczenie i młodość to mieszanka wybuchowa?
– Coś w tym jest. U starszych biegaczek, z racji swojego wieku, nie zawsze chce się zrobić coś na treningu. Młodzież jest wiecznie pełna energii i werwy. Fajnie. Wnoszą pozytywną energię. Nie odczuwamy różnicy pokoleń. Dogadujemy się rewelacyjnie.
– Czego możemy się spodziewać po rywalizacji w Tokio?
– Myślę, że finał jest jak najbardziej możliwy. Podczas igrzysk skupimy się przede wszystkim na sztafecie. Tam mamy największe szanse. Medal jest w zasięgu. Realny cel, do którego będziemy dążyć. Jeśli będzie zdrowie i wszystkie dziewczyny dojdą do siebie, to wierzę, że zapewnimy kibicom show. Liczę, że przywieziemy do Polski najcenniejszy medal w naszej kolekcji.
– Macie już plan na najbliższe dni?
– Mamy krótki obóz w Zakopanem, ale intensywny. Będziemy na miejscu około tygodnia. Straciłam wiele przez kontuzję i wirusa, dlatego poszukuję czasu na spokojny trening. Mogę tu ćwiczyć dwa razy dziennie. Chcę dokręcić śrubę. Skupiam się tylko na pracy W domu zawsze jest coś do zrobienia i czujemy się tam rozproszone. Teraz mocno się przygotowujemy.