Wygrani i przegrani październikowego zgrupowania kadry. Świderski w górę, "Lewy" w dół
Mecz Albania - Polska. Robert Lewandowski walczy o piłkę (fot. PAP)
Mateusz Miga
Dwa mecze, dwie wygrane, awans na drugie miejsce w tabeli i wielki krok w kierunku meczów barażowych. Reprezentacja Polski pokonała San Marino i Albanię, ale nie wszyscy piłkarzy Paulo Sousy mogą być zadowoleni z październikowego zgrupowania kadry. Kto zyskał, a kto stracił?
Dziś można to napisać wprost. Karol Świderski to odkrycie Paulo Sousy dla reprezentacji Polski. Żaden inny reprezentant nie zagrał w tylu spotkaniach za kadencji obecnego selekcjonera. Świderski nie wystąpił tylko w pierwszym spotkaniu z Węgrami, potem wchodził na boisko w każdym kolejnym meczu, a październikowe zgrupowanie było dla niego bardzo udane. Piłkarz PAOK Saloniki trafił do siatki w meczu z San Marino, a potem jego strzał lewą nogą dał nam arcyważną wygraną nad Albanią.
– Czytałem dużo krytyki na temat Karola, ale on broni się swoją grą. Strzela gole i szybko rośnie w tym zespole – mówi Paulo Sousa. Nawet jeśli przesadza mówiąc o krytyce, to trzeba jasno przyznać, że Portugalczyk świetnie poradził sobie w sytuacji, gdy zabrakło mu Krzysztofa Piątka i Arkadiusza Milika. W meczu z San Marino Świderski był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku – przyspieszał każdą akcję ofensywną Polaków. Wtorkowy mecz rozpoczął na ławce rezerwowych, ale w kluczowym momencie idealnie dostawił nogę.
Stoperzy
Mecz z San Marino nie był dla nich wyzwaniem, ale już spotkanie z Albanią owszem. Paulo Sousa znalazł już chyba najmocniejsze ustawienie. W najważniejszych meczach stawia na Pawła Dawidowicza, Kamila Glika i Jana Bednarka. I to oni stanowią trójkę środkowych obrońców, gdy piłkę ma rywal. W meczu z Albanią byli zaporą w zasadzie nie do przebycia. Wojciech Szczęsny po raz pierwszy interweniować musiał w 88. minucie spotkania, a i to nie wymagało od niego wielkich umiejętności. Paweł Dawidowicz jeszcze nigdy nie miał tak mocnej pozycji w reprezentacji.
We wrześniu narzekaliśmy, że w każdym spotkaniu tracimy bramki, a październik zamykamy z zerowym kontem po stronie strat. O ile ofensywa nadal kuleje, gra obronna drużyny Paulo Sousy wygląda coraz lepiej. Nasi stoperzy radzili sobie, nawet jeśli momentami brakowało nam z lewej strony wsparcia ze strony Jakuba Modera. Tymoteusz Puchacz w kilku sytuacjach był osamotniony, czasem miał przeciwko sobie dwóch rywali. A i Moder w jednej sytuacji bezradnie patrzył na dwóch przeciwników i nie wiedział, do którego biec, bo wokół brakowało wsparcia. Te momenty są zdecydowanie do poprawy.
W meczu z San Marino rozegrał pierwsze pełne spotkanie w reprezentacji Polski i zademonstrował to co ma najlepsze. Przebojowość, siłę, pomysł na grę i boiskową zuchwałość. 17-latek potwierdził, że jest gotów do gry na arenie międzynarodowej. Oczywiście, w sobotę graliśmy tylko przeciwko San Marino, ale ważne w tym meczu było co innego. Piłkarz Pogoni Szczecin musiał dobrze wypaść na tle kolegów z reprezentacji i ten egzamin zdał. Był to już jego szósty mecz w kadrze. Sousa pewnie nie będzie się wahać przed wysłaniem kolejnego powołania.
Porażka w Albanii praktycznie oznaczałaby zakończenie szans na mistrzostw świata, a Portugalczyk mógłby powoli szykować się do zakończenia pracy z reprezentacją. W pierwszej połowie mecz nie wyglądał dobrze, co prawda gospodarze nie stwarzali sytuacji do zdobycia gola, ale potrafili nas zdominować. W drugiej połowie obraz gry był już zupełnie inny. Polska drużyna całkowicie dominowała na boisku, co wreszcie zwieńczyła golem. Sousa po raz kolejny ratuje się udanym zmianami w trakcie meczu.
Trzy kolejne mecze bez zdobytego gola? Takiej kiepskiej passy Robert Lewandowski nie miał od przełomu 2018 i 2019. Wtedy bezbramkowa passa trwała aż osiem spotkań. Zaczęła się podczas mistrzostw świata 2018, a dobiegła końca dopiero w marcu 2019. Dziś to tylko trzy mecze, ale w tej ocenie nie chodzi tylko o bramki. Mecze z San Marino i Albanią "Lewemu" po prostu nie wyszły. Nie potrafił uwolnić się od opieki pilnujących go rywali. Piłka nie słuchała go tak jak zazwyczaj. Podejmował kiepskie decyzje, nie potrafił złapać wspólnego języka z kolegami z zespołu. A i strzały nie były tak precyzyjne jak zazwyczaj. Lewandowskiego dopadła lekka zadyszka i… nic w tym dziwnego. Nawet on nie jest przecież robotem. Oczywiście, nadal wykonuje mnóstwo pożytecznej pracy, absorbuje uwagę obrońców rywali, ale stać go na znacznie, znacznie więcej.
Świetnie, że potrafiliśmy wygrać z Albanią nawet mimo słabszej formy Lewandowskiego. Niech odpocznie i przyszykuje formę na końcówkę kwalifikacji i mecze barażowe. Wtedy będzie najbardziej potrzebny.
Dwa mecze w roli rezerwowego – taki bilans października z pewnością nie zadowala Bartosza Bereszyńskiego. Od czasu nieudanych dla niego mistrzostw Europy, ani raz nie zagrał w podstawowym składzie. Pojawił się na boisku w drugiej połowie spotkania z Albanią, potem doznał urazu, a w październiku znów musiał zadowolić się rolą rezerwowego. Gołym okiem widać, że trudno będzie mu odbudować zaufanie Sousy, jakim ten darzył go przed Euro 2020.
W meczu z Albanią wszedł na boisko w doliczonym czasie gry, gdy Tymoteusz Puchacz mocno opadł już z sił. Paulo Sousa na wahadłach stawia na Kamila Jóźwiaka i Tymoteusza Puchacza, wybrał też trójkę podstawowych środkowych obrońców. Bereszyńskiego obecnie w tych planach nie ma.
Nieobecni głosu nie mają. Kadencję Paulo Sousy rozpoczął w podstawowym składzie, obok Roberta Lewandowskiego. Wtedy był numerem dwa. A dziś? Ranking napastników jest dziś znacznie dłuższy. W ostatnich miesiącach udało się pozytywnie zaopiniować Adama Buksę i Karola Świderskiego. Obaj okazali się bardzo przydatni. – W kwestii napastników mamy duży wybór. Dysponuję zawodnikami o różnej charakterystyce, którzy pomagają nam wygrywać mecze – mówi Sousa. Buksa to typowy środkowy napastnik, który lubi też walkę wręcz. Świderski to piłkarz bardziej wszechstronny, który świetnie odnajdzie się także dalej od pola karnego rywali. No i obaj strzelają gole.
Do kadry wrócił już Krzysztof Piątek. W meczu z San Marino zdobył bramkę, ale przed nim dużo pracy, by odzyskać pozycję w zespole. Cały mecz z Albanią zobaczył w roli rezerwowego. Dziś w rankingu napastników jest niżej niż Buksa i Świderski, a Arkadiusz Milik wciąż jest o krok do tyłu. Pod koniec września napastnik Olympique Marsylia wrócił na boisko, ale wciąż czeka na gole i powołanie od Sousy. Na razie musi odbudować formę, zdobyć kilka bramek, a dopiero wtedy przekona się, jak nisko spadł w rankingu napastników. Pozostaje życzyć Milikowi, by doprowadził selekcjonera do bólu głowy już podczas wysyłania powołań na listopadowe spotkania.