Znają się doskonale – nie tylko z lodowiska. Natalia Maliszewska, obecna liderka kadry, jest młodszą siostrą Patrycji. To na niej wzorowała się na początku kariery. Z Nicolą Mazur uczyła się z kolei w szkole. Trenują razem od czwartej klasy podstawówki. Gabriela Topolska jeździła z wymienioną trójką w Juvenii Białystok. Kamila Stormowska jest zaś obecnie koleżanką Nicoli ze Stoczniowca Gdańsk – po tym jak obie przeniosły się do Trójmiasta na studia.
Najmłodsza w tym gronie Magda Zych pozostaje dobrym duchem drużyny. Jako jedyna z pozostałymi wiąże jedynie reprezentacyjne doświadczenia. – Nie czuję się z tego powodu w żaden sposób odosobniona – śmieje się 17-latka. – Jestem otwarta na nowe znajomości. Zresztą wszyscy mówią, że potrafię poprawiać humor, bo niezależnie od wszystkiego tryskam energią. Żyjemy trochę jak rodzina. Oni wiedzą, że wiele bym dla nich zrobiła, a ja wiem, że oni zrobiliby to dla mnie – mówi.
W rzeczy samej, atmosfera między reprezentantkami Polski jest doskonała. Widać to zarówno na lodzie, jak i poza nim. W niedzielę biało-czerwone razem przeżywały wywalczony rzutem na taśmę awans na igrzyska. Awans, dzięki któremu będą ścierać się między sobą nie o trzy, a minimum cztery miejsca w samolocie do Chin.
PECH, NADZIEJA, EUFORIA
Nastawienie od początku weekendu było jasne: ten awans Polkom się po prostu należał. Trzeba było go "tylko" wyszarpać. Ze szpon pecha, który w sezonie 2021/22 był tak stałym elementem wyścigów naszej sztafety, jak charakterystyczny okrzyk "dziewoje".
By zakwalifikować się na igrzyska, trzeba było zająć miejsce w "óscemce" klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Tymczasem od początku cyklu szło jak po grudzie. Co się działo?
Pech #1: w Pekinie biało-czerwone jechały ćwierćfinał z Kanadą, USA i Białorusią. Dublowane reprezentantki ostatniego z wymienionych krajów w nieprzepisowy sposób uniemożliwiły
Natalii Maliszewskiej wyprzedzanie na ostatnim okrążeniu. W rezultacie sędziowie dołączyli Polskę do stawki półfinalistek. Biało-czerwone pojechały więc o miejsca 1-9, ale nie zbudowały przewagi nad Amerykankami, które również, dzięki białoruskiej "pomocy", wywalczyły awans.
Pech #2: w Nagoi biało-czerwonym trafił się ten sam zestaw rywalek. Tym razem dojechały do mety na drugim miejscu i... po kontrowersyjnej decyzji sędziów zostały zdyskwalifikowane. Chodziło o zbyt szerokie rozstawienie nóg przy dokonywaniu zmiany. Dyskwalifikacja była bolesna. Oznaczała spadek nie tylko za USA, ale również za Białoruś.
Pech #3: w Debreczynie obyło się bez decyzji arbitrów. Polki przejechały kapitalny ćwierćfinał – czas 4:07,317, czyli nowy rekord kraju, był czwartym w całej stawce. Niestety... szybsze okazały się zawodniczki z Kanady i USA, które jechały w tym samym biegu. Trzecie miejsce nie dało naszym zawodniczkom awansu.
Pech #4: wydawało się, że pech opuścił Polki w Dordrechcie. Wreszcie trafiły na inny zestaw rywalek i zdołały awansować do półfinału, zostawiając za plecami Japonię i Białoruś. Po kwalifikacyjnej części biało-czerwone nie mogły być jednak pewne igrzysk ze względu na... kolejny werdykt arbitrów. Dyskwalifikacja Węgierek dała dziewiąte miejsce Japonii. Taki obrót spraw oznaczał, że Polki potrzebowały minimum siódmego miejsce.
Pech #5: po awans na igrzyska pojechały w niedzielę, w finale B. Wyprzedzenie minimum jednej z drużyn urosło do rangi mission impossible, gdy...
Kamila Stormowska straciła część płozy. I to już na pierwszej zmianie. Polki znowu miały "pod górkę", a na metę dojechały jako czwarte.
Na lodzie był smutek, skupienie, pojawiły się łzy. Później chwila wyczekiwania – dla jednych z ogromną nadzieją, dla innych – nawet bez niej.
– Nie patrzyłam się na to, co robią inni. Wiedziałam, że było trochę walki – że Chinki i Rosjanki mocno walczyły. Było więc sporo sytuacji do analizowania, ale szczerze mówiąc nie wiedziałam na co patrzą sedziowie – mówiła
Kamila Stormowska przed kamerą TVP Sport.
Po kilkuadziesięciu długich sekundach pojawił się werdykt: dyskwalifikacja Chinek. Wówczas rozpacz zamieniła się w euforię.
– Mi już chciało się płakać. Przytuliłyśmy się na środku i pocieszałyśmy, że nic się nie stało. A później nagle wybuchła radość – opisywała
Stormowska.
To znamiennie. Gdyby nie ta decyzja, mówilibyśmy, że Polki zostały wyrzucone z igrzysk przez błąd Węgierek. Teraz do Pekinu nie polecą Japonki, które z kolei mogą mieć żal do Chinek. Niemniej: rywalizacja w ubiegłych tygodniach pokazała, że biało-czerwone mają potencjał, który przy większym szczęściu może dać bardzo dobry wynik. W końcu piąte miejsce mistrzostw świata z ubiegłego sezonu nie wzięło się przypadkiem.
Polskie "dziewoje" dziś są zwycięskie. W lutym wybiorą się zaś do Pekinu – z pewnością nie po to, by się "objeździć". Każda z nich jest żądna walki o najwyższe pozycje.
Dzięki zakwalifikowaniu sztafety, do Chin polecą nie trzy, a minimum cztery Polki. Kwota ta może zwiększyć się do pięciu, jeśli w wyniku relokacji dostaniemy minimum osiem miejsc na dystansach indywidualnych. Na dziś wygląda jednak na to, że kwalifikacji będzie siedem: trzy na 500 metrów oraz po dwie na 1500 i 1000.