Pięciokrotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni nie ma wątpliwości. Manipulacje sprzętowe są największym problemem współczesnych skoków narciarskich. – To dużo gorsze niż doping, za który grozi dwuletnia dyskwalifikacja – zauważa Janne Ahonen. Finowie chcieliby zwiększenia kar dla krętaczy.
W Krainie Tysiąca Jezior z rozrzewnieniem wspominać mogą dziś czasy triumfów na skoczniach. W trwającym cyklu punkty wywalczył jedynie Niko Kytosaho. Reszta spadała na dno klasyfikacji. W Finlandii wiedzą, że odstają od świata także pod względem technologii i często poruszają ten temat. – W poprzednim wieku nie było za wiele kombinowania w strojach. Nagle nastąpił rozwój, sprzęt stał się największym problemem w skokach – podkreśla Ahonena w rozmowie z telewizją YLE.
Według Fina na skoczniach zbyt wiele zależy od kwestii technologicznych, a wiele sztabów i zawodników kombinuje przy sprzęcie. – Jeśli porównać najbardziej zmanipulowane kombinezony z tymi, które są całkowicie zgodne z przepisami, różnica w uzyskanej odległości na dużej skoczni wyniosłaby około 15 metrów, na skoczni takiej jak Rukatunturi byłoby to ponad 20 metrów, na obiekcie do lotów narciarskich jeszcze więcej – analizuje 44-latek.
Teoretycznie oszustów eliminują kontrole prowadzone w trakcie zawodów kontrole. Ahonen ma jednak nie najlepsze zdanie na ich temat. – Zgodność z przepisami stroju każdego sportowca można potwierdzić, ale równie dobrze można zanegować. Wszystko zależy od tego, jaki konkretnie parametr jest mierzony i który zawodnik w największym stopniu potrafi być bezczelny – wskazuje Fin.
– Nie ma substancji dopingującej, która mogłaby dać taką przewagę nad innymi, jaką można uzyskać za pomocą kombinezonu. A stosowanie dopingu wyrzuci cię ze sportu na dwa lata, podczas gdy oszustwo ze sprzętem wykluczy cię tylko ze startu w danej serii – zauważa Ahonen.
Nielegalny sprzęt w skokach? Finowie mają pomysły
Finowie przestali nadawać ton rywalizacji w Pucharze Świata, ale starają się dostarczyć rozwiązania, które wyhamowałyby działania "szarej strefy" w skokach. Tommi Nikunen chciałby na przykład, aby kombinezony były dokładnie mierzone przed weekendem, a następnie zostawiane na skoczni pod nadzorem FIS.
W październiku tego roku do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej miała też przedostać się propozycja Niemca Andreasa Bauera, członka komisji do spraw sprzętu, zakładająca zwiększenie kar dla oszukujących zawodników. Spotkała się ona z aprobatą fińskiego przedstawiciela w tym zespole FIS – Janne Marvaili, ale nie została wprowadzona.
– Jeśli w pierwszej dwudziestce masz pięciu zawodników, to jedna dyskwalifikacja zmienia niewiele. Ale jeśli na sportowca zostaną nałożone sankcje, mające charakter zarobkowy, to stanie się on bardziej zainteresowany tym, aby sprzęt był przepisowy – analizował Marvaila w rozmowie YLE.
W poprzednim sezonie najgłośniejszą dyskwalifikacją było wykluczenie dla Halvora Egnera Graneruda, kilka minut po triumfie w Rasnovie. "To sygnał ostrzegawczy przed mistrzostwami świata!" – interpretowano w środowisku. W samym Oberstdorfie obyło się jednak bez większych zmian klasyfikacji wywołanych kontrolą sprzętu.
W trwającym cyklu dyskwalifikacje spotykały głównie przedstawicieli słabszych nacji, choć na przykład w Wiśle "DSQ" przy swoim nazwisku zobaczył Maciej Kot. Warto przypomnieć, że za kontrolę sprzętu po skoku odpowiada obecnie Fin Mika Jukkara, który zastąpił doświadczonego Seppa Gratzera.
Skorzy do rewolucji w przepisach Finowie wiedzą jedno: nie ma na nią szans w sezonie olimpijskim. – Pamiętajmy, że kontrola nie jest łatwa, bo ma uniwersalne założenia, a dotyczy ludzkiego ciała – podkreśla Marvaila, jednocześnie nazywając jej obecne założenia "staromodnymi". Kiedy można liczyć na zmianę? – Po igrzyskach moglibyśmy zacząć pisać nową historię – wierzy Fin.