Awans do azjatyckich finałów mistrzostw świata w 2002 roku wywołał euforię. Zwycięskie eliminacje rozbudziły apetyty kibiców, nie brakowało rozważań o medalowych szansach... To jak z perspektywy czasu ocenić jednoznacznie kadencję Jerzego Engela? I dlaczego wyprawa do dalekiej Azji zakończyła się klęską? O tym niepowodzeniu i nie tylko w rozmowie z Pawłem Kryszałowiczem.
Sebastian Piątkowski, TVPSPORT.PL: – Nostalgia podpowiada pytanie o Zespół Szkół przy ulicy Marii Zaborowskiej w Słupsku.
Paweł Kryszałowicz: – Znam dobrze to miejsce. Bywał tam pan?
– Tak, na letnich koloniach. Słabość do Słupska potęguje we mnie ta…bliskość Morza Bałtyckiego.
– Ma pan rację, mamy trochę lepiej, bo nie musimy jeździć nad morze z drugiego końca Polski.
– Przełom wieków to był pana udany czas.
– Istotnie, dobra dyspozycja w Amice Wronki zaprocentowała interesującą propozycją. Transferem do Eintrachtu spełniłem marzenie o grze w zagranicznym klubie.
– Na zakup Kryszałowicza naciskał ponoć Felix Magath.
– Tak, to za jego namową trafiłem do Frankfurtu. Nasza współpraca trwała jednak krótko, zaledwie trzy miesiące.
– To może poproszę o dwa zdania o jego słynnych metodach treningowych!
– Kto nie trenował pod okiem Magatha, ten niewiele zrozumie. Bywało ciężko, powiedziałbym nawet, że bardzo. Obciążenia podczas zajęć były nieprawdopodobne! Przez pierwsze dwa tygodnie za Odrą zadawałem sobie pytanie: co ja tutaj robię? Ale dodam obiektywnie, że efektem tej krótkiej współpracy był chyba mój najlepszy sezon w przygodzie z piłką. Strzelałem sporo goli i czułem się bardzo dobrze.
– Ale organizm się zbuntował. Po azjatyckim turnieju coraz częściej narzekał pan na urazy. To była pochodna treningów u Magatha?
– Najprawdopodobniej. Organizm coraz częściej odmawiał posłuszeństwa. Mimo wszystko uważam, że pod okiem tak wymagającego szkoleniowca zyskałem wiele. Osiągnąłem życiową formę, trafiłem do reprezentacji i co najważniejsze - pojechałem na finały mistrzostw świata.
– A jak wiele zawdzięcza pan Jerzemu Engelowi?
– To bardzo ważna dla mnie postać. Przede wszystkim ten trener jest wspaniałym mówcą, posiadł tę umiejętność w znakomitym stopniu. Idąc dalej, to doskonały taktyk. Ponadto, to człowiek o przyjemnym tembrze głosu, raczej nie wpadający w furię. Do wyjazdu na finały wszystko było bez zarzutu. Nie mieliśmy wprawdzie indywidualności pokroju Roberta Lewandowskiego, ale też nie byliśmy grupą anonimowych piłkarzy. O niepowodzeniu w Korei zadecydowały czynniki, o które zapewne zahaczymy podczas tej rozmowy.
– To czego przede wszystkim zabrakło?
– Oczekiwanie na sukces jest zasadne, gdy wszyscy kadrowicze mają pewne miejsca w klubach i przyjeżdżają w pełni przygotowani. Drugim ważnym elementem jest atmosfera. Jeżeli któryś z tych dwóch warunków nie zostanie spełniony, to nie można myśleć o zwycięstwach.
– Mówimy o Jerzym Engelu, to może przypomnijmy niecodzienny zabieg motywacyjny przed grą z Norwegami.
– Ten mecz zaplanowano na 1 września. Pewnie dlatego w skupieniu obejrzeliśmy dokument o rozpoczęciu drugiej wojny światowej, po czym udaliśmy się do pokojów. Ten seans wyzwolił w nas nowe pokłady energii. Zdawaliśmy sobie sprawę z rangi spotkania, bo przecież przy wygranej i korzystnych wynikach na innych stadionach zapewnialiśmy sobie bilety do Korei i Japonii. Wyjątkowy wieczór. Zainteresowanie kibiców też przeszło najśmielsze oczekiwania, pełny stadion dodawał sił i wiary w umiejętności. Tego dnia przekonaliśmy się raz jeszcze, że w określeniu Kocioł Czarownic nie ma grama przesady. Widownia po prostu nas niosła.
– Chorzowska wiktoria oznaczała równocześnie zakończenie selekcji…
– … co nawet po dwudziestu latach wzbudza kontrowersje. Trudno odnosić się do pewnych kwestii, bowiem życie bywa bardzo przewrotne. Po eliminacjach odczuwaliśmy dumę, choć już wtedy dywagacje o medalach przyjmowaliśmy z przymrużeniem oka.
Puchar Świata? Medal? A na jakiej niby podstawie? Zabrakło komuś obiektywnego i chłodnego spojrzenia. Zwycięstwa nad Ukrainą i Norwegią nie czyniły z nas faworytów azjatyckich zmagań. Nie po raz pierwszy nadmuchano balonik do granicy pęknięcia.
– W filmie Tomasza Smokowskiego uderza pewna scena.
Podczas odprawy, po przegranym meczu z Koreą Południową, trener Engel wypowiedział znamienne słowa: – Nienawidzę przegrywać, ale jeszcze bardziej nienawidzę, gdy porażka nie wyzwala w was złości(…).
– Wydaje mi się teraz, że wpływ na kiepski turniej miały nie do końca zrozumiałe nominacje. Tuż przed turniejem okazało się, że zabraknie kilku ważnych piłkarzy. W samolocie znaleźli się ludzie, którzy nigdy nie mieli z nami do czynienia. O czym w ogóle rozmawiamy? Niektóre decyzje personalne podcięły nam skrzydła, charakter zespołu został w ten sposób zmieniony. Wyjątkowa atmosfera z eliminacji ulotniła się.
– Pominięcie Tomasza Iwana miało chyba właśnie służyć poprawie atmosfery?
– Wolne żarty. Akurat Tomek wnosił do szatni bardzo wiele. Przypomnę, że grał w PSV Eindhoven, dobrze zorganizowanym klubie.
– W meczu z Koreą Płd. pojawił się pan na boisku dopiero w drugiej połowie.
– To było dla mnie sporym zaskoczeniem. Selekcjoner desygnował do gry Maćka Żurawskiego, a mnie pozostało tylko tę decyzję uszanować. Byliśmy w tym meczu za bardzo sparaliżowani. Przedmeczowe założenia wzięły w łeb.
Wypadliśmy beznadziejnie, może z wyjątkiem pierwszych piętnastu minut.
– W Pusan był niemiłosierny upał, a waszą turniejową bazę zlokalizowano w górskim Tedzon…
– W Tedzon trenowaliśmy przez ponad tydzień, po czym przenieśliśmy się bardziej na południe. Dzień przed meczem udaliśmy się do Pusan, położonego w innej strefie klimatycznej. Proszę mi wierzyć, nigdy wcześniej, nie trenowałem w tak tropikalnych warunkach! Po pięciu minutach rozgrzewki czułem się jak w saunie! Ale nie szukajmy usprawiedliwień na siłę. Graliśmy bardzo słabo. Rzeczywistość przerosła wszystkich.
– Pamięta pan skecz Marcina Dańca?
– Ten o meczu z Koreą? Owszem, pamiętam.
– Myślałem, że z naszymi wychodzą chłopcy do podawania piłek, a to Korea!(…) Z czym do ludzi, mikroprocesorki? (…)
– Ha, ha, ha! Wina leżała po naszej stronie. Na boisku panował chaos, nie realizowaliśmy założeń taktycznych nakreślonych na odprawie.
– Portugalczycy także przegrali na inaugurację.
– Dlatego potem była to ostatnia szansa obu drużyn. Walczyliśmy ambitnie, ale przegraliśmy z kretesem.
– Nie za wysoko?
– Jestem podobnego zdania. Pamiętne 0:4 odzwierciedlało różnicę klasy, ale jednak wykreowaliśmy kilka sytuacji. O końcowym wyniku zadecydowały indywidualne błędy. Zagraliśmy w eksperymentalnym ustawieniu 4-3-3, bowiem nie było już czego bronić. Portugalczycy wykorzystali wszystkie momenty słabości, a skutecznością zaimponował Paleta.
– Atakujący naprawdę wysokiej klasy. A pan miał piłkarskich idoli? Czy na tym poziomie podpatruje się jeszcze innych piłkarzy?
– Miałem. Gdy rozpoczynałem przygodę z piłką imponował mi Fleming Povlsen z Borussii Dortmund. Zauważałem podobieństwo w naszej grze – ja również byłem przecież nieco przygarbiony, nie imponowałem może szybkością, ale lubiłem wziąć na siebie ciężar akcji.
– Oddaliśmy należny hołd Povlsenowi, to wróćmy do tej przeklętej Portugali…
– I co ja mogę panu powiedzieć? Zawaliliśmy i tyle. Gdy obrońca pomyli się w rachubach, to skutki tej złej decyzji bywają opłakane. Dobrze pan wie, do czego zmierzam, ale taka jest właśnie piłka nożna. Gra błędów.
– A w meczu o honor już po pierwszych minutach prowadziliśmy 2:0!
– Amerykanie byli zszokowani, nie bardzo wiedzieli jak zareagować! Te bramki ustawiły mecz, inna sprawa, że po niepowodzeniach zeszło z nas powietrze i graliśmy na luzie. Zapisałem się w historii polskiej piłki, wprawdzie w spotkaniu o pietruszkę, ale zawsze. Czuję się więc spełniony, a dziś przekazuję doświadczenia innym.
– A na podwórku w Słupsku byli lepsi?
– Oczywiście! Przecież w wieku 18 lat grałem tylko w drugim zespole juniorów Gryfa, nie łapałem się do pierwszego. Kilku kolegów prezentowało wyższe umiejętności, ale tylko ja zdołałem przebić się na wyższy poziom. Talent to nie wszystko, trzeba jeszcze szczęścia, pokory i ciężkiej pracy.
– Nie pamiętam, czy użyczył pan wizerunku w reklamach zup Knorra?
– Nie, nie brałem w tym udziału. Podobnie postąpił jeszcze chyba tylko Oli. Nie demonizowałbym, owszem niektórzy zarzucali nam, że zanadto koncentrujemy się na reklamach, ale nie miały one wpływu na boiskowe poczynania. W wolnym czasie każdy robi to, co uznaje za stosowne.
– Wspomniał pan o partnerze z linii ataku.
– Oli potrzebny był nam, a my jemu. Zespół kreował okazje podbramkowe, a on zdobywał bramki. Pamiętajmy jednak, że nie wygrał eliminacji w pojedynkę, bo piłka to przecież sport zespołowy. Ale grał bardzo inteligentnie, imponował szybkością, szczególnie startową, na pierwszych dwóch – trzech metrach. Sympatyczny chłopak.
– Słyszę przez telefon, że ogląda pan jakiś mecz.
– Tak, w moim domu telewizor niemal przez cały czas świeci się na zielono…
– To jak to jest w tej dzisiejszej piłce? Wiele się zmieniło przez ostatnie dwie dekady?
– Uważam, że piłkarze z mojego pokolenia mieli lepsze wyszkolenie indywidualne. To może subiektywne stwierdzenie, ale patrzę przez pryzmat własnego stylu gry.
– Pełna zgoda. Trochę się człowiek w życiu pokiwał.
– Otóż to! Lubiłem zabrać się z piłką, kiwnąć dwóch, a nawet trzech rywali. A dziś? Jeśli komuś uda się wygrać pojedynek, to określamy go technicznym piłkarzem. Niech i tak będzie. Z drugiej strony, ta dzisiejsza piłka bardzo się zawęziła. Gra się niekiedy tylko na 40 metrach.
– Czy klęska w Korei przekreśla wasz eliminacyjny sukces ?
– Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Wychodzi znów na to, że każdy kij ma dwa końce. Wiele się zmieniło po tamtych mistrzostwach, nowy selekcjoner próbował przebudować zespół, a ja nie prezentowałem już reprezentacyjnej formy. Wkrótce zakończyłem przygodę z kadrą.
– Celowo nie pytałem o zdrowie.
– Na szczęście jest już dobrze. Pozostaję pod stałą kontrolą lekarzy, monitoruję stan zdrowia poprzez regularne badania. Przyznam, że na wiele spraw patrzę teraz inaczej, bo przecież na dobrą sprawę mogło mnie już nie być…
– Przy wsparciu kolegów z boiska nie mogło być inaczej…
– Gdy pojawili się w Słupsku to odebrało mi mowę. Emocje wzięły górę, rozkleiłem się w szatni. Pomyślałem wtedy, że chyba nie byłem najgorszym kompanem, skoro tak wielu kolegów porzuciło obowiązki i pofatygowało się aż do Słupska? Było to pierwsze od lat spotkanie w tak licznym gronie. Moc emocji i wzruszeń, za które po raz kolejny mogę jedynie podziękować.
– A ja dziękuję za rozmowę. I życzę, by kolejne spotkania były już w bardziej sprzyjających okolicznościach.
– I ja dziękuję. Mam nadzieję, że przebiegać będą w weselszej atmosferze. A teraz proszę to ładnie opisać, a ja z chęcią sobie przeczytam.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.