{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
PKO Ekstraklasa. Ivi Łącznik. Najlepszy piłkarz jesieni
Paweł Smoliński /
Lech Poznań zakończył rok na szczycie tabeli PKO Ekstraklasy. Piłkarze Macieja Skorży grali tak dobrze, że przerwę zimową rozpoczną z czteropunktową przewagą nad resztą stawki. Nic więc dziwnego, że to oni zasłużyli na miano najlepszej drużyny rundy jesiennej. Najbardziej wartościowym zawodnikiem tej części sezonu nie został jednak żaden z nich. Na miano to bardziej zasłużył gwiazdor Rakowa Częstochowa – Ivi Lopez.
W pokonanym polu zostawił liderów poznaniaków – Mikaela Ishaka, Joao Amarala czy Jakuba Kamińskiego. Bo choć to oni tworzyli sprawniejszy kolektyw, to żaden z nich nie miał aż takiego wpływu na swój zespół.
Ivi Lopez w rundzie jesiennej był jednoosobową armią. Strzelił dziesięć goli – tyle co snajper Lecha i sześciokrotnie asystował – częściej niż kreator Kolejorza. Łącznie w klasyfikacji kanadyjskiej zgromadził szesnaście punktów, dystansując w niej Amarala i Jesusa Jimeneza.
Dograł drugą najwyższą liczbę kluczowych podań, ustępując wyłącznie wspomnianemu graczowi Górnika Zabrze. W statystyce strzałów musiał za to uznać wyższość jedynie Ishaka. Ten na bramkę kopał 61 razy, gdy Ivi robił to sześćdziesięciokrotnie.
To za jego sprawą Raków był drugą najskuteczniejszą drużyną rundy jesiennej. Piłkarze Marka Papszuna strzelili w niej 36 goli, a ich hiszpański gwiazdor miał wkład w 23 z nich. Żaden gracz ekstraklasy nie uczestniczył w tylu akcjach bramkowych swojej drużyny...
Ivi Łącznik
Co oczywiste Ivi najlepsze liczby miał również w klubie. Najczęściej strzelał, podawał, dryblował i wchodził w pojedynki ofensywne. Na gola lub asystę pracował w każdym meczu. Tak przynajmniej wynikało ze statystyk.
Lopez, poza popisami indywidualnymi, stanowił też integralną część drużyny. Taktyka zespołu w dużej mierze pozwalała mu rozwinąć skrzydła. Raków większość akcji rozpoczynał bowiem po prawej stronie. Czyli tam, gdzie Iviego nie było.
Podanie do prawego wahadłowego – Frana Tudora – skłaniało rywali do przesunięcia w jego kierunku. Gracze z Częstochowy, po krótkiej kombinacji, przegrywali piłkę przez środek – Valeriana Gwilię lub Marko Poletanovicia – do otwartej, lewej flanki.
Ivi znakomicie wykorzystywał rozpościerającą się przed nim przestrzeń. Dzięki szybkiemu myśleniu nie musiał szarżować z piłką po flance. Oddawał ją Patrykowi Kunowi, samemu pełniąc rolę łącznika. Ustawiał się w półprzestrzeni, zapewniając wahadłowemu opcje do podania zwrotnego.
Jeśli Kun rezygnował z dośrodkowania i decydował się na wycofanie piłki, to ta i tak trafiała w pole karne. Ivi, wypatrując lukę w ustawieniu rywala, dogrywał podania przeszywające, bądź decydował się na wstrzelenia za linię obrony. Takie "loby" były jego znakiem firmowym.
Gwóźdź programu
Prawdziwym gwoździem programu były jednak stałe fragmenty gry. Ivi wykonywał je najlepiej w lidze. Po raz kolejny świadczyły o tym liczby. Raków w rundzie jesiennej strzelił po nich siedemnaście goli – najwięcej w PKO Ekstraklasie.
Sam Ivi trafił po nich pięciokrotnie. Skutecznie wykonał trzy rzuty karne, a dwa razy, korzystając ze swojego kopnięcia w stylu opadającego liścia, zaskoczył bramkarzy po rzutach wolnych. Czterokrotnie też asystował. Raków zawdzięczał mu więc ponad połowę trafień ze stojącej piłki...
I aż 64 procent wszystkich bramek. 27-latek jesienią nie miał sobie równych. Bo choć Amaral, Ishak czy Kamiński grali równie dobrze, to żaden z nich nie był tak efektywny. Ivi, w trakcie dziewięćdziesięciu minut, był uwikłany średnio w dwie akcje zakończone golem.
Takie liczby robiły wrażenie. Gwiazdor Rakowa Częstochowa zasłużył więc na miano najbardziej wartościowego zawodnika rundy jesiennej. Czy zostanie też MVP sezonu? Gracze z Poznania z pewnością postarają się o to, by tak się nie stało...