{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Igrzyska od strony organizacyjnej. Praca szefa polskiej misji olimpijskiej
Konrad Niedźwiedzki rywalizował na łyżwiarskich torach podczas czterech zimowych igrzysk. Obecnie przygotowuje się do kolejnej imprezy tej rangi, jednak tym razem w roli szefa polskiej misji olimpijskiej w Pekinie. Opowiedział nam o tym, jakie wyzwania wiążą się z tą funkcją i przybliżył, na jakim etapie przygotowań jest obecnie polska ekipa. Nie zabrakło również przemyśleń na temat dyspozycji naszych sportowców.
Skoki narciarskie. Turniej Czterech Skoczni 2021/22: terminarz i program zawodów Pucharu Świata
Michał Kruczkowski, TVPSPORT.PL: — Do rozpoczęcia igrzysk został nieco ponad miesiąc. Co przeważa — ekscytacja czy stres?
Konrad Niedźwiedzki: — Jak najbardziej ekscytacja. Po dobrym początku sezonu, szczególnie w wykonaniu panczenistów, zastanawiamy się, jak dotrwają z taką dyspozycją. Dotyczy to też innych dyscyplin. Skoczkowie nie najlepiej wystartowali, na pewno dużo ludzi oczekuje odbudowania ich formy na igrzyskach.
— Zanim przejdziemy do aspektów sportowych, porozmawiajmy o kwestiach organizacyjnych. Czy fakt, że wcześniej pełniłeś już funkcję szefa misji przy mniejszych imprezach, wpłynął na to, że wybrano cię do tej roli przy okazji Pekinu?
— Myślę, że te dwie imprezy były przygotowaniem mnie do pełnienia funkcji szefa misji w Pekinie. Festiwal Młodzieży Europy czy Młodzieżowe Igrzyska są zdecydowanie mniej medialnymi imprezami. Nie występują na nich wszyscy najlepsi zawodnicy z danych krajów. Polski Komitet Olimpijski sprawdził, jak radzę sobie w sytuacjach organizacyjnych. Jako zawodnik ma się oczekiwania względem organizatorów, dlatego jest mi łatwiej zrozumieć niektóre rzeczy, bo byłem po drugiej stronie. Bez wspomnianych dwóch imprez trudno by mi było od razu zająć się chińskimi igrzyskami.
— Bierzesz udział w wielu spotkaniach w sprawie obiektów, akredytacji, transportu czy spraw medycznych. Czy główną rolą szefa misji jest pośredniczenie między organizatorami igrzysk a związkami poszczególnych dyscyplin?
— Różnie bywa, często szefowie misji są po prostu osobami reprezentacyjnymi. Ja podchodzę do tej roli jak do aktywnej funkcji. Tak jak wspomniałeś, rzeczywiście biorę udział w tych spotkaniach, żeby móc dalej przekazywać uzyskane informacje. Głównym założeniem misji olimpijskiej jest zorganizowanie wszystkich niezbędnych rzeczy dla reprezentacji oraz zgłoszenie poszczególnych sportów. Chcę, żeby dzięki naszej pracy każdy od pierwszego dnia igrzysk czuł się w wiosce olimpijskiej jak w domu.
— Które z wykonywanych przez Ciebie zadań było do tej pory największym wyzwaniem?
— Myślę, że największe wyzwania dopiero przed nami. Spory problem może być z ustaleniem składu osób współpracujących, które dobierane są na podstawie występujących zawodników. Zawsze tych osób jest mało. Na ten moment jesteśmy w trakcie zbierania wszystkich informacji. Ja sam, jako człowiek odpowiedzialny za część sportową łyżwiarstwa szybkiego, przesyłam i akceptuję różne rzeczy. Dotychczasowe wyzwania nie były szczególnie trudne. Na pewno różnicą jest to, że z powodów obostrzeń pandemicznych nie jest możliwym organizowanie spotkań na miejscu.
— Obostrzenia są dużym problemem. Ostatnio dosyć głośno było o sytuacji skoczków, którzy mogą mieć problem z wylotem do Chin. Sam przyznałeś, że te procedury i ograniczenia trudno komentować. Czy oprócz wspomnianej sytuacji spotkałeś się z innymi utrudnieniami ze strony chińskiej?
— Chińczycy dosyć sprawnie rozwiązują wszystkie problemy. Na ten moment nie było jeszcze sytuacji, której komitet organizacyjny nie rozwiązał. Każdy kraj ma natomiast swoje preferencje, zwłaszcza w kwestii polityki covidowej. Zabezpieczenie zawodników jest teraz głównym punktem wszystkich rozmów. Największym problemem są bardzo ograniczone możliwości przylotu do Chin. Można to zrobić czarterem, który ciągle jest organizowany przez PKOl w porozumieniu z Polskimi Liniami Lotniczymi "LOT". Inną możliwością są połączenia "Air China", które są ograniczone, bo w Polsce ich nie ma. Ograniczenie siatki połączeń jest sporą trudnością.
— Sprawa ze skoczkami była też dość niespodziewana, bo wszystko w kwestii transportu było już ustalone wcześniej. Czy nie obawiasz się negatywnych niespodzianek już w samym Pekinie?
— Rzeczywiście było to dość niespodziewane, bo już od września była mowa o tym, że FIS zorganizuje dla skoków narciarskich dedykowany czarter. Skoczkowie mieli być zamknięci w "bańce" i zaraz po zawodach w Willingen bezpośrednio polecieć do Chin. W zeszłym tygodniu wszystko zostało odwołane. W kwestii transportu niestety najbardziej pewne są loty "Air China". Jeśli chodzi o inne niespodzianki, wydaje mi się, że na miejscu organizatorzy nie wyjdą z jakimiś nowymi pomysłami. Wiemy, jakie testy trzeba wykonać oraz kiedy należy je wykonać, aby dostać się do Chin. Myślę, że każdy związek po doświadczeniach ze startów w imprezach międzynarodowych, a PKOl po doświadczeniu z Tokio, wiedzą z czym się mierzą, a do obostrzeń są po prostu przyzwyczajeni. Teraz doszło jeszcze rozróżnienie na osoby, które miały koronawirusa i te, które go nie miały. W pierwszym przypadku trzeba przedstawić pełną dokumentację. Podsumowując, czasami pojawiają się nowe informacje od organizatorów, ale po przylocie nie powinno być problemów.
— W Tokio funkcję covid oficera pełniła Luiza Złotkowska. Szefem misji medycznej jest Hubert Krysztofiak. Czy w Pekinie to właśnie on będzie oficerem covidowym?
— Nie, będzie nim Ireneusz Kutyła, który również pracuje w PKOl-u. Z tego, co wiem, Luiza dobrze spisała się w Tokio, dlatego myślałem, że zostanie na tym stanowisku również w Pekinie. Jest to jednak decyzja i polityka PKOl-u, w którą nie wchodzę, ponieważ na pewno robią to świadomie i nie mamy czym się martwić.
— Jakie będą Twoje zadania w Chinach?
— Na początku trzeba potwierdzić wszystkie zgłoszenia uczestników. Następnie należy odebrać klucze i sprawdzić, czy warunki w pokojach są odpowiednie. Jest cały szereg organizacyjnych rzeczy, które trzeba zrobić. Myślę, że warto jest też rozeznać się, co można załatwić w danej wiosce. Chodzi o to, żeby po przyjeździe zawodnicy od razu mogli normalnie funkcjonować, bez zastanawiania się, gdzie co jest.
— Czy wiadomo już, ile mniej więcej osób będzie liczyła ekipa organizacyjna?
— Nie mamy jeszcze konkretnej liczby. Na pewno będą przedstawiciele w każdej z wiosek, w tym lekarz i fizjoterapeuta. Z tego, co słyszałem, w każdej z nich ma też być człowiek koordynujący sprawy covidowe. Mamy trzy wioski, więc tych ludzi trochę się namnoży, natomiast tam na miejscu nie każdy będzie się mógł między wioskami poruszać. Taką możliwość ma tylko kilka osób.
— Co jest trudniejsze — przygotowanie się do igrzysk jako szef misji czy jako sportowiec?
— Trudniejsze jest przygotowanie się jako sportowiec. Oczywiście na takiej imprezie te pierwsze dwa, trzy dni są bardzo intensywne dla szefa misji. Później jednak, wraz ze startem zawodów, wszystko przycicha. Jest już mniej tych rzeczy stricte logistycznych.
— Czyli znajdzie się czas, żeby poobserwować zmagania?
— Jak najbardziej. Mam nadzieję, że będę mógł się poruszać po wszystkich wioskach i na różnych zawodach uda mi się być. Ja akurat będę stacjonował w Pekinie, przy łyżwiarzach, więc nie wyobrażam sobie, żeby ich nie dopingować.
— Co dla Ciebie byłoby sukcesem pod względem organizacyjnym?
— Przede wszystkim chciałbym, żeby wszyscy zawodnicy czuli się bezpiecznie. Chcę, żeby każdy wrócił do kraju z negatywnymi wynikami testów covidowych.
— Przejdźmy do aspektów sportowych. Z racji dobrych rezultatów o łyżwiarzach zrobiło się ostatnio nieco głośniej. Czy większe zainteresowanie mediów może nałożyć większą presję na zawodników?
— Mogę z autopsji powiedzieć, że rzeczywiście zazwyczaj temu zainteresowaniu towarzyszy większa presja. Na co dzień łyżwiarstwo nie cieszy się tak wielką popularnością, jak przy okazji igrzysk. Wtedy zainteresowanie wzrasta, szczególnie teraz, gdy uwaga ze skoczków przechodzi na inne dyscypliny. Ludzie po prostu szukają szans na medale. Jest to też jednak kwestia indywidualna. Jeśli ktoś nie jest odpowiednio przygotowany mentalnie, to może to mieć spory wpływ. Nasi zawodnicy mają na co dzień dostęp do psychologa. Sam, jako starszy kolega, będę informował ich o tym, co może na nich czekać. W Pekinie będzie obowiązek przejścia przez mix zonę i spotkania się z dziennikarzami. Wierzę, że nasi zawodnicy są na to przygotowani.
Czytaj też:
Narciarstwo alpejskie: niebywały pech Clementa Noela. Upadł, gdy miał zwycięstwo w kieszeni
— Przed igrzyskami odbędą się mistrzostwa Europy w łyżwiarstwie szybkim. W jednym z wywiadów opowiadałeś o tym, jak przed imprezą w Pjongczangu przesadziłeś na mistrzostwach i to się negatywnie odbiło. Radziłbyś więc, żeby zawodnicy odpuścili styczniowe zawody?
— Problemem łyżwiarstwa szybkiego jest to, że nie mamy zbyt wielu imprez. Skoki, biathlon czy narciarstwo alpejskie mają tego o wiele więcej. U nas jedyną ważną imprezą między Pucharem Świata i igrzyskami są właśnie mistrzostwa Europy. Zaplanowaliśmy również mistrzostwa Polski w sprincie i wieloboju jako start testowy, a jednocześnie o jakąś stawkę. Europa jest ważna, bo oprócz samych możliwości medalowych, stypendialnych i prestiżowych, jest to punkt w drodze do igrzysk olimpijskich. Osobiście chciałbym, żeby pozostał tym punktem, a nie głównym celem, bo można rozmyć priorytety. Europejskie rozgrywki są ważne, pomagają szlifować formę, dobry wynik podbudowuje pewność siebie. Powinny być one jednak etapem, szczególnie dla tych, którzy mają szanse medalowe na igrzyskach.
— Myślisz, że mimo słabszej dyspozycji to skoczkowie będą w centrum uwagi?
— Tak, bo z ostatnich igrzysk przywozili medale. Trudno takich zawodników nie zakwalifikować do faworytów. Łyżwiarze musieliby wygrywać każdy Puchar Świata, żeby oczekiwania były na poziomie zbliżonym do skoczków. Każdy rozsądny człowiek nie będzie stawiał żadnej dyscypliny przed skokami pod względem szans medalowych. Mam nadzieję, że to kwestia czasu i forma skoczków wróci. Myślę, że może im brakować jedynie małego puzzelka, żeby to wszystko zaczynało funkcjonować. Wierzę, że przed Pekinem go znajdą.
— Hasłem naszej reprezentacji jest "Silni razem — team Polska Pekin 2022". Czy jest ono adekwatne, czy też może czasami pojawiają się elementy niezdrowej rywalizacji między przedstawicielami poszczególnych dyscyplin?
— Myślę, że nie. Oczywiście, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zazdroszczę skokom medali olimpijskich czy rewelacyjnych sponsorów. Tylko że jest to sportowa zazdrość, a nie zawiść. Najczęściej w sporcie wygrywają najlepsi i mają dzięki temu jakieś profity. Skoki poprzez strukturę szkolenia odnoszą sukcesy, a z nimi przychodzą wspomniani sponsorzy. Z lepszego związku sportowego bierzemy raczej przykład i staramy się wprowadzić różne pozytywne aspekty u nas. Rywalizacja się pojawia, ale na pewno jest zdrowa. Medale Polaków są ważne dla wszystkich, bo wtedy każdy odczuwa dumę i pewniej chodzi się z orzełkiem na piersi.
— No to gdzie mamy szanse na medale, oprócz skoków i łyżwiarstwa?
— Ostatnio dobrze zaprezentowała się Maryna Gąsienica-Daniel w narciarstwie alpejskim. Poza tym jest trochę cisza. Czekamy na to, co zrobi biathlon. Mają kwalifikacje na podstawie Pucharu Narodów z zeszłego roku, jednak te lokaty nie są najwyższe. W łyżwiarstwie sezon zaczął się trochę wcześniej, więc jesteśmy po pierwszej kulminacji. Możliwe, że inne dyscypliny dopiero się rozkręcają. Niestety nie mam wiedzy o tym, jak każdy związek zaplanował swoje przygotowania.
— Na igrzyska ma jechać 60 sportowców. Jaką radę, jako doświadczony olimpijczyk, dałbyś im wszystkim pod względem przygotowania mentalnego do tak ważnej imprezy?
— Z mentalnym przygotowaniem jest tak jak z przygotowaniem fizycznym. Jeżeli zaczyna się trenować na miesiąc przed igrzyskami, to te wyniki będą adekwatne do poświęconego czasu. Mam nadzieję, że każdy w procesie przygotowawczym patrzy szeroko, skupiając się na aspektach mentalnych, fizycznych, a także na właściwym odżywianiu, sportowym trybie życia. Jeśli jednak ktoś nie odrobił lekcji w odpowiednim psychicznym podejściu, powinien się już trzymać swoich nawyków. Najważniejsze jest to, żeby po zakończeniu zawodów każdy miał przeświadczenie, że zrobił wszystko, co było w jego mocy. Te walki rozgrywają się na różnych poziomach. Jeden walczy o medale, drugi o miejsce w pierwszej ósemce, trzeci o rekord życiowy, a czwarty o to, żeby się znaleźć na igrzyskach. Chciałbym, żeby każdy na własnym etapie był zwycięzcą.