Łukasz Kruczek zalecił milczenie. W grze walka o pieniądze

Kuzyn Nodara Kumaritaszwilego startuje na IO. "Bez naszej rodziny saneczkarstwo w Gruzji zginie"

Teraz perełka, zaraz ruina? Smutny los olimpijskich skoczni

Czytaj też

Teraz perełka, zaraz ruina? Smutny los olimpijskich skoczni

– Zawsze chciałam jechać na igrzyska, ale nigdy nie sądziłam, że gdy mi się to uda, ja nie będę w dobrej formie – mówiła Kinga Rajda w pierwszej połowie stycznia. Wyjazd Polek do Pekinu został w praktyce przyklepany latem, po dobrych występach w Grand Prix, którego punkty w olimpijskim rankingu są równie ważne co te z Pucharu Świata. Prawdziwa rywalizacja w skokach toczy się jednak zimą, a ta okazuje się dla zawodniczek Łukasza Kruczka słaba.

Joanna Szwab jeszcze przed sezonem ogłosiła, że to jej ostatnie miesiące w skokach. Kamila Karpiel po kilku próbach w Pucharze Świata 2021/22 przestała być wysyłana na zawody elity. Anna Twardosz straciła formę po niezłej zeszłej zimie. Wiktoria Przybyła zerwała więzadła w kolanie i poczeka jeszcze pewnie kilka miesięcy, aby wrocić do sportu.

Na placu boju zostały więc Nicole Konderla i Rajda. W teorii zdobyły w tym sezonie 38 pucharowych punktów, ale wnikliwi obserwatorzy wiedzą, że lwia część tej liczby pochodzi z zawodów w Willingen, w których startowało odpowiednio: 28 i 23 uczestniczki! "Oczka" trafiały więc do Polek z urzędu i – co brzmi abstrakcyjnie – było ich więcej niż tych zdobytych w konkursowych notach.

Punktów było też znacznie więcej niż rozmów z polskimi skoczkiniami już w Chinach. Trzy dni naszych prób przyniosły jedną krótką "setkę" z Nicole Konderlą. Zawodniczki grzecznie przekazały, że trener Kruczek odradza im spotkań z mediami. Oficjalnie powodem jest obawa o możliwość zakażenia. Przypomnijmy, że mixed zona na igrzyskach znajduje się na świeżym powietrzu, każdy przebywający tam musi mieć maseczkę, a codziennie badanego dziennikarza od sportowca dzieli półtora metra.

Teraz perełka, zaraz ruina? Smutny los olimpijskich skoczni

Czytaj też

Teraz perełka, zaraz ruina? Smutny los olimpijskich skoczni

Egzotyczne skocznie w Pekinie? To co powiedzieć o... Tasmanii?

Czytaj też

Egzotyczne skocznie w Pekinie? To co powiedzieć o... Tasmanii?

"Dajcie im trochę spokoju" – słyszymy z Polskiego Związku Narciarskiego. Przedstawicielom federacji nie chodzi nawet o konkurs indywidualny, w którym – sugerując się wcześniejszymi wynikami – będzie trudno o awans do rundy finałowej chociaż jednej zawodniczki. Najważniejszym startem Polek w rejonie Zhangjiakou jest zaplanowany na 7 lutego mikst.

Tam walka toczyć będzie się o stypendia sportowe, bardzo istotne dla polskich skoczkiń. Sprawa jest klarowna: awans do rundy finałowej zapewni gratyfikacje (3450 zł miesięcznie przez półtora roku w przypadku 8. miejsca). Na starcie prawdopodobnie pojawi się dziewięć ekip, więc do realizacji celu potrzeba pokonania Czech lub Kanady, co z pomocą dwóch polskich skoczków wydaje się (przynajmniej w przypadku naszych południowych sąsiadów) bardzo realne.

Przed olimpijskim mikstem trener drży więc o zdrowie zawodniczek, bo Polska zrezygnowała z zabrania do Chin trzeciej skoczkini (szansa powstała wskutek tzw. "relokacji" miejsc). A przecież po Seefeld wróżono, że przy pekińskich igrzyskach czekają nas nerwy. ale związane z walką o podium. "Medal? Wielce prawdopodobne" – twierdził Apoloniusz Tajner.

Milczenie bywa złotem. W tym wypadku wypada życzyć, aby było chociaż drugą serią.

Egzotyczne skocznie w Pekinie? To co powiedzieć o... Tasmanii?

Czytaj też

Egzotyczne skocznie w Pekinie? To co powiedzieć o... Tasmanii?