Już w niedzielę 27 lutego Michał Cieślak (21-1, 15 KO) w Londynie rzuci wyzwanie Lawrence'owi Okoliemu (17-0, 14 KO). Stawką pojedynku będzie mistrzowski tytuł organizacji WBO w kategorii junior ciężkiej, który od marca 2021 roku jest w posiadaniu do Brytyjczyka. Gra toczy się jednak o coś więcej – o przyszłość polskiego boksu zawodowego na mistrzowskim poziomie.
O kryzysie polskiego pięściarstwa można debatować godzinami. Na olimpijski medal czekamy od 1992 roku, a w oczekiwaniu na podium amatorskich mistrzostw świata niedawno upłynęło już 18 lat... Brak wybitnych talentów na ringach olimpijskich stopniowo przekłada się na coraz gorszą pozycję Polaków w zawodowym boksie. W 2022 rok weszliśmy bez żadnego mistrza świata i z dosyć ponurymi perspektywami.
Wszystko zmieniło z dnia na dzień się za sprawą nieoczekiwanego ogłoszenia. Cieślak o mistrzowski tytuł miał przecież walczyć jesienią 2021 roku. W maju Jurij Kasziński (20-1, 18 KO) został pobity już w pierwszej rundzie, a nagrodą był tytuł obowiązkowego pretendenta federacji IBF. Na papierze oznaczało, że walka z mistrzem nie ma prawa się wymknąć. Polak jednak z niezrozumiałych względów nie spotkał się w ringu z Mairisem Briedisem (27-1, 20 KO) – uważanym powszechnie za numer jeden w kategorii junior ciężkiej.
Co przesądziło? Tego do końca nie wie nikt. Oficjalnie po prostu minął czas na negocjacje, a sytuacja kontraktowa Cieślaka została uznana za zbyt skomplikowaną. Pięściarz w trakcie kariery podpisał kontrakty z kilkoma podmiotami, które w tym przypadku niespecjalnie grały do jednej bramki. Co ciekawe wcześniej nie było problemów, gdy w styczniu 2020 roku pojawiła się oferta mistrzowskiej walki w Kinszasie z Ilungą Makabu (26-2).
Czekając na więcej
Żadnych niedogodności nie było również później – gdy pojawiła się oferta z Wysp Brytyjskich. Cieślakowi pomogło zrządzenie losu. Nie jest tajemnicą, że Okolie marzy o unifikacji tytułów, ale na ten moment po prostu nie jest to możliwe. Briedis poluje na lukratywną finansową walkę... z YouTuberem. Jake'owi Paulowi poświęcił nawet tatuaż. Z myślą o tym, by poważniej wyglądać na scenie influencerów, dokupił blisko milion sztucznych obserwujących na Instagramie i nagrał niezdarny rapowy utwór.
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech. Po kilku tygodniach coraz bardziej żałosnych starań Paul w końcu potwierdził, że "jakiś tam Mario" z Łotwy na pewno nie dostanie walki. W sumie trudno się dziwić – Amerykanin nie jest pięściarzem, a w ringu realizuje inny plan. W pięciu stoczonych pojedynkach pokonał już koszykarza, YouTubera i dwóch byłych mistrzów UFC. Wciąż nie zmierzył się z żadnym choćby trzecioligowym bokserem – o mistrzach nawet nie wspominając.
Briedis jednak wciąż musi najpierw odprawić obowiązkowego pretendenta. Miejsce Cieślaka po kilku tygodniach bezowocnych negocjacji ostatecznie zajął Jai Opetaia (21-0, 17 KO). Pojedynek miał się odbyć w kwietniu w Australii, ale obóz mistrza zamierza opóźnić moment wyjścia do ringu – oficjalnie ze względu na komplikacje po przebytym zakażeniu koronawirusem. Mimo to Briedis będzie oglądał niedzielną walkę spod samego ringu, w czym oczywiście nie ma przypadku.
– Mam nadzieję, że tuż po tym jak w wybuchowym stylu rozprawię się z Cieślakiem spotkam się z nim twarzą w twarz – zaciera ręce Okolie. Nikt tego nawet specjalnie nie ukrywa – Brytyjczyk już myśli o kolejnych krokach. W ojczyźnie powoli staje się poważną marką. Po zdobyciu mistrzowskiego tytułu wydał książkę i zarządza firmą, która pomaga w fizycznych metamorfozach skupiających się zwłaszcza na zmianie stylu żywienia.
Śladami AJ-a
Ten kandydat na gwiazdę brytyjskiego sportu nie ukrywa, że największą inspirację stanowi dla niego Anthony Joshua. To właśnie złoty medal olimpijski rodaka w 2012 roku zainspirował Lawrence'a – wówczas pracownika McDonalds z wyraźną nadwagą – do poważnego postawienia na boks. Do kadry olimpijskiej zakwalifikował już cztery lata później, a w ringu rozwijał się właściwie z miesiąca na miesiąc.
Joshua doradza młodszemu koledze od kilku lat. Oficjalnie jego interesy reprezentuje także jego menedżerska firma. Obu łączą nie tylko nigeryjskie korzenie, ale i wzajemna sympatia. Wielokrotnie ze sobą sparowali – na początku 2022 roku zaliczyli kolejne wspólne sesje w Dubaju. Ścigając największe marzenia Okolie może jednak popełnić ten sam błąd co AJ, który w 2019 roku nieoczekiwanie potknął się na Andym Ruizie (32-1).
Eddie Hearn – promotor Okoliego od początku zawodowej kariery, który współpracuje także z Joshuą – nie ukrywa zresztą, że finału tej kariery spodziewa się w wadze ciężkiej. Trener Shane McGuigan przekonuje nawet, że jego pięściarz dopiero w wyższym limicie osiągnie szczyt możliwości. W kategorii cruiser (limit: 90,7 kg) wyróżnia się najlepszymi warunkami fizycznymi w całej czołówce – przy 196 cm wzrostu może liczyć aż na 210 cm zasięgu ramion.
Przed ogłoszeniem walki z Cieślakiem pojawiły się zresztą spekulakcje, że Okolie jednorazowo sprawdzi się w królewskiej kategorii. Kilka lat wcześniej w mediach społecznościowych werbalnie starł się z Dillianem Whytem (28-2), a pomysł ewentualnej konfrontacji zaintrygował Hearna. Jedno jest pewnie – Okolie nigdy nie spotka się w ringu z Joshuą. – Nawet gdybym chciał to nie ma szans, bo mama mi nie pozwoli – przekonywał z uśmiechem Lawrence.
Wyprawa jak z filmu
Sporo wskazuje na to, że Cieślak (190 wzrostu i 201 cm zasięgu) będzie najpoważniejszym wyzwaniem w zawodowej karierze 29-letniego mistrza. Ten do tej pory nie spotkał jeszcze w ringu tak dobrego i głodnego sukcesów zawodnika, który byłby w szczytowym momencie kariery. Starszy o 5 lat Polak o tytuł walczył tylko raz, a w Kinszasie potwierdził przynależność do elity i rozwiał wiele wątpliwości.
Szalony pojedynek z Makabu obrósł legendami i niewykluczone, że kiedyś doczeka się ekranizacji w wykonaniu Patryka Vegi. Walkę zorganizował krwawy generał o dyktatorskich zapędach w porozumieniu z blisko 90-letnim Donem Kingiem – jedną z najbardziej odrażających postaci w historii boksu. Pieniądze rozliczono gotówką na miejscu, a ring powstał na ostatnią chwilę. Na miejscu szef ochrony polskiej ekipy dość szybko stracił pracę. Były próby włamania, kradzieży i ciągły stres...
A w środku tego wszystkiego Cieślak, który kompletnie nic sobie z tego nie robił. Tuż przed walką Kinszasę w popłochu opuścili jego promotorzy – obawiali się, że po zakończeniu pojedynku mogą być problemy z przetransportowaniem wypłaty, którą gospodarze przekazali w gotówce na kilkanaście godzin przed pierwszym gongiem.
W ringu też działy się cuda. Organizatorzy w pewnym momencie wyłączyli światło, a jedna z rund potrwała dwie minuty zamiast trzech. Cieślak moment nieuwagi przypłacił wizytą na deskach, ale błyskawicznie się pozbierał i sam zranił Makabu, odpowiadając mu w ten sam sposób. Ostatecznie po dwunastu rundach intensywnej i wyrównanej walki sędziowie orzekli minimalną wygraną lokalnego faworyta.
W niedzielę pięściarz pochodzący z podradomskiego Kosowa będzie walczył nie tylko dla siebie. Na barkach Cieślaka w jakimś sensie spoczywa też los polskiego boksu zawodowego, który w ostatnich latach znalazł się w odwrocie. Krzysztof Głowacki, Adam Kownacki, Mariusz Wach, Kamil Szeremeta – lista Polaków, którzy ostatnio przegrywali wielkie walki na arenie międzynarodowej stale się wydłuża.
Szansa Cieślaka może być także łabędzim śpiewem polskiego rocznika 1989. Tak się składa, że w tym samym roku na świat przyszli także Kownacki i Szeremeta, ale i również Artur Szpilka i Maciej Sulęcki. Na ten moment każdy z nich wydaje się być w odwrocie i raczej definitywnie zalicza schyłkowy okres kariery. W najbliższych miesiącach tylko ostatni z tego kwartetu może realnie liczyć na poważne międzynarodowe wyzwania.
Jak wykoleić faworyta?
Bukmacherzy skazują pretendenta na pożarcie, a Okolie zapowiada wygraną przez nokaut. Cieślak to nie pierwszy przeciwnik z Polski, który stanie na jego drodze. Rywalizacja rozpoczęła się już podczas igrzysk w Rio, gdy w pierwszej rundzie Brytyjczyk pokonał Igora Jakubowskiego. W 2017 roku jako początkujący zawodowiec szybko znokautował Łukasza Rusiewicza (22-29).
Poprzeczka poszła w górę w 2020 roku. Do ringu z krótkim wyprzedzeniem wyszedł Nikodem Jeżewski (19-0-1) i od pierwszej minuty źle reagował na moc uderzeń Okoliego. Faworyt ostatecznie wygrał w drugiej rundzie w efektownym stylu. Trzy miesiące później na Wyspy Brytyjskie udał się Krzysztof Głowacki (31-2). Stawką pojedynku był mistrzowski tytuł organizacji WBO, o który Polak mógł walczyć za sprawą wygranej batalii sądowej.
W ringu po "Główce" było widać nie tylko trudy brudnej walki z Mairisem Briedisem, ale także zaawansowany bokserski przebieg oraz długą przerwę między występami. Na ostatniej prostej dodatkowym bagażem okazało się przechorowanie zakażenia koronawirusem. Okolie od pierwszej minuty dyktował tempo i rozbijał przeciwnika, kończąc wszystko w szóstej rundzie.
Nie da się ukryć – Brytyjczyk jest na fali i zasłużył na to, by w niedzielę być faworytem. Wciąż jednak nie wiemy o nim wszystkiego. W żadnej z dotychczasowych walk nie musiał jeszcze przełamywać poważniejszego kryzysu. Nie wiadomo także jak zachowa się jego bokserski „silnik” w walce prowadzonej na wysokiej intensywności – a tego można się spodziewać po Cieślaku.
Okolie w ostatnich miesiącach mocno się rozwinął. Potrafi coraz lepiej boksować na dystans z wykorzystaniem warunków fizycznych, ale jest także kompetentny w brudnym boksie. Klincze i dyskretne faule przez wiele lat były jego znakiem rozpoznawczym, ale ten styl mocno zmienił się pod okiem trenera McGuigana.
Podobną metamorfozę przeszedł także Cieślak, który na krajowym podwórku przez wiele lat miał problem z ciosami zadawanymi w tył głowy rywali. Od 2018 roku współpracuje z Andrzejem Liczikiem, który wyraźnie uporządkował jego boks. Ringowa agresja jest wykorzystywana z chłodniejszą głową i dużo lepszą kontrolą ringu, a lewy prosty odgrywa coraz bardziej znaczącą rolę.
W niedzielę ciężko będzie wygrać bokserski pojedynek – wtedy górę mogą wziąć argumenty Okoliego. Jest jednak nadzieja, że w mocno bezpośrednim starciu to Cieślak okaże się twardszym, wydolniejszym i bardziej zaprawionym w bojach pięściarzem, dzięki czemu przełamie Brytyjczyka i wróci do domu z mistrzowskim tytułem, którego tak bardzo potrzebuje cały polski boks.
Zwycięstwo miałoby niezwykłą wymowę – nigdy wcześniej Polak nie wyrwał tytułu mistrza świata z rąk niepokonanego czempiona. Michał Cieślak ma zatem szansę zapisać się w historii boksu na własnych warunkach, dołączając do elitarnego klubu zawodowych mistrzów świata, który tworzą Dariusz Michalczewski, Tomasz Adamek, Krzysztof "Diablo" Włodarczyk oraz Krzysztof Głowacki.