W roku 2022 chyba już wszyscy zrozumieli, że nigdy nie odłączymy profesjonalnego sportu od polityki. Szczególnie tego na reprezentacyjnym poziomie. Bandycka wojna Władimira Putina otworzyła oczy wszystkim. Sport jest związany z polityką i trzeba to umieć wykorzystać, tak jak zrobiła to Polska.
PZPN potępia rosyjską agresję na niepodległą Ukrainę - to nasze stanowisko, które zawarliśmy w oświadczeniu do FIFA. To zostało jednak - w wersji angielskiej, podpisanej przez trzy federacje - złagodzone przez naszych partnerów. Niepotrzebnie, bo sprawy trzeba nazywać po imieniu.
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) February 24, 2022
Kibice już wtedy apelowali o bojkot meczu, ale w PZPN bano się, że użycie zbyt mocnych argumentów na tym etapie może zakończyć się zupełnym fiaskiem. Tego samego dnia minister Kamil Bortniczuk wysłał listy do swoich odpowiedników w innych krajach. "My, ministrowie odpowiedzialni za sport, powinniśmy jak najszybciej zdecydować o wspólnych działaniach ograniczających jakąkolwiek współpracę z rządem Federacji Rosyjskiej w obszarze naszych kompetencji" – napisał. Tego samego dnia rozmawiał z minister sportu we Francji, Roxaną Maracineanu. I po raz kolejny usłyszał zarzut, że Polska gra za ostro i nie warto mieszać polityki ze sportem. Bortniczuk mówił już wtedy wprost, że wszyscy rosyjscy sportowcy powinni zostać wykluczeni z udziału w międzynarodowych zawodach. Świat znów potrzebował trochę czasu, a na Ukrainę musiały spaść kolejne rakiety, by ta retoryka stała się powszechna. Można było wyczuć, że na tym etapie wiele europejskich instytucji wciąż czuje strach przed dociskaniem Rosjan.
Duży wpływ na zmianę optyki miało czwartkowe wystąpienie Borisa Johnsona w Izbie Gmin. Premier Wielkiej Brytanii podkreślił, że sankcje muszą dotknąć także świata sportu. FIFA wciąż nie reagowała. Napisała, że potępia agresję Rosji na Ukrainę i "będzie monitorować sytuację". Dzień później UEFA poinformowała, że kluby i reprezentacje narodowe Rosji i Ukrainy rywalizujące w rozgrywkach pod jej egidą, będą musiały rozgrywać swoje mecze domowe na neutralnych stadionach. To jednak nie dotyczyło meczu barażowego, bo ten organizuje FIFA, a prezydent tej instytucji Gianni Infantino wciąż bał się swojego rosyjskiego przyjaciela.
Czesi natomiast grali w dziwną grę. Kulesza osobiście rozmawiał z prezesem tamtejszej federacji i wszystko szło zgodnie z planem, ale potem komunikacja zaczęła się rwać. Czesi narzekali, że jest sobota, a oni muszą przepracować procedury. Polska nie miała zamiaru czekać ani minuty dłużej, w końcu sprawa oparła się o najwyższy szczebel i doszło do rozmowy premierów Polski i Czech. Po interwencji Mateusza Morawieckiego w sprawę zostali zaangażowani czeski minister sportu oraz szef tamtejszego urzędu kultury fizycznej i wszyscy zaczęli wywierać nacisk na czeską federację. W sprawę zaangażował się także poseł i były skoczek, Jakub Janda. W niedzielę o godzinie 16 w Czechach miało dojść do ostatecznego spotkania w tej sprawie, ale ostatecznie nie kazali czekać na siebie aż tak długo. Tuż przed południem w niedzielę ogłosili, że i oni nie przystąpią do ewentualnego meczu z Rosją. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że bez nacisków z góry nie podjęliby tej decyzji.
Sugestiom oparła się natomiast FIFA, która w niedzielę wieczorem ogłosiła skandaliczną decyzję. Światowa federacja piłkarska postanowiła, że mecz Rosji z Polską ma się odbyć, ale na terenie neutralnym, a Rosja zagra jako reprezentacja Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej, bez flagi i hymnu. Kulesza zareagował zdecydowanie. – Ta decyzja jest dla nas nie do zaakceptowania – skomentował. Piłkarski świat tym razem był już dość solidarny – decyzja FIFA została przyjęta z wielkim zaskoczeniem i zażenowaniem. Takie postawienie sprawy sugerowało, że jeśli Polska nie przystąpi do meczu, zostanie ukarana walkowerem. UEFA też nie nadążała. Boniek zapewniał, że europejska federacja nie powiedziała ostatniego słowa, ale 25 lutego stać ją było tylko na przeniesienie finału Ligi Mistrzów do Paryża oraz wysłanie Rosji i Ukrainy na teren neutralny. Zrównali ofiarę z jej oprawcą.
Dzisiejsza decyzja FIFA jest dla nas nie do zaakceptowania. W sytuacji wojny na Ukrainie nie interesuje nas gra pozorów. Nasze stanowisko pozostaje bez zmian: reprezentacja Polski NIE ZAGRA z Rosją w meczu barażowym, niezależnie od nazwy rosyjskiej drużyny. #solidarnizukraina
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) February 27, 2022
Podobnie jak FIFA w ostatnich dniach zachowywali się przedstawiciele FIVB. Mistrzostwa świata siatkarzy zostały odebrane Rosji dopiero w poniedziałkowy wieczór. Wcześniej FIVB zaznaczała, że turniej odbędzie się zgodnie z planem. Tu też inicjatywa poszła od dołu, bo wcześniej kilka drużyn, w tym Polska, Francja czy Holandia zapowiedziały bojkot imprezy. FIVB podjęła decyzję o odebraniu Rosjanom turnieju w zasadzie dopiero wtedy, gdy nie miała już wyjścia. Na tym polu dużą rolę odegrał prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Sebastian Świderski. Już w sobotę napisał do FIVB oraz Europejskiej Konfederacji Piłki Siatkowej (CEV), że "nie widzimy obecnie możliwości rywalizacji sportowej z drużynami z Rosji i państw popierających agresję Kremla". Polacy przy okazji wyrazili gotowość do przejęcia siatkarskiego mundialu. Rosjanie tracą prestiżową imprezę na którą wydali kilkadziesiąt milionów dolarów.
Polskie organizacje sportowe zaangażowały się w organizowanie ucieczek z Ukrainy. Głośno było o sprawie Tomasza Kędziory i Benjamina Verbicia, ale to nie wszystko. PZPN we współpracy z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz służbami dyplomatycznymi zaaranżował także ucieczkę z Ukrainy hiszpańskiego selekcjonera kobiecej reprezentacji oraz jego asystenta. Dziś Lluis Cortes jest już bezpieczny, z powrotem w ojczyźnie, a teraz sam angażuje się w pomoc innym potrzebującym.
We wtorek w Warszawie lądują niepełnosprawni sportowcy z Ukrainy, którzy wracają z Dubaju, gdzie byli na mistrzostwach świata w parałucznictwie. Nasz dziennikarz Antoni Cichy zwrócił uwagę na ich trudną sytuację i w tę sprawę również zaangażowały się polskie instytucje sportowe, w tym PKOl. Kilkoro z tych sportowców postanowiło zostać w Polsce, ale aż dwunastu wraca do Ukrainy i poprosiło polską stronę o pomoc w organizacji transportu. Sprawa nie jest prosta, bo do Lwowa trzeba dotrzeć przed godziną policyjną. Niepełnosprawni sportowcy (w tym jeden poruszający się na wózku) w obliczu wojny wracają do ojczyzny. Piękna, patriotyczna postawa.
Taka decyzja robi tym większe wrażenie. Wszyscy ukraińscy sportowcy usłyszeli od polskich władz sportowych, że mogą zostać w Polsce. Przygotowano dla nich miejsca noclegowe w sportowych ośrodkach przygotowawczych.