Trzeba skończyć z jednym: w PZN-ie nie można nadal mianować trenerami w kadrach zawodników, którzy odpięli narty i powiedzieli: "Dobra, ja już nie skaczę". Takie osoby nie powinny być trenerami. Bez wykształcenia. Bez doświadczenia. Z dnia na dzień mamy trenera, bo ktoś zdjął narty. To często słabi zawodnicy w przeszłości. Nie są po Wyższych Szkołach Wychowania Fizycznego. Tam są podstawy fizjologii, biomechaniki. Takiej wiedzy nie na się nabyć z dnia na dzień. Potem taki trener niewiele może zrobić. W PZN od lat to pokutuje. 80 procent trenerów, pracujących przy kadrach, to przypadkowi ludzie. Dlatego nie ma wyników – nie gryzł się w język Rafał Kot, były fizjoterapeuta kadry, w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jak pan podsumuje ostatnie godziny w środowisku skoków narciarskich?
Rafał Kot: – Źle to wygląda. Wszystko mogło zostać inaczej przeprowadzone. To, że Michal Doleżal nie będzie kontynuował współpracy z kadrą, było przesądzone. Osoby, które mają coś do powiedzenia były tego świadome. Od dawna się o tym wspominało. Bez większej niespodzianki. W sezonie liczba błędów popełniona przez sztab szkoleniowy była wielka. Adam rozmawiał z Doleżalem. Do końca nie usłyszał czy Michal zdaje sobie sprawę z tego, jakie błędy popełniono. Zakończenie pracy powinni wyglądać lepiej.
– Co powinno się stać?
– Nie było elegancji. Można się było oficjalnie spotkać w Planicy z prezesem Apoloniuszem Tajnerem, Małyszem, resztą kluczowych osób w związku. Można było wspólnie podziękować za lata współpracy. Stało się inaczej. Pierwsze dwa lata obfitowały w sukcesy. Niektórzy myślą, że był to efekt kuli śnieżnej, po odejściu Stefana Horngachera. Niekoniecznie.
– Była duża dezinformacja.
– Wierzyłbym Adamowi. Zawodnicy wiedzieli o wszystkim w czwartek. Ukłonem Małysza w kierunku sztabu był fakt, że nie podał informacji sam. Mogli to zrobić trenerzy. Mieli dowolność wyboru terminu.
– Zawodnicy chcą, by Doleżal został.
– Porównajmy sytuację do piłki nożnej. Tam zawodnicy wybierają kto ma zostać, kto odejść!? To sprawa zarządu PZN-u. Były zarzuty do pracy sztabu w ostatnich miesiącach. Pracodawcy wybierają. Nie zawodnicy. Raczej nie powinni się mieszać w sytuację. Wybór nowego trenera ma być konsultowany ze skoczkami. Nawarstwiło się wiele błędów. Nie potrafili wyciągnąć z tego wniosków. Nie naprawili tego, co złe. Włodarze doszli dno wniosku, iż formuła się wyczerpała.
– Trzeba szukać za granicą?
– W kraju jest tylko Maciej Maciusiak. Mógłby to dźwignąć, ale nie ja mam wybierać trenera. Mimo wszystko wykorzystanie jego potencjału wydaje mi się bardzo ważne. Kto na koniec sezonu zaczął dobrze skakać? Zawodnicy współpracujący z Maćkiem. Nie ma w tym przypadku. Andrzej Stękała i Jakub Wolny latają, Aleksander Zniszczoł się obudził, syn Maciek też się odbił. Dobrze się dzieje.
– Będziemy podzieleni?
– Wychodzi na to, że będziemy podzieleni. Jedni będą wspierać zawodników. Drudzy powiedzą, że były błędy, trzeba było zwalniać. Należy wypośrodkować emocje. Szukać następcy. Już przed sezonem olimpijskim mówiliśmy, że trzeba coś zmienić w sztabie, bo na igrzyskach będzie klapa. Nie zrobiono nic. Można było działać. Problem się nawarstwiał.
– Nadchodzi czas dużych zmian?
– Trzeba przede wszystkim "obudzić" młodzież. Muszą powoli zastępować starszych. Trzeba mieć z tyłu głowy myśl, że liderzy w każdej chwili mogą powiedzieć "dość". Nie mamy następców. W Austrii, Norwegii, Słowenii nie mają takich kłopotów. Coś nie idzie? Dają nowego, młodego – od razu punktuje. Wchodzi do kadry bez kompleksów.
– Boimy się zmian?
– Nie. Wprowadzamy młodzież na przykład z Pucharu Kontynentalnego, ale taka osoba szybko przepada. Nie widać błysku. Nie są w stanie liznąć "30". Trzeba skończyć z jednym: w PZN-ie nie można nadal mianować trenerami w kadrach zawodników, którzy odpięli narty i powiedzieli: "Dobra, ja już nie skaczę". Takie osoby nie powinny być trenerami. Bez wykształcenia. Bez doświadczenia. Z dnia na dzień mamy trenera, bo ktoś zdjął narty. To często słabi zawodnicy w przeszłości. Nie są po Wyższych Szkołach Wychowania Fizycznego. Tam są podstawy fizjologii, biomechaniki. Takiej wiedzy nie na się nabyć z dnia na dzień. Potem taki trener niewiele może zrobić. W PZN od lat to pokutuje. 80 procent trenerów, pracujących przy kadrach, to przypadkowi ludzie. Dlatego nie ma wyników.
– Kamil Stoch powiedział: "Jeśli nic się nie zmieni po przyszłym sezonie, sam odejdę. Nie uczmy się na błędach. To jest najgorsze". Jak się pan do tego ustosunkuje?
– Kamil miał wpadki, słabsze tygodnie. Zawsze wracał mocniejszy. W tym momencie mamy do czynienia z całym sezonem, który jest kompletnie nieudany. Sztab nie wiedział, co z tym dalej robić.
– Nie wyklucza pan opcji, w której Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki będą mieli innego trenera?
– To nie do mnie pytanie. Patrząc na zasługi Kamila, może mieć takie "żądania". Być może PZN pójdzie mu na rękę. Jest wielkim zawodnikiem! Nie chcę więcej mówić na ten temat. On wie, co robić. Nadal pozostaję skromnym działaczem z Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.
– Trudne czasy nas czekają?
– Dokładnie. Nawet jakby przyszło dziesięciu Kojonkoskich to w przyszłym sezonie nie byłoby tak, jak kilka sezonów temu. Trzeba poczekać minimum dwa sezony na efekty. Aczkolwiek, gorzej nie będzie. Już było źle przez cały sezon.