{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Lekkoatletyka. Kornelia Lesiewicz: byłam bardzo zestresowana rozmowami z psychologiem. Niepotrzebnie. Wyszło mi to na plus
Filip Kołodziejski /
Ostatnie miesiące były dla niej jak sen. Spełniła marzenia o pojawieniu się na igrzyskach olimpijskich, została też mistrzynią Europy juniorów. Wysoko stawia sobie kolejną poprzeczkę, chociaż trenuje po parkach i lasach. Kornelia Lesiewicz opowiedziała o tym w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Oliwer Wdowik: chcę złamać magiczną granicę 10 sekund na 100 metrów
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Więcej stresu jest na maturze czy na linii startu?
Kornelia Lesiewicz: – Porównywalne odczucia. Pierwszy egzamin z polskiego był bardzo stresujący. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie byłam pewna, czy poradzę sobie czasowo. Na szczęście ogarnęłam wszystko. Myślę, że bardzo dobrze. W kolejnych dniach emocje już opadły.
– Na początku roku był czas na trenowanie?
– Pierwsze miesiące były trudne. Inne niż zawsze. Trenowanie równo szło z nauką. Skupiałam się bardziej na maturach. Ten okres chcę wykorzystać na maksa. Chciałabym się dostać na wymarzony uniwersytet w Krakowie. Planuję pójść na psychologię. W sporcie też staram się być ambitna. Nie chcę odpuszczać. Będę musiała zrezygnować z mieszkania w Gorzowie Wielkopolskim. To oczywista kwestia. Nie ma w moim mieście kierunku, który mi się podoba.
– Odpuściłaś starty w hali...
– Było mi bardzo przykro. Lubię ten rodzaj rywalizacji. Cały 2022 rok jest dla mnie dziwny. Bardzo szybko minęła zima. W mgnieniu oka zaczynają się starty w sezonie letnim. Żyłam w "magicznej klatce". Wychodziłam na ćwiczenia. Potem wracałam i się uczyłam. Za bardzo nie ogarniałam, co dzieje się wokół mnie. Czas zacząć inne życie. Po ostatniem maturze, w 150 procentach skupiam się na sporcie.
– Będzie świętowanie?
– Odkładam w czasie. Po sezonie, wspólnie z przyjaciółmi, mam plan pojechać na wakację i odreagować.
– Potrzebowałaś resetu po olimpijskim roku?
– Oczywiście. Odetchnęłam. Wyrzuciłam presję z głowy. Przez brak startów w hali zapomniałam o stresie i rywalizacji. Ale nie ucieknę od niego. Już wiem, że w tym roku będzie dużo nerwowych momentów. Muszę po raz kolejny stanąć na bieżni. Zdobyć minima na wielkie imprezy, co nie będzie proste. Ostatni raz na bieżni byłam kilka miesięcy temu. Jest co nadrabiać. Tęsknie za bieganiem. W piątek wyjeżdżam na zgrupowanie do Zakopanego. Będzie ostatnia prosta przed startami.
– Dużo mówisz o psychologii. Współpraca ze specjalistami z tej dziedziny to już podstawa w zawodowym sporcie?
– Gdy pierwszy raz usłyszałam, że sportowcy trenują z psychologami, nie wiedziałam, po co to robią. Nie rozumiałam takiego zachowania. Bardzo się to zmieniło. Byłam na konsultacjach z profesorem Janem Blecharzem. Byłam bardzo zestresowana. Niepotrzebnie. Nasze rozmowy były szczere i otwarte. Powiedziałam, czego się boję. Wyszło mi to na plus. Dał mi cudowne rady. Pokazał ćwiczenia, które pomagają w pracy z samym sobą. Bieżnia to nie wszystko. Doszłam do wniosku, że obecność psychologa jest bardzo ważna.
– Trener dawał taryfę ulgową?
– Zależy kiedy. Był moment, gdy miałam kontuzję i nie mogłam trenować przez trzy miesiące. Straszny okres. Nie potrafiłam się odnaleźć. Poleciałam do RPA i na szczęście wszystko poukładałam w głowie. Zauważyłam, że gdy nie biegam, trudniej mi się uczy. Rutyna weszła w krew.
– Ostatnio biegasz w bardzo dziwnych miejscach. Możesz co nieco o tym powiedzieć?
– Mało kto wie, że w Gorzowie Wielkopolskim dopiero buduje się stadion lekkoatletyczny. Na 2023 rok zaplanowano u nas mistrzostwa Polski. Z trenerem dajemy z siebie wszystko. Nie wyjeżdżamy na inne areny sportowe. Gdy moje koleżanki ćwiczyły w super warunkach w Portugalii, ja zasuwałam w parku i lesie. Starałam się im dorównać, ale to nigdy nie będzie to samo. Na szczęście niedługo zmienię otoczenie. W Krakowie mam mieszkanie przy Tauron Arenie. To kawałek do stadionu. Treningi będą w komfortowych warunkach. Nie będę musiała się niczym przejmować. Nie trzeba będzie zmieniać planów w ułamku sekundy i iść do lasu. Już nie mogę się doczekać większego spokoju. Na studiach chcę rozłożyć pierwszy rok na dwa lata i uczyć się tego, co mnie interesuje.
– "Bieganie w lesie" – brzmi abstrakcyjnie.
– Gdybym nie chodziła do szkoły, miałabym więcej czasu na trening i rozciąganie. Pół godziny potrafi zrobić ogromną różnicę. W ostatnich dwunastu miesiącach byłam w ciągłym biegu. Do intensywnej nauki doszło zdawanie prawa jazdy. Pochłonęło mi to wiele nerwów. Na szczęście w końcu zdałam. Mam spokój, ale w życiu prywatnym działy się szalone rzeczy.
– Konkurencja nie śpi?
– O to chodzi. Poziom jest kosmiczny. Liczę, że będzie się utrzymywał jak najdłużej. Nakręca mnie to. Nie można przegapić żadnego dnia. Każde ćwiczenie jest istotne. Wszystkie detale są ważne.
– Anna Kiełbasińska trenuje z Holenderkami. Chciałabyś tak?
– Daje to dużą przewagę. Ania i Pia Skrzyszowska otaczają się zawodniczkami z topu, na bardzo wysokim poziomie. Mają znakomite zaplecze treningowe. Wiedzą, po co tam są. Ania udowodniła, że nadchodzi jej czas. Chce jeszcze i jeszcze więcej. Jej ambicje przekraczają wszelkie granice. Ma z kim trenować start z bloku i rywalizować na krótkich odcinkach. U mnie jest nieco gorzej. Na ścieżkach biegowych w lesie widzę co najwyżej sąsiadów, biegających dla przyjemności. Nie mam się z kim ścigać.
– W 2021 roku posmakowałaś złotego medalu. Jesteś mistrzynią Europy juniorów w biegu na 400 metrów. Czego nauczył cię ten start?
– Zyskałam nie tylko pewność siebie. Pojawiła się też dodatkowa presja. Nie chce poprzestawać na jednym złocie. Traktuję je w głowie, jako chwilowy epizod. Było, minęło. Czas na nowe wyzwanie. Zostaną z tego fajne wspomnienia. Tyle. Chcę więcej i więcej, a to w ogóle nie jest łatwe. Zbliżam się do bariery czasowej, którą trudno będzie poprawiać.
– Co cię napędza?
– Gdy poleciałam do Tokio zrozumiałam, że stać mnie na wiele. Miałam 17 lat. Nie pobiegłam, ale zebrałam doświadczenie. Wykonałam pierwszy krok. Durgi? Liczę, żeby to był Paryż. Nie chcę tam tylko być.
– Denerwujesz się, gdy porównują młodsze dziewczyny do "Aniołków"?
– Trudne i ciekawe pytanie. Wszyscy tę nazwę kojarzą z Berlinem. Przyjął się i trwa. Pojawiają się w tym zespole jednak nowe dziewczyny. Teraz mocno zaczęła biegać Natalia Kaczmarek. Rozwijamy się i to dobrze. "Aniołki" na bieżni dokonują rzeczy niemożliwych. Kojarzy się to ludziom z pewnym rodzajem magii.