Był objawieniem mistrzostw Polski. Brylował w rywalizacji na 800 metrów. Nazywano go największym talentem w Europie. W tym momencie już wiadomo, że musi odpuścić starty w 2022 roku. Krzysztof Różnicki opowiedział więcej o tej sytuacji w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Bóle z tyłu pięty zaczął odczuwać jeszcze przed mistrzostwami Europy juniorów w Tallinie. W październiku 2021 roku przeszedł zabieg w Warszawie. Okazało się, że miał problem z przyczepem ścięgna Achillesa. Po operacji dyskomfort nie zniknął. Zaczęło go boleć całe ścięgno. Przyjmował zastrzyki, ale na niewiele się to zdało. Pomagał mu również Polski Związek Lekkiej Atletyki. Miał zapewnione darmowe wizyty u specjalistów. Niestety, te również nie pomogły.
Mijały kolejne tygodnie. Najpierw okazało się, że 18-latek musi odpuścić rywalizację w hali. Teraz pojawiła się następna smutna wiadomość. Różnicki nie będzie w stanie startować podczas letnich mityngów i najważniejszych międzynarodowych imprez.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Kończysz sezon?
Krzysztof Różnicki: – Nie ma innej opcji. Nie było nawet jego rozpoczęcia. Nie wróciłem do treningów. Nie byłem w stanie.
– Co się dzieje?
– Problemy po operacji. Miałem spiłowanie narośli na kości piętowej. Jest problem z gojeniem rany. Być może to genetyczna kwestia. Wkrada się stan zapalny. Porobiły mi się zrosty. Rany nie chcą się uelastyczniać. Nawet bez rehabilitacji powinno być w porządku. Dziwna sytuacja. Bardzo męcząca.
– Trudny moment?
– Najtrudniejszy okres za mną. Wyszedłem z "żałoby", ogromnego psychicznego dołka. Pomogła mi pani psycholog. Sytuacja była nieciekawa. Nie wiedziałem co robić. Przeżyłem złe stany. Nie chciało mi się niczego. Byłem załamany. Do tego czekała mnie matura. Już po wszystkim. Chcę kontynuować naukę, ale nie na sportowych kierunkach. Być może czeka mnie roczna przerwa. Na pierwszym miejscu są kwestie zdrowotne.
– Masz wsparcie u najbliższych?
– Rodzice próbują ruszyć niebo i ziemię, żeby mi pomóc. Zawsze są przy mnie. Nawet trudno określić, jak to było dla mnie istotne w ostatnich tygodniach.
– Jak reagował trener Krzysztof Król?
– Był bardzo zaangażowany w pomoc. Zawsze mogę na niego liczyć. Ostatnie tygodnie utwierdziły mnie w tym przekonaniu.
– Był trening zastępczy?
– Od pierwszej chwili, gdy pojawiło się zielone światło. Zacząłem chodzić na basen. Jeździłem rowerem. Robiłem wszystko to, co nie sprawiało bólu. Aktywność fizyczna jest utrzymywana. Gorzej, jeśli chodzi o powrót do biegania. Lekarze nie podjęli się podania daty. Byłem na badaniach w Warszawie. Cały czas szukamy przyczyn bólu. Jedna wielka niewiadoma.
– Czas leczy rany?
– Nabrałem większego dystansu do sytuacji. Jestem w martwym punkcie. Do końca nie wiem, co mi jest. Nie wiem też, kiedy wrócę do pełni zdrowia. Wydaje mi się, że można zrobić jeszcze więcej w kierunku leczenia i diagnozowania przyczyny kłopotów. Nie ma na co czekać. Przesuwanie badań z tygodnia na tydzień mi nie pomoże.
– Eksperci od dawna mówili na ciebie: "diament do oszlifowania".
– Niby jestem największym diamentem w Europie, ale nie robi się wszystkiego, żebym wrócił. Przykra sprawa. Po jednym bardzo małoinwazyjnym zabiegu nie potrafię dojść do siebie po siedmiu miesiącach. Po kolejnym zabiegu mogłaby być kaplica. Najpierw postaram się znaleźć przyczynę. Nie chcę podejmować pochopnych kroków.
– Jak będą wyglądały kolejne tygodnie?
– Przede wszystkim jeżdżenie po lekarzach. W międzyczasie rehabilitacja i trening zastępczy. W głowie nie miałem w ogóle sezonu w 2022 roku. Odpadają kolejne duże imprezy. Nie chcę się jednak znowu załamywać. Kontroluję to, co robię na co dzień. Zachowuję sportowy rytm życia. Czekają mnie teraz najdłuższe wakacje w życiu. Nie są w pełni takie jakie bym chciał, ale wykorzystam je mądrze.
Duże pieniądze dla najlepszych. "Fajdek w końcu będzie szczęśliwy"