Przejdź do pełnej wersji artykułu

Anders Fannemel: mam z Wisły jedne z najlepszych wspomnień. No i te najgorsze też! [WYWIAD]

/ Anders Fannemel, Fannemel skoki, Fannemel kontuzja Anders Fannemel latem 2019 roku doznał w Wiśle kontuzji, po której stracił dwa sezony (Fot. PAP)

W 2018 roku walczył z Kamilem Stochem w finałowym Turnieju Czterech Skoczni, przez dwa lata był rekordzistą świata. Dzisiaj nie ma miejsca w kadrze narodowej, sam musi płacić za sprzęt i treningi, a poprzednią zimę, pierwszą po ciężkiej kontuzji, miał koszmarną. – Daję sobie jeszcze jeden sezon – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Anders Fannemel.

Dramatyczne wyznanie Andersa Fannemela: żyję poniżej granicy ubóstwa

Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Jak wygląda teraz twoja sytuacja?
Anders Fannemel:– Tak naprawdę, to jakoś bardzo się nie zmieniła w porównaniu z tym ubiegłym rokiem. Jestem poza kadrą, będę trenował w klubie Lillehammerhopp i starał się tam odbudować formę. Chciałbym wywalczyć miejsce w drużynie na inauguracje Pucharu Świata w Wiśle.

– Czy to, że jesteś poza kadrą oznacza, że musiałeś podjąć jakąś pracę?
– Nie, na razie nie idę do żadnej pracy. Wciąż jestem skoczkiem narciarskim i chcę wrócić do skakania na wysokim poziomie. Daję sobie jeszcze jeden sezon. W poprzednim miałem problemy z techniką, odczuwałem bóle w kolanie, ale teraz wszystko wygląda dobrze. Latem zeszłego roku nie udało mi się też oddać tylu skoków, co chciałem, więc to najbliższe chciałbym dobrze przepracować.

– Czyli w pewnym sensie inwestujesz w samego siebie?
– Tak, można tak powiedzieć. Jestem poza kadrą, więc trochę inaczej to wygląda w kontekście sprzętu. Będę musiał część rzeczy finansować sam. Muszę też uiszczać opłaty za treningi w klubie Lillehammerhopp. Jeszcze nie wszystko do końca rozpracowałem.

– Czujesz wewnętrzną presję, żeby skakać jak najlepiej, bo z tego się utrzymujesz? Nie masz innej pracy, nie jesteś w kadrze narodowej.
– Nie do końca. Ja nigdy nie skakałem dla pieniędzy. Jasne, muszę zapłacić rachunki, ale na razie radzę sobie nieźle. Po prostu nie chcę być słabym skoczkiem. To główna motywacja, by wrócić na najwyższy poziom i walczyć o trofea.

Anders Fannemel, Fannemel skoki, Fannemel kontuzja W 2018 roku Anders Fannemel znakomicie spisywał się w Turnieju Czterech Skoczni (Fot. Getty)

Czytaj też:

Adam Bałdyga poprawił rekord świata w Deluxe Ski Jump 2 na skoczni w Australii. (fot. YouTube)

Deluxe Ski Jump. Minęło 20 lat, a Polska dalej gra "w Małysza". Właśnie padł rekord świata

– Wróciłeś na początku ubiegłego sezonu do Pucharu Świata, ale zamiast walczyć o wysokie miejsca, walczyłeś, żeby awansować do konkursu. To mogło być frustrujące.
– Nie było mi łatwo. Moje skoki nie wyglądały tak, jakbym chciał. Miałem problemy z techniką. Za mną naprawdę ciężka zima. Dlatego mam nadzieję, że teraz dobrze przygotuję się do kolejnej. Czuję, że stać mnie jeszcze na wiele.

– A twoje kolano? Pewnie już nigdy nie będzie takie samo jak przed kontuzją?
– Takie samo może nie, ale nie jest z nim aż tak źle. Wydaje mi się, że jestem bliski osiągnięcia tego poziomu przygotowania fizycznego, który prezentowałem przed kontuzją.

– Czy następnej zimy podejmiesz ostatnią próbę?
– Tak myślę. To nie tak, że muszę to robić. Jeśli nie będę w stanie rywalizować na najwyższym poziomie, raczej nie sprawi mi to tak samo wielkiej radości. Można też robić inne rzeczy w życiu. Zobaczymy...

– A zeszłej zimy skoki sprawiały ci jeszcze radość?
– Tak, miałem fajne otoczenie, fajnych ludzi wokół siebie. Cieszyłem się podczas codziennych treningów, ale trochę ciężko, kiedy nie masz żadnych dobrych wyników. Nie czujesz się z tym dobrze. Uwielbiam trenować, przyjeżdżać na skocznię, bo to wielka część życia skoczków. I tego będzie mi brakowało, kiedy pewnego dnia zdecyduję się zakończyć karierę. Kręci mnie to poszukiwanie lepszej formy fizycznej, technicznej, dążenie do jeszcze lepszych prób. Tylko szkoda, że rezultaty nie idą z tym w parze.

– Wiesz już, co nie pozwoliło polecieć parę metrów dalej?
– Miałem problemy z pozycją dojazdową, przez co nie byłem w stanie w pełni wykorzystać potencjału nóg podczas wyjścia z progu. Za dużo rotacji – tak bym to opisał. I w lecie zamierzam nad tym popracować.

W 2015 roku Fannemel jako pierwszy zawodnik w historii ustał skok powyżej 250 metrów (Fot. PAP)

– Nie było cię w skokach przez dwa lata. Jak się zmieniły w tym czasie?
– Tak, widać różnice, choćby przy skokach po zmroku, przy sztucznym świetle. Ale generalnie prędkości na rozbiegu, a wiatr w plecy mocniejszy. I przez to trudniej dojść do nart. Trochę się zmieniło, szczególnie gdybyśmy popatrzyli na to, jak wyglądały skoki pięć czy sześć lat temu.

– A kiedy rosną prędkości, nie masz większych obaw?
– Myślę, że kiedy prędkość na rozbiegu jest większa, to akurat łatwiej dobrze wyjść z progu i przyjąć odpowiednią pozycję w locie. Z każdym sezonem zmienia się też sprzęt, staje się coraz lepszy. Ale gdyby spojrzeć na najlepsze skoki minionej zimy, to kluczową rolę odegrało mocne odbicie, które pozwalało później odlecieć. A to z kolei różnica w porównaniu z tym, co mieliśmy dziesięć lat temu.

– Jak to ma teraz wyglądać? Będziesz trenował w klubie czy także pod okiem Alexandra Stoeckla?
– Mam taką nadzieję, że czasem spotkamy się na skoczni. Chyba nie mamy aż tak wielu obiektów! W tym momencie to w sumie tylko Lillehammer i Midtstubakken, więc raczej przecinają się nasze szlaki. Tak to wygląda w Norwegii. Staramy się wzajemnie porównywać ze sobą, wiedzieć, na czym stoimy. Kiedy będę miał okazję skonfrontować się z Halvorem Egnerem Granerudem, Mariusem Lindvikiem, Danielem Andre Tande, Johannem Andre Forfangiem czy Robertem Johannsonem, to na pewno dla mnie korzystne. Ale wierzę też, że i ja nieco zmotywuję ich do jeszcze lepszego skakania.

– Nie obawiasz się, że jeśli będziesz prezentował podobny poziom do kogoś znacznie młodszego, trenerzy po prostu postawią na przyszłość?
– Raczej nie. Myślę, że zawsze należy wybierać najlepszych zawodników. To moje zdanie. Gdyby tak się stało, poczułbym się nieco rozczarowany.

Anders Fannemel przez kilka sezonów należał do światowej czołówki (Fot. Getty)

Czytaj też:

W Skawicy chcą budować ośrodek skoków. Plany gotowe, tylko nie ma z czego zapłacić

– Wciąż wierzysz, że możesz wrócić na szczyt?
– Tak. Czuję, że nadal mam co nieco do pokazania na skoczni i z taką myślą pracuję. Chcę być lepszym skoczkiem nawet niż przed paroma laty. Mam też wrażenie, że moja kariera wcale nie była tak dobra, jak marzyłem za dzieciaka. I to mnie motywuje.

– Nadal koncentrujesz się na skokach? To nie jest praca na pół etatu?
– W 100 procentach poświęcam się skokom. Co prawda w zeszłym roku studiowałem, trochę też pracowałem, ale na chwilę obecną mój organizm toleruje większy wysiłek niż przed rokiem albo dwoma. Mogę w takim razie trenować jeszcze mocniej!

– Co studiowałeś?
– Management w sporcie.

– Taka furtka, gdyby nie wyszło na skoczni?
– Kto wie. Uwielbiam nasz sport, ale w Norwegii w tym momencie nie ma chyba zbyt wielu wolnych posad przy skokach. Zobaczymy, na razie nie chcę za bardzo myśleć o przyszłości. Niemniej, czasem dobrze odciągnąć umysł od skoków. Dzięki temu też się czegoś nauczyłem.

– Zrozumiałeś, że jeden skok może zmienić wszystko i trzeba mieć różne opcje w życiu?
– Taki już jest los sportowca. Nigdy nie wiesz, kiedy wszystko się zmieni. Tylko że może pójść w jedną albo drugą stronę. Miałem szczęście, przez tyle lat nie doznałem żadnej groźnej kontuzji aż do upadku w Wiśle. Dlatego dobrze zdawać sobie sprawę, że w życiu są inne rzeczy poza skokami. Taki balans nigdy nie zaszkodzi.

– Mam nadzieję, że zimą wrócisz do Wisły i będzie bardziej szczęśliwa.
– To zabawne, ale mam stamtąd jedne z najlepszych wspomnień. No i te najgorsze też! Tak bywa. Przychodzą lepsze i gorsze momenty.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także