{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Lekkoatletyka. Anna Kiełbasińska: na naszym etapie kariery stąpamy po cienkiej linii
Filip Kołodziejski /
Żartowała, że mogłaby już zakładać rodzinę, ale nadal ma wielką chęć biegać i bić rekordy życiowe. Sezon letni pokazuje, iż stać ją na coraz lepsze wyniki. W Poznaniu dystans 300 metrów pokonała w czasie 36,34. To dopiero przedsmak tego, co czeka nas w kolejnych tygodniach. Anna Kiełbasińska chce osiągać rezultaty poniżej bariery 50 sekund!
Polska biegaczka wraca po prawie dwóch latach
Do strefy mieszanej przyszła z uśmiechem od ucha do ucha. W Poznaniu wyrównała rekord życiowy na dystansie 300 metrów, chociaż warunki atmosferyczne pozostawiały wiele do życzenia. Po raz kolejny potwierdziła, że znakomicie radzi sobie również na sprinterskich dystansach. Czy będzie w stanie pobiec na krótszych dystansach również podczas najważniejszych światowych imprez?
– Nie ma szans! To, że teraz mam bardzo dobry poziom sprinterski, nie oznacza, że jest na tyle odpowiedni, by tracić siły na krótszych dystansach w mistrzostwach świata i Europy. Poprawne starty na początku sezonu pokazują, że szybkość dalej jest. Bałam się, że jej zabraknie, a tu niespodzianka. Można być spokojnym. Wytrzymałość również jest. Chyba mam komplet. Teraz tylko dbać o zdrowie i działać. Czekam na bieganie 400 metrów. Sprawdzę się w Ostrawie. Z reguły pierwszy raz w sezonie bywa trudny. Okraszony dużym kwasem w mięśniach. Zwłaszcza dla sprinterki takiej jak ja, na ostatnich metrach. Nie podpalam się na wielki wynik, ale wskazuje na to, że jest dobrze – przekazała 31-latka w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Kiełbasińska w okresie przygotowawczym nie próżnowała. Pojawiała się między innymi w RPA, gdzie współpracowała z Holenderkami. Bardzo ceni sobie ten czas i podkreśla, jak wiele zyskała w ostatnich tygodniach.
– Jestem wdzięczna losowi, trenerowi i sobie samej, że podjęłam taką decyzję. Mam okazję startować i trenować z najszybszymi dziewczynami na świecie: Femke Bol, Lieke Klaver. Niesamowicie motywują. Czasami, gdy nie dawałam rady dociągnąć treningów do końca, to Bol krzyczała: "Następnym razem ja ciebie biorę i masz dokończyć trening! Jak to jest, że każdy kończy, a ty nie...". Na początku serio nie dawałam rady. Teraz poziom poszedł do przodu. Wszystko jest na dobrej drodze – nadmieniła.
Czytaj też:

Iga Baumgart-Witan: jestem młodą kobietą, tylko sportowcem już starszym. Paryż i pożegnanie
"Aniołek" nie kryje, że na bieżni nakręca się wspólnie z inną utalentowaną Polką – Pią Skrzyszowską. 21-latka również pokonuje kolejne bariery na dystansie 100 metrów przez płotki.
– Podjudzamy się na treningach. Biegamy lotne trzydziestki. Pia pobiegła w tym sezonie 3.0, ja 3.2. Rywalizujemy na przemian. Podszczypujemy się. Rozmawiamy o wynikach. Każda chce być lepsza i szybsza. Potem skaczemy w dal z miejsca. Również się nakręcamy. Walczymy o każdy centymetr. Pojawiają się rzuty wielobojowe, pchnięcie kulą. Dobrze na siebie wpływamy. Często po jej dobrym treningu płotkarskim mówię: "Było ekstra. Jesteś torpeda!". Ona mi się rewanżuje. Dominuje pozytywna energia. Takie działanie dodaje wiary – dodała rozmówczyni TVPSPORT.PL.
Siłą rzeczy nasunęło się pytanie, czy Kiełbasińskiej zdarzały się momenty, gdy brakowało wiary przed poszczególnymi startami.
– Czasami polska mentalność jest taka, że nikt nie lubi, jak ktoś głośno mówi, że pobiegnie bardzo dobry wynik. Wszyscy potem wykrzykują z przekąsem: "Co...? Chcesz złamać 50 sekund? To niemożliwe. Nikt tego od dawna nie zrobił". Ja sobie myślę, dlaczego miałabym nie spróbować. Jeśli nie podejmę wyzwania, nigdy się to nie uda. Inaczej w mojej głowie byłoby to nie do osiągnięcia. Chcę biegać poniżej 50 sekund w tym sezonie – przekazała.
Czytaj też:
Krystian Zalewski o urazie: mam kłopot z przyczepem ścięgna Achillesa oraz troczkami w kostce
Najlepsze polskie biegaczki na 400 metrów czekają jeszcze mistrzostwa Polski. Te zostaną przeprowadzone w bardzo wczesnym terminie 9-11 czerwca. Nie wszystkim się to podoba...
– Mistrzostwa Polski są bardzo wcześnie. Nie wypada celować z formą w ten moment. Mamy minima z trzema dziewczynami na wysokim poziomie. Dla mnie najważniejsze jest, by złapać się do pierwszej trójki w kraju. Nie chcę tracić sił i zdrowia, oby udało się to zrobić jak najmniejszym kosztem. Forma ma być w Eugene i Monachium. Nie powinnyśmy rywalizować tylko w gronie "Aniołków". Powinnyśmy sięgać wyżej. Nakręcamy się i cieszę się, że jest nas tyle na wysokim poziomie. Dodają mi skrzydeł. Musimy dbać o to, by MP zakończyć w pełnym zdrowiu – podsumowała Kiełbasińska.
Jak wiadomo, halowa mistrzyni Europy, w ostatnich latach zmagała się z poważnymi zdrowotnymi dolegliwościami. Była inspiracją dla wielu młodych sportowców. Pod koniec kariery nie zamierza się oszczędzać. – Haruję na maksa. Albo hyc, albo nic. Na tym etapie nie ma odpuszczania. Nie wiem, czy to nie jest mój ostatni rok. Robię wszystko, co mogę, słuchając się ciała, żeby osiągnąć cel – być wysoko. Na naszym etapie stąpamy po cienkiej linii. Po jednej stronie jest kontuzja. Po drugiej ekstra forma. Trzeba robić tak, by być po lepszej stronie. Powoli czuję, że zbliżam się do maksymalnej granicy w karierze. Miałam olbrzymie szczęście do trenerów. Zaczął Paweł Tarasiuk, potem Witold Banasikowski. Następnie spędziłam sześć lat pod okiem Edwarda Bugały. Michał Modelski podbudował mnie szybkościowo. Dał mu dużo energii i wiary. Aktualnie jest Laurent Mauwly. Cieszymy się sportem. Biegamy na maksa, bo już nie ma czego odkładać na później – zakończyła Polka.