Ukraina przegrała finał baraży o mundial w kontrowersyjnych okolicznościach. W tej walce o Katar udało się jednak na pewno jedno: potwierdzenie tożsamości narodowej. W kadrze szczególnie ważny był bowiem język.
Hiszpański sędzia Mateu Lahoz, znany jest z tego, że lubi być w centrum uwagi. I tym razem dał zły popis. Brak oczywistego rzutu karnego dla Ukrainy pozostawił niesmak. A było tak blisko, bo nasi sąsiedzi przegrali tylko 0:1 z Walią. Po zwycięstwie nad Szkocją w pierwszym meczu barażowym prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że to były dwie godziny radości, od jakich kraj się odzwyczaił. Piłka nożna jest bowiem ważnym elementem ukraińskiej tożsamości. Tego nie zmieni oczywiście brak awansu na mundial.
Świat solidaryzuje się od ponad trzech miesięcy z Ukrainą. To truizm, ale nowe oznaki takiej właśnie postawy są naprawdę godne uznania. Przed wspomnianym meczem w Glasgow miejscowi odśpiewali ukraiński hymn razem z obywatelami prześladowanego i nieustępliwego kraju. Szkoci dostali transkrypcję i pokazali znów wielkie serce. To był piękny gest! A futbol znaczy tak wiele, że chcącego zaciągnąć się do armii selekcjonera Ołeksandra Petrakowa odwiedziono od tego zamiaru przekonującym, prostym argumentem: niech walczą inni, ty zadbaj o nowy rodzaj wsparcia. O dobro Ukrainy na boisku. Posłuchał, ale teraz jest niedosyt, bo cel wymknął się na samym końcu. Ale rodacy i tak powinni być dumni.
Historia najnowsza selekcjonera to dowód, jak mimo śladów rosyjskich w życiu, w obliczu bestialskiej napaści zbrojnej zerwać z krajem agresora. Zanim Ukraina przystąpiła do potyczek barażowych rozgrywała mecze towarzyskie. Przed jednym z nich Petrakow zadeklarował na konferencji prasowej, że nigdy już nie użyje tego języka, a przecież całe życie mówił właśnie po rosyjsku. To wymowne i znaczące, ale nie jedyne takie zachowanie w kadrze Ukrainy.
Kapitan rozumie moc języka
1 września 2021, w przeddzień meczu z Kazachstanem (2:2) w eliminacjach do finałów mistrzostw świata kapitan reprezentacji Ukrainy Andrij Jarmołenko nieoczekiwanie przemówił na konferencji w języku ukraińskim. To tylko z pozoru może wydawać się czymś zwyczajnym, bo dlaczego ceniony sportowiec mówiący w języku narodowym miałby przyciągać uwagę?
A jednak, pamiętając o wieloletniej dominacji języka rosyjskiego w ukraińskiej piłce i licznych przykładach obecności popkultury Rosji na Ukrainie takie zachowanie odnotowano w całym kraju. Jarmołenko to dla Ukraińców zawodnik, który ma odwagę, by traktować priorytetowo dobro ojczyzny. A szczególnie zaimponował rodakom, gdy skrytykował postrzeganego jak zdrajca Anatolija Tymoszczuka (nadal dobrze czuje się w Zenicie Sankt Petersburg, a mówi się też o jego związkach z... FSB):
– Zapytałem go, jak śpi w nocy. Powiedział, że nie śpi... Potem, gdy zadzwonił do mnie, wyjaśniłem mu, że chociaż kiedyś był dla mnie wzorem do naśladowania, to teraz jest nikim – tak Andrij opisywał przebieg tej burzliwej rozmowy w kwietniu.
Jarmołenko podkreślił też presję, z jaką mają do czynienia osoby publiczne. Mogą nie mieć pełnego zaufania do swoich umiejętności językowych. Akurat on dorastając mógł rozmawiać z rodzicami po ukraińsku. Ale to i tak było za mało. Nie ukrywał, że nadal jest skrępowany, używając ukraińskiego. Miał obawy, że zostanie wyśmiany za błędy gramatyczne i słownictwo zapożyczone z rosyjskiego. Wiemy nie od dziś, że futbol jest okrutny, a los bywa kpiarzem. To wyjątkowy pech, że właśnie on w decydującym meczu wbił gola samobójczego.
Prezydent nie godzi się na zawłaszczanie
Język ukraiński ma teraz dawać poczucie jedności i daje. Chociaż warto pamiętać, że rosyjski jeszcze kilka lat temu nie wzbudzał na Ukrainie wrogości. Prezydent Wołodymyr Zełenski starał się nawet dowieść, że ten język nie jest własnością Federacji Rosyjskiej i nie ma wojny między tymi dwiema społecznościami. Obecny bohater Ukrainy przypominał jak wielu rosyjskojęzycznych obywateli zginęło, walcząc o niepodległość Ukrainy. On zaczął uczyć się ukraińskiego dopiero na początku 2017 roku. To był początek jego aktywności politycznej jako lidera Sługi Narodu. Później, w trakcie kampanii wyborczej, często apelował o szanowanie tych, którzy mówią tylko po rosyjsku:
– Ja sam używam też tego języka, ale jestem obywatelem Ukrainy i nie poczuwam się do związków z żadnym innym państwem – tłumaczył w wywiadach.
Na Ukrainie rosyjski jest najczęściej używany na południu, wschodzie i w stołecznym Kijowie, ale to też drugi język w pozostałej części kraju. Sporządzony w 2001 roku spis powszechny precyzuje to: rosyjski określiło wówczas jako ojczysty aż 29,6 proc. mieszkańców Ukrainy (14 273 000 obywateli). 56 proc. to byli etniczni Rosjanie, a Ukraińcy to około 5,5 miliona osób. Pozostali to m.in. Grecy, Żydzi, Białorusini i Ormianie.
Oczywiście to się szybko zmienia, dziś nawet te szacunki nie oddają rzeczywistości. Przełomem była Pomarańczowa rewolucja w 2004. Wtedy prezydentem został Wiktor Juszczenko. Czynił usilne starania, by znaczenie ukraińskiego w społeczeństwie wzrosło znacząco. To było istotne, ale gorsze rzeczy działy się w 2014, bo Kreml wykorzystał propagandowo rosyjski, by usprawiedliwić przed światem aneksję Krymu i działania zbrojne w Donbasie. Rosja broniła rzekomo prześladowanych na Ukrainie mówiących po rosyjsku, ale wtedy Ukraińcy zaczęli unikać rosyjskiego jak ognia. Nie chcieli bowiem żadnego "wybawienia".
Legenda najpierw prorosyjska, teraz proukraińska
Interesująca jest też historia największej legendy Andrija Szewczenki, który będąc selekcjonerem reprezentacji kraju, nie znał jego języka. Mówił tylko po rosyjsku, ale dziś stara się pomóc jak tylko może ojczyźnie.
"Ukraina to moja ojczyzna! Zawsze byłem dumny z ludzi i mojego kraju. Przeszliśmy przez trudne czasy, a przez ostatnie 30 lat uformowaliśmy się jako naród! Naród szczerych, pracowitych i kochających wolność obywateli! To nasz najważniejszy atut!" – napisał w mediach społecznościowych.
To bardzo ciekawe, bo należy pamiętać, że w 2004 roku Szewczenko poparł Wiktora Janukowycza, prorosyjskiego prezydenta. Ten został obalony w wyniku Euromajdanu, który zaczął się, gdy ten polityk zablokował proeuropejskie, prounijne aspiracje narodu, stawiając na konserwowanie układu z Władimirem Putinem. W początkowej fazie tej wojny na Ukrainie świat obiegła informacja, jakoby Janukowycz był szykowany, by zastąpić Wołodymyra Zełenskiego (planowano na niego niejeden zamach). On miałby zagwarantować lojalność Putinowi stojąc na czele marionetkowych władz. Nic z tego nie wyszło. A Szewczenko był przecież przed laty napastnikiem Chelsea i miał dobre relacje z Romanem Abramowiczem.Wszystko to dziś się już nie liczy.
Skoro jest po stronie walczącej Ukrainy, to nikt nie przypomina mu kontrowersji sprzed lat. Kupił teraz leki dla Ukraińców, wydał 400 tys. euro, by pomóc potrzebującym. Wsparł razem z Ołeksandrem Zinczenko, który będąc graczem Manchesteru City jest najważniejszym głosem walczącej Ukrainy.
Putin tępi ich język, by podważyć tożsamość Ukraińców
Piłkarze walczą też słowem, bo wiedzą do czego dąży Putin. Amerykański prezydent Joe Biden ujął to trafnie:
– On nie tylko stara się zająć Ukrainę, ale tak naprawdę próbuje wymazać kulturę i tożsamość ukraińskiego narodu, atakując szkoły, żłobki, szpitale, muzea – bez żadnego innego powodu, jak tylko wyeliminowanie tej kultury – powiedział przywódca.
Władimir Putin kłamie i manipuluje historycznie, by usprawiedliwić agresywną, brutalną politykę najeźdźcy. W jego myśleniu ziemie Ukrainy i Rosji to wspólna przestrzeń historyczna i duchowa. Naród rosyjski składa się według imperatora z Wielkorusinów (Rosjan), Biełorusów (Białorusinów) i Małorusinów (Ukraińców) Różnią się co prawda pod względem etnograficznym, ale ich punkty wspólne to ta sama religia, język i interesy polityczne.
Lenin i "małorosyjski"
Putin, szkalując teraz Ukrainę obwinia... Lenina za ideę samostanowienia narodów, co miało doprowadzić do rozbicia "jedności" Rosji. Dyktator nazwał nawet kraj, który tak teraz gnębi "Ukrainą imienia Lenina". Argumentuje, że obecne granice tejże wymyślili bolszewicy pod nadzorem przywódcy.
Putinowska ideologia nawiązuje do odległych czasów, choćby do Rusi Kijowskiej, a szykany wobec ukraińskiego chyba najlepiej podsumowuje dokument Wałujewa z 1863 r. To cesarski dekret rosyjskiego ministra spraw wewnętrznych, który głosił kategorycznie: oddzielny język małorosyjski (ukraiński) nigdy nie istniał, nie ma istnieć i nie będzie istniał. A jednak istnieje...
Selekcjoner i kapitan Ukrainy dają radę. Troszczą się o kraj niekoniecznie z bronią w ręku. A inaczej. To było bardzo ważne. Piłkarze ukraińscy chyba nie zawiedli aż tak bardzo rodaków. Pozostaną głosem demokratycznej, cywilizowanej, normalnej Ukrainy. Wielka tylko szkoda, że mundial przepadł im akurat w takich okolicznościach...